Nie porwałem własnych dzieci
nocy sika w łóżko, Zosia się boi, nie chce nigdzie wychodzić. Kilka razy już mi mówiła, że ktoś w nocy do niej przyjdzie, da jej coś na sen, wsadzi do worka i ona się obudzi w Budapeszcie, u Judit. W jednej z opinii jest napisane, że psycholog węgierski pyta Zosię, co ta by zrobiła, gdyby złowiła złotą rybkę. Zosia mówi, że chciałaby, żeby Judit o niej zapomniała i urodziła inne dziecko. Za każdym razem, kiedy dzieci miały wracać do Budapesztu po dwóch tygodniach w Polsce, to były rozpacz, krzyki, płacze. Zosia płakała, krzyczała, że nie pojedzie, że tam jest źle, że mama zamyka ją w pokoju.
– Dzieci w tym wieku konfabulują.
– Zeznania opiekunek potwierdzają ich słowa. Opiekunka przychodziła o godz. 10, wcześniej nie mogła, bo Judit się na to nie zgadzała. Twierdziła, że potrzebuje ciszy, że musi się wyspać. Wracała późno z różnych imprez. Problem w tym, że dzieci wstawały wcześniej, więc zamykała je w pokoju, żeby jej nie przeszkadzały, żeby nie wychodziły. – Jak długo to trwało? – Prawie dwa lata. Z tym, że ja starałem się jak najczęściej zabierać dzieci do Polski. Dość często też jeździła do Budapesztu moja mama, która teraz ma 82 lata. Woził ją zaprzyjaźniony z nami pan. Kiedy wyjeżdżali, dzieci nie chciały ich puścić. Zosia kładła się przed samochodem. Płakała. W Budapeszcie mamy dom złożony z pięciu niezależnych, choć połączonych mieszkań. Kiedy przyjeżdżała moja mama, to dzieci od razu uciekały do niej. Kiedy ja tam przyjeżdżałem, to też były tylko ze mną. Uważam, że dzieci trzeba słuchać, słuchać tego, co mówią, a jeśli mówią, że się boją, to trzeba dać im poczucie bezpieczeństwa albo przynajmniej spróbować dać. Kiedy poszły w Polsce do przedszkola, to zaczęły opowiadać wychowawczyniom i innym dzieciom, że ich mama umarła. Dowiedziałem się o tym, kiedy jedna z pań zaczęła składać mi kondolencje. Potem zapisaliśmy je do szkoły brytyjskiej. Wtedy uaktywnił się węgierski sąd. Judit przed tym sądem powiedziała, że szkoła brytyjska jest dobra. Po pół roku jednak wszystko jej się zmieniło. Do szkoły przyszło pismo, że ona jako matka nie wyraża zgody na naukę. I w efekcie szkoła poprosiła mnie o zabranie dzieci. Dzieci, które wspaniale się tam czuły. W połowie roku. Musiałem je zabrać, bo ta szkoła wymaga zgody obojga rodziców. Wystąpiłem do sądu polskiego i węgierskiego o zabezpieczenie nauki. Jednak dla sędziego węgierskiego najważniejsze było to, czy uczę dzieci węgierskiego. – Uczy pan? – Nie uczę. Ale proszę zauważyć coś bardzo ważnego. Dla węgierskiego sądu najważniejsze było to, czy w dzieciach pielęgnowana jest węgierskość i w ten sposób zatroszczył się o los swoich dwóch małych węgierskich obywateli.
– Judit Berekai powiedziała w zeszłym tygodniu węgierskiej gazecie, że był pan agresywny wobec niej, zanim jeszcze urodziły się dzieci. I że nie było pana na Węgrzech, kiedy ona była w pierwszej ciąży.
– Dowiedziała się o tym, że będziemy mieli dziecko, w Polsce. Byliśmy razem u lekarza. On prosił, żeby odstawiła wino. Uznała, że polscy lekarze się nie znają i trzeba zapytać węgierskiego. Mówiła, że lekarze węgierscy mają na ten temat inne zdanie i wymusiła wyjazd na Węgry. Mówiła, że to jest jej ciało, że będzie decydować, czy pije wino, czy nie.
– Mówi też o tym, że pan się nie interesował, jak ona się czuje, jak sobie radzi.
– Wiele razy powtarzała, że sporo mi zawdzięcza. Opiekowałem się nią, wiedziałem o jej trudnej przeszłości.
– Udzielaliście wspólnych wywiadów; mówiliście, że jesteście jednością, że wspólnie pracujecie, że wspólnie fotografujecie, że pasjonujecie się filozofią.
– Chciałem, żeby zapomniała o tym, co przeszła. Powiedziała mi, że brała narkotyki, że się od tego odcina. Wie pani, ja mam w sobie dużo empatii.
– Był pan zakochany. Przynajmniej tak wynikało z pana publicznych wypowiedzi. – Pewnie też. Chciałem jej pomóc. – Takich ludzi, którzy potrzebują pomocy, chodzi całkiem sporo po ulicach. Była miłość czy nie?
– Z dzisiejszej perspektywy, moich 46 lat, to ja tej miłości nie widzę. Jestem tak skonstruowany, że nawet jak widzę, że się nie układa, coś się dzieje źle, to nie uciekam, tylko próbuję łatać, pomagać, ratować. Kiedyś Judit mi powiedziała, że nie zapomni mi tego, ile ja dobrych rzeczy dla niej zrobiłem. Chciałem i chcę, żeby dzieci miały dobry obraz mamy. Choć to ona sama kilka miesięcy temu powiedziała, że powie dzieciom o swojej przeszłości. Nie wiem, czy w ten sposób chciała mnie wystraszyć, że zrobi im krzywdę.
– No ale pan był z nią w związku, urodziło się wam dwoje dzieci.
–O tej przeszłości dowiedziałem się za późno. – Po urodzeniu dzieci? – Przed. Ale za późno. Później się okazało, że ta przeszłość nie jest wielką tajemnicą na Węgrzech. Zrozumiałem to, kiedy psycholog badał dzieci i po badaniu powiedział mi, że jego brat zna Judit bardzo dobrze... Nie chcę o tym więcej mówić. Sama pani wie, że łatwo znaleźć informacje o tym, co kiedyś robiła. Judit nie zdaje sobie sprawy, że niszczy dzieci i ich życie. Nie rozumiem, jak wymiar sprawiedliwości może tak stać za Judit, kobietą z trudną przeszłością. To nie jest mój język, ale spróbuję powiedzieć. Z jednej strony mamy Judit, za którą nie można ręczyć, z drugiej mamy mnie, jestem teoretycznie do wydojenia, więc prawnicy węgierscy nie powinni mieć problemu, żeby ze mną pracować, bo tak czy siak by na mnie zarobili. A jednak nie chcą mnie reprezentować. Raz sąd w Budapeszcie zarządził, żeby psycholog zbadał nas. To była dziwna, filmowa sytuacja. Zostaliśmy skierowani do gabinetu, który znajdował się w budynku dawnego kościoła przerobionego na krematorium. Pomyślałem przez chwilę, że dobrze, że to tylko my, bo przywożenie tu dzieci byłoby absurdem. Judit przyjechała z ochroniarzami. Wchodziliśmy po kolei na badanie. Wynik jest jasny – kontakty matki z dziećmi są zalecane w środowisku ojca wraz z zapewnieniem bezpieczeństwa dzieciom. Psycholog napisała, że Judit ma teraz za dużo problemów osobowościowych, by zajmować się dziećmi.
– No dobrze, ale co Judit Berekai ma panu do zarzucenia?
– Nic. Teraz mówi, że izoluję od niej dzieci. – A z przeszłości? – Nic. – Odszedł, związał się z inną kobietą, wziął ślub? Obnosił się pan z nowym związkiem, wywiady, sesja zdjęciowa.
– Mnie i Melody urodziło się dwoje dzieci. Zosia i Aleksander są bardzo zżyci z małymi siostrzyczkami. To jest ich środowisko. Tu się dobrze czują. Gdyby Polska chciała przestrzegać konwencji haskiej, to powinna na to zwrócić szczególną uwagę. I na to, że jesteśmy rodziną.