TV bez tajemnic
Pod koniec wakacji producenci telewizorów przygotowują się do zmasowanego ataku na nasze kieszenie. To właśnie wtedy wprowadzane są najnowsze, coraz bardziej wypasione modele odbiorników, kuszące głównie bogatszych klientów. Dla wielu z nich ważne przy wyborze są opinie znajomych, wyniki testów i oceny specjalistów.
W połowie sierpnia poznaliśmy zdobywców tegorocznych nagród EISA (Europejskie Stowarzyszenie Obrazu i Dźwięku), organizacji grupującej przedstawicieli 50 specjalistycznych pism z 20 krajów Europy. Wybierają oni, najlepsze ich zdaniem, urządzenia tzw. elektroniki użytkowej (telewizory, aparaty fotograficzne, smartfony, głośniki itp.). Co tym razem zasłużyło na nagrodę, jeśli chodzi o telewizory?
Tytuł europejskiego telewizora roku 2016 – 2017 zdobył Samsung UE55KS9000. To pierwszy na świecie zakrzywiony telewizor w technologii bezramkowej o przekątnej ekranu 55 cali. Oczywiście jest to model w rozdzielczości Ultra High Definition (4K) i odświeżaniem 2400 Hz, korzystający z najnowszej wersji systemu Tizen. Za znakomite odwzorowanie barw, żywe i naturalne kolory odpowiada technologia Quantum Dot. Odbiornik wyposażony jest w tunery DVB-T/ C/S, DVB-T2, DVB-S2 i modem Wi-Fi. Przymierzając się do jego zakupu, trzeba liczyć się z wydatkiem ok. 9 tys. zł.
W kategorii telewizorów z dużymi ekranami zwyciężył 65-calowy Philips 65PUS7601, którego doceniono za świetną proporcję jakości do ceny. Odbiornik nie jest jeszcze dostępny w Polsce, ale szacuje się, że będzie kosztować ok. 10 tys. zł. Jury konkursu EISA do jego największych zalet poza cenę zaliczyło także: rozdzielczość 4K, podświetlenie Direct LED, system Android TV, obsługę technologii HDR. Uwagę zwraca również trójstronny Ambilight w najnowszej wersji. Przypomnijmy, że jest to technologia opracowana przez Philipsa i polegająca na odpowiednim podświetlaniu obszaru wokół telewizora.
Tytuł europejskiego telewizora Smart TV przyznano modelowi LG UH770V, który sprzedawany jest w trzech wersjach – 49, 55 i 65 cali. W tym przypadku doceniono głównie zalety systemu WebOS, zapewniającego prostą i intuicyjną obsługę funkcji Smart TV. Model z najmniejszym ekranem można kupić za ok. 5200 zł.
Specjaliści EISA uznali, że najlepszym telewizorem do kina domowego jest Panasonic TX-65DX900E, za który trzeba zapłacić min. 18 tys. zł. To i tak dwa razy mniej niż wynosi cena LG Signature OLED65G6, europejskiego high-endowego telewizora roku 2016 – 2017.
Jak mawiał Oscar Wilde: „Bądź sobą, wszyscy inni są już zajęci”. Genialne w swojej prostocie, ale w naszych czasach trudne do zrealizowania. Świat chce przecież, żebyśmy wszyscy byli tacy sami. Kobiety z ustami wydętymi jak rzucona na piasek ryba, figurą godną pokazów mody i móżdżkiem w zaniku, bo nieużywanym. Facetom jest trochę łatwiej, ale też nie powinni odstawać od narzuconej przez znanych ludzi „normy”.
W tym sezonie Ikea lansuje swoje meble bardzo słusznym hasłem „po swojemu”. Szwedzki koncern zachęca, byśmy nie tylko urządzali nasze mieszkania, ale i życie tak jak nam, a nie innym się podoba. Niby proste, ale w czasach, gdy najbardziej ceni się naśladownictwo naprawdę trudne. Nie naśladując nikogo, przedstawiciele Ikei zorganizowali więc prezentację swojego nowego katalogu w oryginalny, inny niż wszyscy sposób. Spotkania były dwa, jedno dla mniej lub bardziej znanych blogerek i drugie dla profesjonalistów, czyli dziennikarek i dziennikarzy. Najpierw przyszły więc między innymi Jessica Mercedes (23 l.) i Maffashion, czyli Julia Kuczyńska (28 l.). Wybór chyba nieprzypadkowy, w końcu o opisujących modę dziewczynach mówi się szafiarki, więc dobrze, by główny element swojego domowego wyposażenia, czyli szafę, miały z Ikei. Na spotkaniu promującym najnowsze meble i akcesoria na opowiadaniu się nie skończyło – znane osoby wcieliły się w bohaterów katalogu. I tak znana z „Tańca z gwiazdami” Paulina Biernat (29 l.) odtańczyła ognisty taniec, choć jak to w kuchni nie miała na niego zbyt wiele miejsca. Potem Anna Mucha (36 l.), a następnego dnia Katarzyna Kwiatkowska (42 l.) śpiewały z wdziękiem do łyżki: która gospodyni domowa nie robi tego, gdy nikt nie słucha i nie patrzy. Na koniec Szymon Majewski (49 l.), który potrafi wzbudzać salwy śmiechu samym swoim wejściem, wcielił się w myjącego rano zęby faceta i wyjaśnił, czemu obowiązki domowe to nie jest najmocniejsza męska strona. Otóż, mężczyzna, kiedy kąpie się tak, że woda jest wszędzie, kiedy porzuca swoje ubrania w różnych nieprzeznaczonych do tego miejscach, a nawet wtedy, gdy nie zamyka klapy od sedesu, zawsze wtedy on myśli. Kreuje, tworzy, zastanawia się, jak zbawiać świat i zamiast mu przerywać, należy zrozumieć i docenić. Żarty nie opuszczają Majewskiego nawet w rozmowach prywatnych i trzeba się mocno napracować, żeby nadążyć za narzuconą przez niego konwencją. Nie każdy jest w stanie szybko ocenić, czy mówi serio, czy może znów się zgrywa. Kiedy opowiadał coś w kuluarach spotkania, na własne uszy słyszałam, jak padło pytanie: Ale pan tak na poważnie teraz?
Całkiem na poważnie stacje zaprezentowały swoje nowe ramówki, a gwiazdy mniejsze i większe pokazały szykowane od miesięcy kreacje. Od ładnych paru lat we wszystkich stacjach leci mniej więcej to samo i zawsze możemy mieć pewność, że czy to TVP, TVN czy Polsat, trafimy na jakiś program kulinarny, show taneczny i jakiś paradokument z niewyszukaną fabułą typu „Szkoła”, „Ukryta prawda” czy „Pamiętniki z wakacji”. Szefowie telewizji przestali już nawet udawać, że ścigają się z innymi na jakość tych programów, chodzi tylko i wyłącznie o oglądalność. Nie zagłębiając się więc w szczegóły jesienno-zimowych programów, przyjrzyjmy się przez moment temu, jak wyglądały gwiazdy na konferencjach ramówkowych. Polsat zaprosił jak zawsze do klubu Endorfina, ale to testosteron musiał buzować w męskich organizmach na widok żony Wojciecha Modesta Amaro (44 l.). Znany szef kuchni z dumą prezentował swoją ładniejszą połowę i jej dekolt po pas. Pani Agnieszka bez wątpienia zwyciężyła w konkurencji na najbardziej śmiałą kreację. Mariola Bojarska-Ferenc (55 l.) odsłoniła natomiast zgrabne i opalone nogi; będziemy je mogli podziwiać w nowym sezonie „Tańca z Gwiazdami”, który od kilku sezonów produkuje Polsat. Na konferencji TVP najpiękniej wyglądały Małgorzata Kożuchowska (44 l.) i Katarzyna Cichopek (33 l.), kolejny raz udowadniając, że styl i umiar zawsze się obronią. Wbrew przekonaniu dziennikarzy informacyjnych, którzy z uporem godnym lepszej sprawy wierzą, że to na nich opiera się sukces stacji, ich obecnością na obydwu imprezach nikt się specjalnie nie interesował. Nie błyskały na ich widok flesze, a i szefowie też ich jakoś szczególnie nie chołubili. Aktorzy, tancerze, kucharze – to oni robią teraz oglądalność, im dużo się płaci i ich z dumą pokazuje.
Gwiazdą warszawskiej premiery filmu „Czerwony kapitan” był grający główną rolę Maciej Stuhr (41 l.). Nasz aktor pewnego dnia dostał telefon od słowackiego reżysera i postanowił skorzystać z okazji, by zagrać jedynego sprawiedliwego, a więc postać, o której – jak sam mówi – „marzy każdy aktor”. Stuhr wciela się w postać młodego policjanta. Musi zmierzyć się on nie tylko z przestępcami, ale i z kolegami z zespołu, którzy nie wszyscy mają czyste sumienia. Rzecz dzieje się bowiem na Słowacji tuż po rozpadzie Czechosłowacji w 1992 roku. Z policyjnych akt jak trupy z szafy wychodzą historie dawnych ubeków, całego aparatu państwowego, który wszelkimi metodami walczył z opozycją, wciągając w to wszystkich, bez wyjątku. Opowieści z dużym potencjałem brakuje jednak pewnego poziomu ogólności, tak by była zrozumiała przez wszystkie pokolenia i w krajach, które nie doświadczyły komunistycznego terroru. Dla ludzi poniżej 25. roku, a może i nawet 30. roku życia (a to oni zapełniają sale kinowe) nawet w Polsce ta historia jest zupełnie niezrozumiała. Oni nie pamiętają tamtych czasów i nie znają ich zbyt dobrze z lekcji historii. Równie dobrze można im pokazywać bohaterów spod Grunwaldu i oczekiwać, że dadzą się porwać filmowym emocjom. Pewna słowacka dziennikarka miała powiedzieć do naszego aktora, że jest teraz „słowackim Jamesem Bondem”. Nie ma wątpliwości, że talent Stuhra na pewno pozwoliłby mu brawurowo wcielić się w postać 007, ale słowacko-czesko-polska produkcja jest tak daleko od filmów o słynnym szpiegu jak daleko leży Bratysława od Londynu.