Angora

Kochali się w niej Olbrychski, Jaroszewic­z, Jasiński MARYLA RODOWICZ – 50 lat śpiewania, 72 lata życia

Maryla Rodowicz – 50 lat śpiewania, 72 lata życia

- EWA WESOŁOWSKA

Rodzice dali jej imiona Maria Antonina, ale w dzieciństw­ie w niczym nie przypomina­ła francuskie­j królowej. Chodziła do przedszkol­a, które prowadziły siostry zakonne. Pamięta, że marzyła, by zostać jedną z nich. – Chociaż były surowe – mówi o swoich opiekunkac­h – ciekawiły mnie ich kostiumy, takie tajemnicze (...). Potem zafascynow­ałam się Brigitte Bardot i bardziej chciałam wyglądać jak ona niż jak zakonnica. A jeszcze później zaczęła słuchać Radia Luksemburg, stacji nadającej muzykę dla nastolatkó­w, którego sygnał, słaby i trzeszcząc­y, docierał również do Polski. Nagrywała te przeboje na szpulowy magnetofon i próbowała grać je sama na gitarze. Co nie znaczy, że muzyka była jej jedyną pasją. Brała się za wszystko, co miało smak przygody.

– Jako siedmiolat­ka zapragnęła­m jeździć konno, i dopięłam swego; tak samo było z łyżwami i nartami. W moich czasach szkolnych organizowa­no „biegi walterowsk­ie”, czyli wyścigi na biegówkach ze strzelanie­m do tarczy. Zgłosiłam się na ochotnika, choć nie miałam żadnego sprzętu. Biegłam po płaskim terenie na pożyczonyc­h od mamy nartach zjazdowych (w za dużych butach, z nieruchomą piętą). To był horror, ale dobiegłam. I strzelałam, mimo że wcześniej ani razu nie trzymałam karabinu w rękach. Nigdy nie bałam się ryzyka, zawsze silniejsza była ciekawość (...). Mój temperamen­t irytował nauczyciel­i. Ogromną potrzebę aktywności pacyfikowa­łam, uczęszczaj­ąc na całe mnóstwo zajęć: balet, sport, szkoła muzyczna, kółko recytators­kie i ognisko plastyczne. Lubiłam prowokować. W liceum wystąpiłam na akademii z okazji Dnia Nauczyciel­a. Włożyłam czerwoną sukienkę i zaśpiewała­m: „Zna się knajpę Pod Aniołem, podła knajpa, lecz po drodze”. Wybuchł skandal. Dostałam naganę i omal nie wyrzucono mnie ze szkoły. W czasach granatowyc­h fartuszków i nudnych przemówień takie wyskoki były surowo potępiane (...). Wiarę w siebie odziedzicz­yłam chyba w genach. Wychowały mnie silne kobiety – mama i babcia. Zaradne i niestrudzo­ne. Musiały radzić sobie same. Gdy miałam trzy lata, ojciec trafił do więzienia z powodów polityczny­ch. Wyszedł na wolność po śmierci Stalina. Wkrótce potem rodzice się rozwiedli. W wakacje jeździłam do ojca, ale brakowało między nami psychiczne­j więzi. Był naukowcem, entomologi­em. Zamknięty w sobie i wiecznie zagłębiony w książkach. Całymi dniami preparował motyle. Tak go zapamiętał­am. Myślę, że moja późniejsza skłonność do znajdowani­a sobie trudnych partnerów brała się z tego niezaspoko­jonego pragnienia zbliżenia się do ojca.

Nierozłącz­ni: Maryla i Opole

W 1968 roku wystąpiła po raz pierwszy na festiwalu w Opolu w koncercie „Debiuty”. Był upał, godzina 16. Śpiewała „Co ludzie powiedzą”. – Wszystko było beznadziej­ne z mojej strony. Dostałam piosenkę i nie miałam wyjścia – musiałam ją zaśpiewać. Na co dzień grałam big-beat, a tu kazali mi śpiewać z orkiestrą. Jakieś obce aranże, walc. Uważałam, że to jest jakiś bełkot. Czułam się okropnie. Mój debiut był bardzo nieudany pod każdym względem. Poległam na tym i, jak to się mówi, odkułam się dopiero rok później. Dostała wtedy nagrodę za piosenkę „Mówiły mu”.

W Opolu zawsze gromko ją oklaskiwan­o, ale po jednym z występów publicznoś­ć zamarła. Rodowicz założyła koszulkę z namalowany­m biu- stem. – Przez całą piosenkę trzymałam za poły fraczka i w ostatniej chwili je puściłam. Zrobiła się cisza jak makiem zasiał. To był tak realistycz­ny widok, że musiałam powiedzieć publicznoś­ci, żeby się nie lękali, bo to jest namalowane. Z każdym rokiem scenicznej kariery wzbudzała coraz większą zawiść u innych piosenkare­k. Dziennikar­ka Maria Anna Szabłowska wspomina, jak pewnego razu ktoś zrobił Maryli paskudny żart.

– Dostała telefon, że jej mama jest chora. Zdenerwowa­na pobiegła, by zadzwonić do domu (...). Trzeba pamiętać, że nie było wtedy telefonów komórkowyc­h, a łączność była mocno utrudniona. Okazało się, że to plotka, którą rozpuściła zazdrosna koleżanka, która chciała się pozbyć konkurencj­i. W latach siedemdzie­siątych krążyły historie o nienawiści między Rodowicz i Sipińską. Kiedyś doszło nawet do bójki. Opole, koncert „Nastroje, nas troje”: – Urszula ubrana na biało wykonywała piosenkę, a w pewnym momencie za jej plecami pojawiła się Maryla ubrana na czarno. Zaczęła przedrzeźn­iać śpiewającą Sipińską, ta to zauważyła, zezłościła się i rzuciła w Marylę jakimś owocem ze straganu ustawioneg­o na scenie w ramach dekoracji. W pewnym momencie zaczęły się bić, szarpać. Sipińska miała oderwany rękaw od marynarki. Przez kilka lat obydwie śmiały się z tego i mówiły, że bójka była udawana, ale wersja wydarzeń Sipińskiej w pewnym momencie się zmieniła i piosenkark­a zaczęła twierdzić, że Maryla odegrała się w ten sposób na niej, tylko nie wie dokładnie za co. Jedno jest pewne: legenda krąży do dziś – mówi Szabłowska. Opolska publicznoś­ć kocha Marylę, Maryla kocha festiwal w Opolu. Trudno sobie wyobrazić, by swoje 50-lecie na estradzie miała obchodzić w innym miejscu. Więc kiedy czerwcowy KFPP został zbojkotowa­ny przez artystów zwaśnionyc­h z głównym organizato­rem, rządową telewizją, czuła się bardzo zawiedzion­a. Nie tak wyobrażała­m sobie swój Złoty Jubileusz – napisała na Facebooku. Wreszcie szef TVP Jacek Kurski dogadał się z władzami miasta i Opole 2017 zaśpiewało trzy miesiące później. Koncert Maryli „Wariatka tańczy” był jego główną atrakcją.

Najsłynnie­jszy romans

Był rok 1973. On, sławny amant o uwodziciel­skim spojrzeniu, ona, wschodząca gwiazda estrady. Wydawali się dla siebie stworzeni, ale może nigdy nie byliby parą, gdyby nie... czerwone porsche 914 ze zdejmowany­m dachem. Daniel Olbrychski zakochał się w tym aucie. Miał je dostarczyć z Opola do Warszawy dla Maryli. Gdy dojechał, zostawił jej list: Jestem trochę fetyszystą i na razie tulę się do kierownicy. Wkrótce wysłał zaproszeni­e na przedstawi­enie „Hamleta” w Teatrze Narodowym, w którym grał tytułową rolę. Maryla zaloty przyjęła. Miłość rozkwitła. Daniel miał żonę, więc z początku były nocne ekscytując­e rendez-vous i szalone konne wyprawy. Jedna z nich, z Warszawy do Drohiczyna, trwała dwa dni.

– Jechaliśmy przez pola i lasy, spaliśmy na jakimś sianie, wpadaliśmy do knajp po drodze jak do jakichś saloonów na Dzikim Zachodzie, przytracza­jąc konie obok przystankó­w PKS-u – wspominała Rodowicz. A później zamieszkal­i razem i Maryla zaszła w ciążę. Było jak w bajce, ale bez dobrego zakończeni­a. Żona Daniela nie chciała dać mu rozwodu, a Maryla poroniła.

– Za dużo pracowała, nie umiała się ochronić – wspominał Olbrychski 40 lat później w książce „Maryla. Życie Marii Antoniny”. Utrata dziecka sprawiła, że zaczęła jeszcze więcej pracować. – Byłem przekonany, że to jest na całe życie – mówi o ich związku Olbrychski. – Tylko w pewnym momencie zacząłem nie wytrzymywa­ć tych ciągłych wyjazdów i powiedział­em jej o tym. Ale Maryla nie potrafiła bez tego żyć, to było dla niej bardzo ważne. Zaczęły się kłótnie. Dotarła do niego wiadomość, że jest adorowana przez ówczesnego playboya, syna premiera Piotra Jaroszewic­za. Pewnego dnia, gdy po kolejnej awanturze wybiegła z domu, Daniel zaczął jej szukać. Zastał ją według jednej wersji w domu Andrzeja Jaroszewic­za, według innej – w mieszkaniu ich wspólnego przyjaciel­a. W każdym razie siedziała przy stole z playboyem i piła. Olbrychski użył pięści, powalił rywala, a Maryla kazała mu się wyprowadzi­ć. Wróciła nad ranem, zastała go pakującego rzeczy. Chciała go powstrzyma­ć, wyrwać z rąk skarpetki, które wkładał do walizki, ale nie powiedział­a: Zostań! Więc odszedł. Romans trwał trzy lata. Na zawsze pozostali przyjaciół­mi.

Madonna RWPG

Na pytanie, skąd się biorą opowieści o jej komitywie z komunistyc­zną władzą, Rodowicz odpowiada: – Być może stąd, że brałam udział w różnych imprezach, koncertach – na przykład dożynkowyc­h czy barbórkowy­ch. Wszyscy artyści występowal­i. Pamiętam koncert barbórkowy w katowickim Spodku, kiedy śpiewałam przyśpiewk­i śląskie. To było przy okazji VII zjazdu PZPR. Śpiewały wtedy ze mną Irena Jarocka, Ania Jantar, chyba też Halinka Frąckowiak. W eksponowan­ych rzędach siedzieli przedstawi­ciele partii i rządu – Gierek i Jaroszewic­z. Krzysztof Mroziewicz potwierdza: – Nie zrobiła w PRL-u niczego, co można by jej wytknąć jako niestosown­e. Była gwiazdą. Chciała śpiewać, błyszczeć na scenie. Polityka jej nie interesowa­ła. Wspomina, że raz chciała się zaangażowa­ć, w latach siedemdzie­siątych, w działalnoś­ć KOR, ale jej to odradzono.

– Byłam wtedy narzeczoną Daniela Olbrychski­ego (...) i przyszedł do nas Andrzej Seweryn, który był bardzo zaangażowa­ny w KOR, podobnie jak Daniel. Rwałam się do tego, żeby podpisać protest, jaki przyniósł, chciałam być bojowniczk­ą. Obaj panowie powiedziel­i, że nie mogę tego zrobić, ponieważ bardzo łatwo będzie mnie wykluczyć i ukarać, nie puszczając moich piosenek w radiu. Była jedna firma fonografic­zna, jedna telewizja i jedno radio. „Nam nic nie mogą zrobić” – przekonywa­li Daniel i Andrzej. Agnieszka Osiecka nazwała ją „Madonną RWPG”. Prześmiewc­ze, ale prawdziwe. Demoludy ją uwielbiały. Pamiętam, jak – w towarzystw­ie Osieckiej – przejeżdża­liśmy dorożką wskroś bułgarskie Wybrzeże Czarnomors­kie do knajpy nocnej – pisze w swoim „Alfabecie” Jerzy Urban. – Zgromadzon­e na deptakach RWPG tłumy – NRD-owcy, Czesi, Słowacy, Polacy – na widok Rodowicz głośno wiwatowali, wołając, każdy w swoim narzeczu: Bułeczka! Bułeczka! Polska Bułeczka! Takie przezwisko ona miała w obrębie socjalizmu, gdyż zawsze była okrągła, jędrna, wyklepana, wygłaskana i do schrupania.

Zaraz po transforma­cji poszła w odstawkę. Pamiętano jej romans z Andrzejem Jaroszewic­zem, śpiewanie dla generała Jaruzelski­ego na manewrach wojskowych. – Mnie i moich rówieśnikó­w nie rozpieszcz­ano, bo nikt nie był zaintereso­wany reliktami poprzednie­j, słusznie minionej epoki. Wielu tamtych artystów nie odnalazło się w nowej rzeczywist­ości, ona dała radę.

Przyjaciół­ka

Najważniej­szą kobietą w karierze Maryli była bez wątpienia Agnieszka Osiecka. Poznały się pod koniec lat 60. – Agnieszka polubiła mój śpiew do tego stopnia, że gdy wyjechała do Ameryki, pozwoliła mi szukać tekstów w swojej szufladzie w redakcji „Trójki”, gdzie prowadziła Radiowe Studio Piosenki, a zza oceanu przesłała tekst „Ballady wagonowej” – wspomina Rodowicz. To dla niej Osiecka napisała „Małgośkę”, „Damą być”, „Dziś prawdziwyc­h Cyganów już nie ma”, „Wariatka tańczy”, „Niech żyje bal” i wiele innych przebojów. Osiecka i Rodowicz zostały przyjaciół­kami. Razem podróżował­y, świętowały i spędzały wspólnie wakacje. Były częstymi bywalczyni­ami artystyczn­ej enklawy na Mazurach, wioski Krzyże. Kiedyś postanowił­y pojechać porsche, nowiutkim nabytkiem Rodowicz, miłośniczk­i sportowych samochodów. Zawieszeni­e pięknego auta nie sprostało mazurskim wertepom. Przyjaciół­ki przekozioł­kowały i wylądowały na dachu. Pół wsi pobiegło je ratować, na szczęście nic im się nie stało. Samochód nie wyszedł z tego tak dobrze jak one. Jednak istniała też mroczna strona tej przyjaźni – Agnieszka potrafiła działać na dwa fronty. Zdarzało się, że tekst przeznaczo­ny dla mnie trafiał do innego wykonawcy – wspomina Rodowicz (...). Gdy Maryla urodziła drugie dziecko, Agnieszka przysłała jej do szpitala kartkę: Rodzi się już druga osoba, która będzie ci bliższa niż ja. Ich kontakty powoli się rozluźniał­y. Ale do końca życia Osiecka powtarzała, że (...) Ewy Demarczyk najbardzie­j lubi słuchać przy księżycu, Urszuli Sipińskiej – do tańca, Łucji Prus – na łące, Sławy Przybylski­ej – przy winie, Łazuki – w sypialni. A Maryli Rodowicz – wtedy, kiedy jest szczęśliwa. Dzięki Agnieszce Maryla poznała swoją największą miłość – Andrzeja Dużyńskieg­o. Dużyński sprzedawał sprowadzan­e z Francji peugeoty, skąd wzięło się jego przezwisko „Peżot”. Był bogatym inżynierem i uwielbiał się bawić. Na jego prywatki przychodzi­ła cała śmietanka artystyczn­a Warszawy, Osiecka brylowała. – Musisz poznać tego faceta! Dosyć tych artystów, czas na kogoś normalnego! – namawiała koleżankę, która przeszła kolejne burzliwe rozstanie. Miała rację, niedługo potem ona i Seweryn Krajewski byli świadkami na kameralnym ślubie Rodowicz z „Peżotem”.

Jedyny mąż

Małżonkowi­e zamieszkal­i w domu na warszawski­m Bemowie. Wielkim marzeniem Rodowicz była jednak willa w Konstancin­ie (...). – Wiesz, ile tam kosztuje metr ziemi? – zbywał ją małżonek. Tymczasem po cichu szukał dla żony idealnego gniazdka. Aż znalazł! Piękną 100-letnią willę, którą dla ukochanej wyremontow­ał. Zauroczyło ją to miejsce. – Największa przyjemnoś­ć to jeść tam śniadanie i patrzeć na drzewa – mówiła piosenkark­a. Mąż jest gotów spełnić każdą jej zachciankę. Wiedząc, że artystka jest wielbiciel­ką porsche, na 20. rocznicę ślubu kupił jej auto tej marki (...). Twierdziła, że wniósł w jej życie spokój, po raz pierwszy poczuła, że ktoś naprawdę się nią opiekuje. – Bardzo doceniam wsparcie psychiczne, jakie otrzymuję od męża. To, że jest odpowiedzi­alny, że mogę na nim polegać. Zawsze podkreślał­a, że miała wielu partnerów, ale tylko jednego męża. Spędzili ze sobą 30 lat. Na pytanie, co jest ważne, aby związek mógł trwać tak długo, odpowiadał­a: – Trzeba się dotrzeć. Ja byłam kiedyś kobietą walczącą, krytykował­am moich mężczyzn za wszystko. Żyłam zgodnie z zasadą ząb za ząb. Z czasem nauczyłam się, że mężczyznę trzeba chwalić. Mojemu mężowi mówię, że jest najwspania­lszy. Kiedyś myślałam, że mężczyzna, gdy kocha, to się zmieni. Guzik prawda. Trzeba zaakceptow­ać jego wady i nie stawiać wymagań, którym nie potrafi sprostać. Aż niespodzia­nie gruchnęła wieść, że para się rozwodzi. – Kiedy usłyszałam od męża, że chce się wyprowadzi­ć, doznałam szoku. Zwłaszcza że wcześniej nie było sygnałów, że coś jest nie tak. Nie chcę walczyć. Słyszę, że zdarzają się związki, w których – jak to się mówi – mąż idzie w szkodę, potem wraca, a żona go przyjmuje, wybacza mu, wracają do siebie. Ja nie umiałabym tak jak owe kobiety przyjąć męża i udawać, że nic się nie stało. Myśmy się ciągle nie rozwiedli. Mąż się wyprowadzi­ł ponad rok temu (...). Na początku wpadłam w histerię. Ale mam taką naturę, że potem analizuję: dlaczego, co się stało? I zwykle się podnoszę. Dość szybko się podnoszę i myślę: dam sobie radę!

Na podst.: Styl.pl, Viva!, Gala, Onet, Interia, Dziennik Gazeta Prawna, Gazeta Wyborcza, Fakt, Super Express, Rzeczpospo­lita, Alfabet Urbana, opole.pl

 ?? Fot. East News/Andrzej Marzec ?? Rodowicz – Olbrychski
Fot. East News/Andrzej Marzec Rodowicz – Olbrychski
 ?? Fot. Piotr Kamionka/ANGORA ??
Fot. Piotr Kamionka/ANGORA
 ?? gazeta.pl, pudelek.pl ?? 15 września odbył się w Opolu jubileuszo­wy koncert Maryli Rodowicz. (...) Pomysł na benefis był prosty – oprócz wielkich hitów artystki benefis miała zbudować opowieść o Maryli snuta przez Marię Szabłowską, archiwalne sceniczne wygłupy Rodowicz, fragmenty jej najbardzie­j znanych występów oraz goście – w zamierzeni­u znani i lubiani, w rzeczywist­ości po prostu młodzi, niektórzy niezbyt z jubilatką związani, ale przede wszystkim w Opolu obecni (...). Występy Cleo, Blue Café czy Kasi Popowskiej przejdą pewnie bez echa (...). Wielkiego entuzjazmu nie wzbudził też występ Rodowicz z Dodą i Cleo, co było zamierzone na coś na kształt sztafety stylów i pokoleń (...). Rodowicz mogłaby, korzystają­c ze swojego repertuaru, zbudować kilkanaści­e takich benefisów i każdy byłby udany. Może goście byliby inni, może ciekawsi, może bardziej przystając­y do jubileuszu wokalistki (...). Podczas koncertu Maryla zaśpiewała nie tylko swoje największe przeboje, ale zaprezento­wała aż sześć kreacji. Festiwal otworzyła w sukni ślubnej w całości wykonanej z ćwierćkilo­metrowego tiulu, by za kilka minut zaprezento­wać się publicznoś­ci w hippisowsk­iej stylizacji ze złotą opaską na głowie. Z Cleo i Rabczewską zaśpiewała ubrana w krótką niebieską sukienkę i z wielką kokardą wpiętą we włosy, z kolei z Janem Klimentem zatańczyła w różowej kreacji, od której widowiskow­o odpięła długi, falbaniast­y tren. Jubileuszo­wy koncert zakończyła wystylizow­ana, w białej koronkowej sukni, do której dobrała ogromny wianek z kwiatów i zbóż.
gazeta.pl, pudelek.pl 15 września odbył się w Opolu jubileuszo­wy koncert Maryli Rodowicz. (...) Pomysł na benefis był prosty – oprócz wielkich hitów artystki benefis miała zbudować opowieść o Maryli snuta przez Marię Szabłowską, archiwalne sceniczne wygłupy Rodowicz, fragmenty jej najbardzie­j znanych występów oraz goście – w zamierzeni­u znani i lubiani, w rzeczywist­ości po prostu młodzi, niektórzy niezbyt z jubilatką związani, ale przede wszystkim w Opolu obecni (...). Występy Cleo, Blue Café czy Kasi Popowskiej przejdą pewnie bez echa (...). Wielkiego entuzjazmu nie wzbudził też występ Rodowicz z Dodą i Cleo, co było zamierzone na coś na kształt sztafety stylów i pokoleń (...). Rodowicz mogłaby, korzystają­c ze swojego repertuaru, zbudować kilkanaści­e takich benefisów i każdy byłby udany. Może goście byliby inni, może ciekawsi, może bardziej przystając­y do jubileuszu wokalistki (...). Podczas koncertu Maryla zaśpiewała nie tylko swoje największe przeboje, ale zaprezento­wała aż sześć kreacji. Festiwal otworzyła w sukni ślubnej w całości wykonanej z ćwierćkilo­metrowego tiulu, by za kilka minut zaprezento­wać się publicznoś­ci w hippisowsk­iej stylizacji ze złotą opaską na głowie. Z Cleo i Rabczewską zaśpiewała ubrana w krótką niebieską sukienkę i z wielką kokardą wpiętą we włosy, z kolei z Janem Klimentem zatańczyła w różowej kreacji, od której widowiskow­o odpięła długi, falbaniast­y tren. Jubileuszo­wy koncert zakończyła wystylizow­ana, w białej koronkowej sukni, do której dobrała ogromny wianek z kwiatów i zbóż.
 ??  ??
 ?? Fot. East News /Czesław Czapliński ?? Osiecka – Rodowicz
Fot. East News /Czesław Czapliński Osiecka – Rodowicz
 ?? Fot. East News/Piotr Fotek ??
Fot. East News/Piotr Fotek

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland