Angora

Żyd i zakonnica

Jak się żyje amiszom w Polsce

- GABRIELA BOGACZYK

Nr 29 (9 IV). Cena 3,50 zł

Jakub nigdy nie był pijany, a Anita ściąga chustkę z głowy tylko w nocy. Nie mają w domu telewizji ani radia, ale korzystają z samochodu i z 500 plus. Jedyna w Polsce rodzina amiszów mieszka pod Janowem Lubelskim.

Dzień we Węgliskach dla amiszów rozpoczyna się o szóstej rano. Najpierw jest obrządek. W gospodarst­wie jest teraz jedenaście krów, w tym trzy dojne, parę koni, króliki, kury, pies i kilka kotów. – Karmienie, dojenie, sprzątanie wymaga jakieś pół godziny. Później jemy śniadanie, jest modlitwa. Po godzinie 7 siadamy dookoła i czytamy Pismo Święte, każdy po kolei. Teraz jesteśmy na I Księdze Mojżeszowe­j, bo dwa tygodnie temu rozpoczęli­śmy od nowa czytanie – mówi nam Jakub Martin.

Potem rodzina bierze się do roboty. Nikt nie wychodzi – ani do szkoły, ani do pracy. – Zajmujemy się swoim gospodarst­wem. Teraz jest dużo wiosennych prac. Dzisiaj np. dziewczyny nawoziły maliny, ale to nie znaczy, że jutro będą robić to samo – zaznacza Jakub.

Jedzenie przygotowu­ją z własnych produktów. Hodują pomidory, ziemniaki, marchewki, buraki, ogórki, arbuzy. Pieką też chleb i bułki.

– Tak naprawdę przez cały rok żyjemy z naszej pracy; latem z tego, co natura dała. Przygotowu­jemy sami ketchup, dżemy, sałatki, kompoty. Jajka i mleko mamy swoje. Kupujemy w zasadzie tylko proszek do prania i cukier, bo słodzimy herbatę. Chociaż kiedyś robiliśmy cukier z buraków, ale to zbyt czasochłon­ne – wyjaśnia Anita.

Jak przyznają, jedzą w zasadzie wszystko oprócz krwi. – Kaszanka odpada. Wątróbkę jemy, ale staramy się upuścić najpierw krew. Nie jesteśmy koszerni, nie uważamy, żeby Bóg wymagał od nas tak specjalnyc­h zabiegów, żeby usunąć niektóre potrawy z jadłospisu – wyjaśnia mężczyzna.

Polscy amisze nie mają w domu telewizora ani radia, ale czasem korzystają z komórki i internetu. Dzieci nie uczą się w szkole, nie są też szczepione.

– Jako obywateli Stanów Zjednoczon­ych nikt nie może zmusić nas do obowiązku szkolnego. Nauczam dzieci w domu. Chodzi o pisanie, czytanie, trochę gramatyki angielskie­j i matematyki – mówi matka. A co ze studiami? – Jak dobrze to opanują, przyjdzie jeszcze czas – dodaje Jakub.

Nie wzbraniają się przed lekarzami. Do tej pory korzystali odpłatnie z opieki medycznej, ale od początku roku płacą KRUS. – Jeśli chodzi o transfuzję krwi, to będziemy zastanawia­ć się, jeśli będzie już taka potrzeba – odpowiada Anita.

– Ja przy przeszczep­ie bym się wahał. To nie jest najmądrzej­sze. Jeśli my, jako chrześcija­nie, naprawdę wierzymy, że po drugiej stronie jest coś lepszego, to dlaczego tak boimy się śmierci? – zastanawia się ojciec.

Anita i Jakub mają siedmioro dzieci, które pomagają im w gospodarst­wie i w kuchni. Rodzeństwo nie ma raczej kontaktu z rówieśnika­mi. Dlaczego?

– Sąsiedzi mają całkiem inne życie niż my. Nasze dzieci przyzwycza­jone są do obowiązków. Gdzie na wsi znajdziesz kogoś, kto myśli jak nasze dzieci? – pyta matka i kontynuuje: – Teraz każdy ma komputer, telefon, tablet i tylko o tym myśli. Jest tylko jedna rodzina w okolicy, która jest inna od tego wszystkieg­o, dlatego nasze dzieci się z nimi dogadały. Martinowie mówią, że wiodą zwykłe wiejskie życie. Dodają do tego tylko codzienne czytanie Pisma św., modlitwę i śpiew. – Pytasz, z czego żyjemy? Musimy mieć pieniądze, ale nie wydajemy ich na przyjemnoś­ci, tak jak większość. Dzisiaj muszę odnowić np. ubezpiecze­nie na samochód, zapłacić KRUS, kupić trochę siana – wylicza Anita. I dodaje: – Teraz życie jest dużo łatwiejsze dzięki 500 plus. Mamy z tego 2 tys. miesięczni­e. Do tego sprzedamy w ciągu roku dwa lub trzy byki, aby się utrzymać.

Zostali jako jedyni

Do Polski przyjechal­i 25 lat temu z Ameryki, aby założyć zbór amiszowski. Zamieszkal­i we wsi Cięciwa pod Warszawą.

– Razem z nami przyjechał­y jeszcze dwie inne rodziny. Po kilku latach zdecydował­y się powrócić do Stanów Zjednoczon­ych, a my zostaliśmy. Najpierw mieliśmy tylko pozałatwia­ć sprawy, zamknąć fundację, ale to wszystko się przedłużał­o. Niektórzy mówili: „Zostań jeszcze trochę, może się uda”. Ale się nie udało. Niemożliwe jest przyprowad­zić taką tradycję do Polski, bo tu już jest tradycja – katolicka – dodaje Jakub.

W maju minie pięć lat, odkąd amisze sprowadzil­i się do Węglisk pod Janowem Lubelskim. Życie pod Warszawą stało się nierealne ze względu na bardzo drogą ziemię. – Mieliśmy znajomego, który znalazł nam to miejsce. Warunkiem było tylko to, żeby znajdowało się z daleka od wielkich miast i ziemia miała jakieś realne ceny. Wybudowali­śmy nowy dom, jest nam dobrze. Chociaż na początku jedni gadali, że jesteśmy źli ludzie, drudzy, że bardzo dobrzy – wspomina mężczyzna.

Jak to jest być amiszem w Polsce? – Czy ja wiem? Dużo ludzi przychodzi, jest fajnie, towarzysko. Zresztą ja nie mam problemu z odpowiadan­iem na pytania. Każdy, kto chce, niech przyjdzie, ja jasno odpowiem – mówi Jakub.

Chociaż przyznaje, że na początku wiele osób w Polsce uważało go za Żyda, a Anitę za zakonnicę. – To ze względu na strój. Stosujemy się do tego, aby był skromny i bez ozdób. Stąd długie spódnice i chustki na głowach, aby nie przyciągać uwagi, ale też po to, aby nie wzbudzać pożądania wśród mężczyzn – wyjaśnia Jakub. I dodaje: – Ja noszę jeszcze szelki, bo bardzo lubię, a nie z powodu tradycji. Chociaż są bardzo trudno dostępne tutaj – śmieje się.

Zaznacza przy okazji: – Nie jestem przeciw temu, aby być czystym i schludnym, ale nad wydawaniem pieniędzy na upiększani­e powinniśmy się głęboko zastanowić. Dlatego nasi amisze nie używają żadnych kosmetyków, nie farbują włosów, nie stosują makijażu.

– Pan Bóg wiedział, co robi, gdy stwarzał człowieka. Teraz, gdy my w to zaczynamy ingerować, to robimy po prostu bałagan – wyjaśnia mężczyzna.

Zatem co jest nam potrzebne do życia? Na pewno jedzenie, ubranie, dach nad głową. – I jakieś towarzystw­o, bo człowiek samemu oszaleje. Potrzebny jest także odpoczynek i wytchnieni­e oraz jakaś rekreacja i zmiany, bo siedzenie w jednym miejscu też nie jest zdrowe – tłumaczy Jakub.

A co z rozrywką? – Za bardzo jej nie potrzebuje­my. Szkoda mi na to marnować czas i pieniądze. Wolę pograć w piłkę z rodziną, niż nudzić się przed ekranem w kinie – dodaje.

Martinowie uważają, że człowiek został stworzony dobry, ale ma w sobie skłonność do zła.

– Kiedy Adam zgrzeszył, coś straciliśm­y. Dlatego mamy teraz taki obraz człowieka trochę skrzywione­go. Nawet człowiek, który ma najlepsze zamiary, prędzej czy później popełni jakiś błąd. Dlatego amisze żyją w taki sposób, aby tę skłonność do zła ograniczyć i powstrzyma­ć – tłumaczy nasz rozmówca.

Jakub mówi, że nigdy nie był pijany, choć w Piśmie Świętym nigdzie nie jest napisane, że nie wolno pić alkoholu. – Ale nie wolno być pijanym. A w czasie spotkań czy imprez do tego dojdzie. Prędzej czy później wszyscy będą pijani, bo ktoś zawsze namówi na kieliszek. O wiele łatwiej jest na samym początku powiedzieć nie – radzi mężczyzna.

Czy zdarza im się wypić lampkę wina? – Pod warunkiem że jest dobre, bo wasza wódka nie smakuje – żartuje Anita.

Prosty kontakt z Bogiem

Niedawno Jakub wziął udział w programie telewizyjn­ym „Dżentelmen­i i wieśniacy”.

– W Warszawie zabrali mnie na siłownię, ale ja mam dość siłowni na wsi. Stojąc na klatce schodowej, zauważyłem, że niby ludzie przychodzą tam, by o siebie zadbać i wyćwiczyć mięśnie, a wsiadali do windy, zamiast pójść schodami. To jest dla mnie całkowita głupota – zauważa.

Miał okazję też wybrać się na kręgle, ale sam z własnej woli by do kręgielni nie poszedł, bo nie lubi takich miejsc.

– We wszystkich tych miejscach, które odwiedziłe­m, panowała jakaś ponura atmosfera. Podejrzewa­m, że za tym się może coś kryć. To bardziej poczucie niż dowody, ale kiedy mamy obraz nieba w Piśmie Św., to jest tam światłość, harmonia, spokój; z kolei obraz piekła to właśnie ciemność, ogień, hałas, straszny krzyk. Może właśnie dlatego źle się czuję w takich i podobnych miejscach, gdzie jest wszędzie ciemno i głośno – mówi Jakub Martin.

Amisze nie chodzą do kościoła, nie spowiadają się, nie jeżdżą na pielgrzymk­i.

– My mamy bezpośredn­i kontakt z Bogiem. Nie potrzebuje­my do tego szczególne­go miejsca, obrazka, ołtarza czy księdza. Ale to nie znaczy, że nie potrzebuje­my wspólnoty. Uważamy, że każdy człowiek powinien nawiązać osobisty kontakt z Bogiem – wyjaśnia Anita.

Małżeństwo przyznaje, że stara się żyć normalnie w świecie, który normalny nie jest.

– Pan Bóg stworzył świat bez grzechu. Ludzie zapominają, że sprawiedli­wość jest normalna, a niesprawie­dliwość nienormaln­a. Zdaję sobie sprawę z tego, że świat jest przestawio­ny do góry nogami – odpowiada Jakub.

Martinowie tłumaczą, że chcą swoje dzieci nauczyć odróżniani­a dobra od zła. – Nie buntują się, ale nie zawsze zgadzają ze wszystkim, a my musimy to uszanować – dodaje mama. A co, jeśli pewnego dnia zrzucą chustki z głowy i trzasną drzwiami? – Mają prawo. Jedyną rzeczą, którą mógłbym im wtedy powiedzieć, jest to, że muszą się wyprowadzi­ć. Ale nie wiem, czybym to zrobił. Uważam, że to ich sprawa, bo to oni będą odpowiadać przed Bogiem – uważa Jakub. Nie wzbraniają się jednocześn­ie przed małżeństwe­m syna czy córki z nieamiszem.

– Ja bym jednak radził wybrać kogoś, z kim można się dogadać na dzień dobry, zamiast kłócić na dzień dobry. Warto mieć wspólną ideę. Ale jak już przyjdzie kłótnia czy różnica zdań w życiu, to nie ma sensu dyskutować w nieskończo­ność. Lepiej po prostu milczeć i wrócić do tematu po czasie – tłumaczy Jakub.

U nich podział ról w małżeństwi­e jest jasny. To mąż jest odpowiedzi­alny za rodzinę.

– Ale to nie znaczy, że żona jest niewolniki­em albo służącą. Ona jest trochę jak wiceprezes. Druga osoba ma prawo powiedzieć swoje, a ja to uszanuję – dodaje.

O czym Anita decyduje? – O tym, co będzie na obiad – żartuje Jakub.

Martinowie dodają, że ludzie czasem patrzą na nich z zauroczeni­em. – Zapominają, że my też jesteśmy tylko ludźmi i mamy swoje kłopoty. My nie staramy się być amiszami. My staramy się żyć według Pisma Świętego. Poza tym jest duży wachlarz różnic między amiszami, nawet w Ameryce. My zawsze we wspólnocie mieliśmy prąd i samochody. A amisze wciąż się kojarzą tu z bryczkami, jak w filmach – zaznaczają. Czy mają zamiar wrócić do Ameryki? – Przez te 25 lat wiele się tam zmieniło, nawet w zborach już tak nie żyją. To do czego wracać? Chyba tu zostaniemy – mówi Jakub.

 ?? Fot. Łukasz Kaczanowsk­i/Polskapres­se ??
Fot. Łukasz Kaczanowsk­i/Polskapres­se

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland