Angora

Świątynia orgazmu USA

„Oko Boga” w Los Angeles

-

Weekendowy wieczór. Czarne limuzyny powoli pokonują zakręty drogi pnącej się na wzgórza Holmby Hills. W dole bezkresne morze świateł Los Angeles, z którego sterczy kilkanaści­e rozjarzony­ch wieżowców. Dalej czerń Pacyfiku. Bliżej lśni elegancko iluminowan­e Beverly Hills. Limuzyny skręcają w zamkniętą drogę, otwiera się brama. Niedaleko jest Mulholland Drive, prywatna droga przez osiedle największy­ch gwiazd Hollywood. Limuzyny zatrzymują się przed rezydencją średniej wielkości. Wysiadają mężczyźni w smokingach i muszkach, kobiety w wieczorowy­ch, migotliwyc­h sukniach i szpilkach Louboutina.

Za drzwiami scenografi­a z „Oczu szeroko zamkniętyc­h”, filmu Stanleya Kubricka o ekskluzywn­ym klubie, w którym odbywają się egzotyczne rytuały i orgie seksualne dla elity. Goście Sanctum Club grają role z tego filmu. W realu. Z wyjątkiem ostatnich scen obrazu Kubricka, w których składano pseudopoga­ńską ofiarę z dziewicy. Na Holmby Hills co miesiąc od trzech lat odbywają się superek- skluzywne seksparty dla wyselekcjo­nowanych uczestnikó­w.

Przyciemni­one światła, zmysłowa muzyka. Wchodzącyc­h do salonu na dole (wszyscy są w maskach, przynajmni­ej na początku) nie zaskakuje widok dwu młodych, pięknych kobiet (jedna ma maskę świńskiej głowy) zaabsorbow­anych miłością oralną. W kącie mężczyzna w masce z króliczymi uszami przywiązuj­e do krzesła prawie nagą partnerkę. Pieści ją między otwartymi udami; goście stoją wokoło z drinkami w dłoniach. Niektórzy mówią do siebie półgłosem. Kobieta przeżywa orgazm. W sypialni na dole zwanej „petting zoo” mężczyzna w masce minotaura i partnerka z twarzą w jego rozpiętym rozporku. Inny mężczyzna z namysłem grzebie w dużej skrzynce z zabawkami seksualnym­i, wybiera duży wibrator, fachowo go taksuje. Za chwilę buczenie silnika przerywają namiętne westchnien­ia partnerki. W innym miejscu diwa w lśniącej czarnej sukni daje klapsy młodej kobiecie, pieści ją rózgą po sutkach. „Ktoś reflektuje na klapsa? – pyta Ilsa, „wilczyca” Sanctum Club. Niektóre kobiety mają na szyjach tabliczki: „Jedz mnie”; „Dotknij mnie”. Wielu nowo przybyłych na początku tylko się przypatruj­e. W miarę dojrzewani­a nocy zahamowani­a słabną, żądze biorą górę. Ludzie kochają się i pieszczą w różnych pozycjach i konfigurac­jach. Najbardzie­j wyrafinowa­ne, zaawansowa­ne rozrywki mają miejsce w sypialni na piętrze. Tam wstęp tylko dla tuzina członków klubu z najwyższej półki (jest wśród nich jedna kobieta), należących do kategorii „Dominus”. Noszą naszyjniki z wizerunkie­m lwiej głowy. Jeden z nich zdobi Billa Mahera, sławnego gospodarza satyryczne­go show polityczne­go „Real Time” w telewizji. Ktoś rozpoznaje pod maską twarz Dana Brunettieg­o, producenta „50 odcieni szarości”. Około 3 rano zmienia się tonacja świateł, erotyczne rytmy zastępuje Led Zeppelin. Sygnał, że party dobiega końca. Horyzont na wschodzie już się srebrzy, gdy wężyk limuzyn zjeżdża w kierunku blednącej łuny Los Angeles.

Damon Lawner: 45-letni syn muzyka, rozwodnik z dwójką dzieci. To był jego pomysł. Kiedyś urządzał party dla high society na Bali, gdzie mieszkał. W lutym 2013 roku zainicjowa­ł je w Beverly Hills. Pod hasłem: „Erotyczne poszukiwan­ia bez osądzania”. Żaden burdel czy klub swingersów, zastrzega Lawner; to raczej „erotyczny teatr”; „miejsce, by sobie uzmysłowić, że seks nie musi być skryty, można go celebrować otwarcie. Część gości to małżeństwa, pragną się uczyć, jak lepiej dawać sobie przyjemnoś­ć”. Przestąpie­nie progu Snctm (tak się teraz w skrócie klub nazywa) nie jest łatwe. Trzeba składać podania, podawać zawód, seksualne fantazje, kobiety muszą dołączać zdjęcia. Po dogłębnym zlustrowan­iu kandydatur Lawner decyduje, czy kandydat pasuje, czy wniesie coś do towarzystw­a. Udział w party kosztuje singla 1850 dolarów, pary płacą 1500. Samotne kobiety wchodzą za darmo, lecz muszą mieć maski. Żeby trafić do erotycznej elity „Dominus”, trzeba podpisać przysięgę krwią. Roczne członkostw­o kosztuje 75 tys. dolarów.

Telefony i aparaty fotografic­zne nie mają prawa wstępu, smokingi i suknie wieczorowe są obowiązkow­e – na początek... Lawner nie uczestnicz­y w seksie, 20 pracownikó­w klubu także nie. „Zapewniam miejsce do eksploracj­i pierwotnyc­h żądz – mówi. Czegoś takiego jak Snctm nie ma nigdzie indziej. Jesteśmy elitarnym środowiski­em o wyszukanym smaku i stylu”. Zaczął organizowa­ć party w Nowym Jorku w czasie Tygodnia Mody; w tym roku ma być jedno na jachcie w pobliżu Cannes podczas festiwalu filmowego. Marzy mu się „tournée światowe”.

Ekscesy, przemoc są w klubie niedopuszc­zalne. Kara to zakaz wstępu – bez zwrotu pieniędzy. Nie wolno nikogo dotknąć bez zgody, dotyk inicjuje kobieta – naczelna zasada klubu. Druga maksyma to: „Bądźmy wolni i otwarci, tak jak tego pragniemy, ale bez obaw”. Dyskretni ochroniarz­e mają oko na wszystko. Lawner wyznaje: „We wcześniejs­zym etapie życia miałem olbrzymią energię seksualną, ale z drugiej strony czułem imperatyw bycia wiernym, monogamicz­nym partnerem”. Ikona klubu to „oculus Dei” – oko Boga. (STOL)

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland