Guerlain Butungu
Banda czarnoskórego „Blondyna” zgwałciła Polkę i skatowała jej towarzysza. Banda to: jedyny dorosły Guerlain Butungu, pseudo „Blondyn”, i trzech nastolatków w wieku 15, 16 i 17 lat. Jak twierdzi policja, działają brutalniej niż znani opinii publicznej groźni, dużo starsi przestępcy. Ich narodowości to kolejno: Kongijczyk, dwaj Marokańczycy i Nigeryjczyk.
Teraz są już w areszcie. Gdy śledczy zacieśnili krąg osób podejrzewanych o napaść na Polaków, a media opublikowały zdjęcia z monitoringu, dwaj bracia − pod presją ojca Mohameda, od dawna mającego problemy z wymiarem sprawiedliwości − zgłosili się na komendę, przyznając do udziału w zdarzeniu. Kolejnego napastnika policja ujęła w pobliżu miejsca zamieszkania, zaś herszta Butungu zatrzymano w trakcie ucieczki koleją, uniemożliwiając mu przedostanie się do Francji.
Banda dopuściła się zbiorowego gwałtu na 26-letniej obywatelce państwa unijnego, a także rozboju na jej rówieśniku. Tamtej nocy, z 25 na 26 sierpnia, ich ofiarą padli nie tylko Polacy. Zaraz po koszmarnych wyczynach na plaży bandyci schwytali peruwiańską transseksualistkę. Dziennik Libero dotarł do jej zeznań: − Butungu krzyczał: „Kim ty, kurwa, jesteś? Masz cipę czy chuja? Bo jak chuja, to cię zabijemy!”. Trzech mnie przytrzymywało, czwarty gwałcił, i tak na zmianę. Dwaj pierwsi, którzy mnie zgwałcili, nie mieli dosyć, i zrobili to ponownie. Do wytrysków, bez prezerwatywy, dochodziło w pochwie.
Czterdziestoletnia transseksualistka, która mieszka w Mediolanie i z różnymi klientami miała do czynienia, stwierdziła, iż z tak bezlitosnymi młodymi ludźmi dotąd się nie zetknęła. Uderzali ją po głowie butelką, byli bliscy podcięcia jej gardła, choć nie stawiała oporu i błagała jedynie o użycie kondoma. Na koniec zabrali jej telefon i 40 euro, po czym zrzucili z pobocza w kłujące i parzące chaszcze. Była tak pokiereszowana, że musiała prosić wiceburmistrz Glorię Lisi o długie sukienki. Mimo szoku podała rysopisy oprawców z zegarmistrzowską precyzją. Pozwoliła też błyskawicznie skojarzyć obie sprawy, bo w swojej relacji od razu zwróciła nie mu komórek i portfeli. Turyści stracili jeszcze aparat fotograficzny i zegarek (przedmioty te odzyskano). On, skopany po całym ciele, wielokrotnie uderzony butelką w głowę, leżał twarzą w piasku i wymiotował, ją po kolei gwałcono. Jak napisze sędzia: „brutalnie i niegodziwie”. Słyszała rytmicznie wykrzykiwane „ I kill you”; sama nie mogła nawet wzywać pomocy, bo trzymano ją za gardło. Prawie się udusiła. Asesorka gminna Claudia Nozzetti wyraziła nadzieję, iż gwałciciele „zostaną zmuszeni, aby sobie nawzajem poobcinać i zjeść”.
Pokrzywdzeni już wrócili do kraju, lecz ich przypadek długo będzie żarzył się w mediach, gdyż zapowiada się skomplikowane, międzynarodowe postępowanie, w które wciągnięci są imigranci i Europejczycy z Unii. Od wyroku, jaki zapadnie, zależy, czy kontrast czarne – białe (źli imigranci – dobrzy, cywilizowani Europejczycy) okaże się obrazem w lustrze, czy też odbiciem w krzywym zwierciadle. Dodatkowo ambiwalentna postać Guerlaina Butungu, uchodźcy przebywającego w Italii od 2015 roku, nadaje sprawie kolorytu politycznego.
Kongijczyk dotarł na Lampedusę i dostał pozwolenie na pobyt uza- kowe ciuchy. Na swym profilu na FB często dziękował Bogu za wsparcie (choć nie ma pewności, czy jest wyznania ewangelickiego, czy należy do Świadków Jehowy). Miał czystą kartotekę policyjną. Jego aresztowanie szefowa partii Bracia Włosi podsumowała w ten sposób: − Lider bandy to osoba ubiegająca się o azyl, którą utrzymujemy za 37 euro dziennie. Teraz niech te robale zgniją w więzieniu.
Dwaj bracia urodzili się we Włoszech, w marokańskiej rodzinie (młodszy ma orzeczone 80 proc. inwalidztwa). W Vallefoglia uchodzili za „karaluchy”. Trochę kradli, a nieufność potęgowało pochodzenie ich rodziców. W Maroku, jak sygnalizuje portal arabpress.eu, społecznym tabu jest gwałt małżeński legitymizowany religią. Co działo się w ich domu? Nic dobrego. Czworo dzieci wychowywało się na ulicy. Miejscowi karabinierzy, co rusz wzywani na interwencję, robili składki na jedzenie dla nich. W 2014 roku władze próbowały odesłać kłopotliwą familię do Maroka i były gotowe wręczyć jej na podróż, oprócz biletów, po 5 tys. euro na osobę. Nic z tego nie wyszło. Obecnie ojciec Moha-