Film stał się moim życiem
Leopold René Nowak ostatnio mało występuje. Zajął się innymi sprawami. Teraz pisze książkę
że niektórzy aktorzy wykorzystują swoje zdolności w urzędzie czy przy policjancie, który wypisuje im mandat, ja jestem w tym beznadziejna.
– Nie masz w sobie ani krztyny makiawelizmu?
– Wstydziłabym się go, a poza tym nie byłabym wiarygodna. Śmieję się, że nie gram, jak mi nie płacą. Poza tym... naprawdę bardzo dużo dostałam od losu i nie chcę tego zepsuć jakimś nieczystym zagraniem.
– Los nie pozwoli się oszukać, bo to on cię wybrał, a nie ty jego. Pomyśl, jeszcze nie skończyłaś studiów, a już odnalazła cię Barbara Sass i zagrałaś w filmie obsypanym od razu deszczem nagród.
– Nie wierzyłam, że to się stało. Jeszcze długo myślałam, że ktoś zadzwoni i powie: „Pomyłka”. Gdy na festiwalu w Gdyni, gdzie ogłoszono tę nagrodę, wszyscy przenieśliśmy się z Teatru Muzycznego na bankiet do hotelu Gdynia, bawiłam się z Grzegorzem Jarzyną, tańczyłam i nagle podeszła do mnie rozwścieczona starsza pani, pytając: „Pani się nazywa Cielecka?”. „Tak”, i myślę: Zaraz się zacznie. „To pani dostała tę nagrodę?”. „No ja”. „To dlaczego pani nie przyszła do księgowości?! Trzeba odebrać i pokwitować pieniądze”.
– Im człowiek jest wyżej, tym większa ciąży na nim odpowiedzialność.
– Po takim starcie poczułam się, jakbym złapała Pana Boga za nogi i bardzo się bałam, żeby nie zejść poniżej poziomu. Kiedy Piotr Wereśniak zaproponował mi rolę w „Zakochanych”, w pierwszej polskiej komedii romantycznej, wszyscy mi odradzali, a Barbara Sass nawet się na mnie obraziła. Zagrałam tam słodką idiotkę, naprawdę się nad nią namęczyłam. Później na festiwalu w Gdyni pokazano dwa tak różne filmy ze mną – „Egoistów” i właśnie „Zakochanych”. Dla aktorki marzenie, możliwość pokazania się w skrajnie odmiennych rolach. Oba zostały zjechane. Wtedy mnie to przygnębiło. Dziś już wiem, że w tym zawodzie trzeba ryzykować, stale sięgać po coś nowego. – Jak teraz „Belle Epoque”? – No właśnie. – Czy planujesz swoje życie, wytyczasz sobie nowe cele?
– Wytyczam i planuję to, na co mam wpływ. Przeprowadziłam się znowu na Mokotów. Z tą myślą, żeby na emeryturze mieć blisko do mojego zakładu pracy, jakim jest Teatr Nowy, będę sobie do niego dreptać przez park. Reszty nie da się zaplanować. Dlatego staram się żyć dzisiaj i z tego się cieszyć, a nie martwić się, co będzie jutro.
Zagrał w ponad 80 filmach. Aktor, scenarzysta, reżyser, publicysta, działacz kulturalny, wydawca i producent filmowy. Pomysłodawca Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych, współautor książki o Romanie Polańskim, z którym się przyjaźnił. Założyciel i właściciel krakowskiej Oficyny Filmowej „Galicja”, wydawca kilku tytułów prasowych. Autor wstępu do pierwszego polskiego wydania Konstytucji Stanów Zjednoczonych, inicjator Społecznego Komitetu Odnowy Zabytków Krakowa, uczestnik wielu festiwali. Reżyseruje i produkuje filmy, pisze też książkę.
Niczym niewyróżniający się narożny dom przy jednej z krakowskich ulic, poza centrum miasta. Parterowy, z półpiętrem. Długi korytarz. Po lewej stronie jadalnia, w głębi duży długi salon z oknami na zamknięty murem taras. Komody, kredensy, wiele obrazów, w tym kilka jego autorstwa, mnóstwo zdjęć i kilka wiszących zegarów. A wszędzie ogrom papierów, gazet, książek. Zdjęcia sprzed lat, z planów filmowych, z przyjaciółmi, z Jerzym Kosińskim, Ryszardem Horowitzem, Zbigniewem Cybulskim, Andrzejem Łapickim, Bronisławem Kaperem, a także z Romanem Polańskim, w tym właśnie salonie, ze wspólnej wigilii.
Mieszka tu od ponad 30 lat. Z żoną, bo dzieci wyrosły i – jak mówi – bywają od czasu do czasu. – Dostałem to mieszkanie od prezydenta miasta Jerzego Pękali, abym nie wyjeżdżał z Krakowa, gdyż oferowano mi lokal w Warszawie. „Tyle pan zrobił dla naszego miasta, że nie może pan stąd wyjechać” – powiedział mi prezydent Pękala. Wcześniej mieszkałem w Krakowie w kilku miejscach, ostatnio pod Wawelem.
Opowiada o swojej wieloletniej przyjaźni z Romanem Polańskim, która nagle się skończyła. Dlaczego? – Znamy się z dziecinnych lat, potem wiele wspólnie przeszliśmy. I w pewnym momencie nastała cisza. Nie dzwonimy do siebie. Nie utrzymujemy kontaktów.
Trwa to od chwili, kiedy jedna z krakowskich gazet opublikowała kilka lat temu artykuł, jakoby Leopold Nowak był współpracownikiem UB. – Tylko Roman to wszystko wiedział od dawna. Powiedziałem mu o tym 60 lat temu. Znał fakty z mojego życia, że nakłaniano mnie do współpracy, jakie były tego okoliczności. To nie była dla niego nowość.
Mówi, że wcale nie jest mu przykro. – Czuję raczej rozczarowanie.
Przyznaje, że w młodości został zatrzymany przez UB, ale żadnej deklaracji współpracy nie podpisał, bo nikt od niego tego nie wymagał. – Kilka lat później, kiedy byłem już aktorem i wystąpiłem w kilku filmach, przyjechali po mnie i zabrali na komisariat, a potem na ulicę Pomorską. Dziś już wiem, że był tam wywiad i kontrwywiad.
Opowiada, że postawiono mu wiele zarzutów, m.in. że jest amerykańskim szpiegiem i grozi mu 12 lat więzienia. A po odsiedzeniu zostanie wydalony z Polski. – Trzymali mnie cały dzień, a później zawieźli do siedziby KW PZPR. I tam ówczesny pierwszy sekretarz zaproponował mi współpracę. „Jak nie, to oni się z tobą rozprawią” – powiedział. Zgodziłem się, ale na moich warunkach i z zastrzeżeniem, że zawsze mogę się wycofać. I podpisałem to u sekretarza, a nie w UB. To było zobowiązanie wobec partii, a nie bezpieki.
Wspomina, że występował potem na jakichś partyjnych akademiach, recytował dziwne wiersze i wychwalał partię na łamach „Dziennika Polskiego” z innymi bezpartyjnymi, witając entuzjastycznie II Zjazd PZPR. – I na tym ta współpraca polegała. Na nikogo nie donosiłem, nikomu nie zrobiłem krzywdy. Wywalenie teraz tego na światło dzienne miało mnie skompromitować.
Nie chce już dalej rozmawiać o Polańskim. Czuć, że jest zawiedziony. Ale zdjęcia z dawnym przyjacielem wciąż wiszą w salonie.
Jego życie to scenariusz na film. Urodził się w Kolonii. – Rodzice tułali się po różnych miejscach. Mama umarła, ojciec ponoć zginął, więc wylądowałem nawet w sierocińcu. W czasie wojny cała szkoła musiała przystąpić do Hitlerjugend, zatem i ja się tam znalazłem.
Po wojnie przyjechał z ciotką do Polski. Do Koźla, a chwilę potem do Krakowa. Miał 12 lat. Zaczął chodzić do szkoły i tam odkryła go Maria Biliżanka, reżyserka z Teatru „Wesoła Gromadka”. – Zadebiutowałem w sztuce „Z biegiem Wisły” w reżyserii Antoniego Bohdziewicza. Trudny czas, bieda. Imałem się różnych zajęć. Sprzedawałem gazety, lody „Alaska”, nosiłem bagaże. Z czegoś trzeba było żyć. Potem nawet w rejs na „Batorym” popłynąłem.
Grał w Teatrze TUR, Starym Teatrze, w Teatrze Młodego Widza, Cricot 2 (był jednym z założycieli), Teatr Groteska. – Tak chciał los, choć marzyłem, aby zostać marynarzem albo lotnikiem. Aktorstwo mnie jednak wciągnęło. Zrobiliśmy też pierwszy polski serial radiowy.
Z teatrem związany był do połowy lat 50. Po liceum studiował historię sztuki na UJ. – Zacząłem też pisać do różnych tytułów prasowych, polskich i zagranicznych. Przez wiele lat publikowałem w „Przekroju”. Po historii sztuki studiowałem psychologię, gdyż uznałem, iż należy znać przyczyny wielu procesów zachodzących w ludzkiej głowie. Niestety, nie skończyłem tego kierunku.
Na ekranie zadebiutował w wieku 14 lat w głównej roli w filmie „Pierwszy start” Leonarda Buczkowskiego. – To była doskonała szkoła. Szkoła życia.
Mówi, że chciał uczyć się w szkole filmowej. – Zdawałem kilka razy, będąc jeszcze na historii sztuki. Ale wszyscy radzili, abym skończył rozpoczęte studia. Miałem już za sobą wiele ról w różnych produkcjach.
Śmieje się, że zamiast do szkoły filmowej trafił jako asystent reżysera na plan produkcji „Powrotu” Jerzego Passendorfera. – Miałem 26 lat i byłem bez dyplomu. Nie miało to jednak wielkiego wpływu na moją karierę, bowiem w tej roli występowałem jeszcze wielokrotnie. Film stał się moim życiem.
Występował w filmach do 2013 r. Ale jeśli ktoś go jeszcze zaprosi, to chętnie zagra. – Nie ma w Polsce nikogo, kto tak długo pojawiałby się na planie. I nie dlatego, że jestem tak stary, ale dlatego, że zacząłem w wieku 14 lat.
O reżyserii myślał już na studiach. Samodzielnie zadebiutował w 1971 r., krótkometrażowym filmem „Laba”. Potem zrealizował jeszcze 15 innych, w tym trzy