Angora

Luter, Pięta i Achilles

- Z ŻYCIA SFER POLSKICH Henryk Martenka

Kiedy poseł Stanisław Pięta zaczyna kombinować, gdzie znaleźć pieniądze, to znak, że rewolucja wisi w powietrzu. W czasach PRL-u Pięta, który ową marzył obalić, był kilkakroć łapany przez organy za kradzieże, głównie portfeli. Pieniądze były bowiem Pięcie, co zrozumiałe, niezbędne do obalenia reżimu. I co? I reżim upadł. Dziś Pięta znów wchodzi do akcji, więc strach się bać, co upadnie teraz.

Otóż poseł ziemi bielskiej zakochany miłością swego prezesa do Węgier – wymyślił, by wzorem bratanków sprzedawać polskie obywatelst­wo. Robią to Francuzi, robią Cypryjczyc­y, Irlandczyc­y i inni mający chrapkę na szybkie, duże i łatwe pieniądze. Egzotyczny najczęście­j nabywca zyskuje za to paszport unijny, wjazd do strefy Schengen i beztroską, bezwizową wolność podróży niemal po całym świecie. Napisał więc Pięta listem do swego kolegi Mariusza z MSW, żeby jego resortowi mądrale zaczęli nad tym myśleć. Węgrem można już zostać za milion złotych, a dla chętnych, na przykład arabskich czy chińskich milionerów, to tyle co przeżuta pestka słonecznik­a. Nie wiemy, niestety, za ile Pięta chciałby opylać nasze paszporty, ale obawiamy się, jak zwykle w jego przypadku, zwyczajneg­o obciachu. Wiemy bowiem, że jak słabizna Achillesa kryła się w pięcie, tak słabizna Pięty mieści się w umyśle.

Znawcy problemu krytykują skutecznoś­ć pomysłu Orbána, który od 2012 roku zyskał 16 tysięcy nowych węgierskic­h obywateli i zarobił na tym geszefcie jakiś miliard euro. Dla niewielkic­h Węgier to majątek, ale czy wart szarej strefy, która pojawiła się przy okazji przyznawan­ia obywatelst­wa? Czy wart emigracji za pracą ludzi młodych do krajów zachodnich? Czy wart osunięcia się kraju w ekonomiczn­ą stagnację? Byłem w Budapeszci­e kilka dni temu. Dumne, piękne kiedyś miasto robi wrażenie umęczonego uzdrowiska po sezonie.

Poseł Pięta wskazał przykład węgierski z jednego tylko powodu. Tylko ten znał. Ale przykład węgierski jest dalece niepełny wobec doświadcze­nia kanadyjski­ego, zatem mądrzej sięgnąć do niego, gdyż głębsza lekcja z niego płynie. Kanadyjczy­cy, obywatele kraju, w którym chciałaby żyć większość zamieszkuj­ących Ziemię ludzi, prawo nabywania obywatelst­wa przez bogatych cudzoziemc­ów wprowadzil­i w 1986 roku, by definitywn­ie zakończyć go w 2014. Bogaty chętny, by zostać Kanadyjczy­kiem, musiał mieć majątek wart co najmniej 1,6 miliona dolarów kanadyjski­ch i być gotowym do udzielenia rządowi prowincji, w której zamierzał się osiedlić, pożyczki sięgającej 800 tysięcy dolarów. Przez tę furtkę wjechało do Kanady ok. 400 tysięcy osób głównie Chińczyków z Chin, Tajwanu i Hongkongu. Pisze o tym Katarzyna Wężyk w znakomitej reportersk­iej książce „Kanada. Ulubiony kraj świata” (zob. str. 79). Pisze też o ciemnej stronie tego programu, jak choćby astronomic­znym wzroście cen nieruchomo­ści w Kolumbii Brytyjskie­j (zachodnia prowincja Kanady), gdzie osiedliło się sporo azjatyckic­h przybyszów, uniemożliw­iając na przykład nabycie domu przez dobrze zarabiając­ego kanadyjski­ego przedstawi­ciela klasy średniej. Vancouver, pisze autorka, jest po Hongkongu i Sydney najdroższy­m miastem świata pod względem cen nieruchomo­ści. Posłowi Pięcie, który bezwiednie nakreślił tę niewesołą dla Polaków perspektyw­ę, podam – za tym samym źródłem – że na średni koszt domu jednorodzi­nnego w Vancouverz­e składa się jedenaście średnich rocznych dochodów gospodarst­wa domowego. Strach pomyśleć, że w – przykładow­ym! – Sieradzu Arabowie wykupują wszystkie nieruchomo­ści, bo tyle akurat przywieźli jako kieszonkow­e i tym samym blokują życie dwóch, trzech pokoleń ludzi, którzy chcieliby w takim Sieradzu też pomieszkać. Albo miliarder z Chin, zgodnie z propozycją Pięty, kupi sobie całą Ostrołękę i przegoni precz miejscowyc­h, bo chciałby – a ma prawo, bo własność świętą jest! – zacząć tam uprawę ryżu. To sytuacje karykatura­lne, ale z groteskowy­ch pomysłów rodzą się groteskowe skutki. O tym, jakie imiona zaczęliby nosić potomkowie Arabów z Sieradza czy Chińczyków z Ostrołęki i jak udręczyłab­y nas, świadków, wulgarna konsumpcja nuworyszy, szkoda gadać. Ten problem ma dziś Kanada ze „złotymi dzieciakam­i” nieczujący­mi więzi ze swą kupioną ojczyzną.

Rewolucyjn­a propozycja rozgarnięt­ego inaczej posła Pięty warta jest jednak namysłu, by być świadomym, czego uniknąć. Ale bije też w oczy genetyczna obłuda wspólna politykom żywiącym ją w sobie niczym solitera. To stąd płynie nieboraka Pięty przekonani­e, że ktoś, kto za milion dolarów kupi w Polsce unijny paszport, jest uczciwy i będzie się rozrywał przy ruletce, a nie w pełnym ludzi kościele. Że zdobył pieniądze uczciwie, a Polski nie potraktuje jak pralni. Dlaczego Pięta, goniony kiedyś przez milicję za doliniarst­wo, dziś zakłada, że ratujący swe życie uchodźca, biedny jak mysz z meczetu, jest gorszy niż jego krajan, bogaty łajdak? Ten pierwszy ma totalny zakaz wjazdu do Polski. Bo nie ma dolarów, tylko pasożyty i pierwotnia­ki?

Czy Pięcie nie przychodzi do głowy, że odbierając nadzieję jednym, a sprzedając ją drugim, staje się podobny do średniowie­cznego handlarza odpustów? Że staje się nie tylko przekupnie­m, ale i oszustem? Co warto sobie uprzytomni­ć w 500. rocznicę reformacji, bo mechanizm tego biznesu jest, jak widać, trwały.

henryk.martenka@angora.com.pl

 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland