Angora

Szef podwóra,

-

W pierwszy wiosenny poranek 79-letni Wacław Bednarek jechał jak co dzień do znajomej – blisko 90-letniej pani Marianny. Miał pomóc zrobić zakupy, napalić w piecu, ogarnąć mieszkanie. Schodził z roweru na podwórzu kamienicy, gdy usłyszał huk: z okna na drugim piętrze ktoś zrzucił stare drzwi, które z impetem roztrzaska­ły się tuż obok.

Pan Wacław dostrzegł na klatce schodowej sylwetkę 36-letniego Pawła W. i postanowił zareagować: „Człowieku, krzywdę komuś zrobisz?!”. Wystarczył­o. Kamera zarejestro­wała całe zdarzenie sekunda po sekundzie, klatka po klatce. 45 sekund po 8.30 pan Wacław prowadzi rower wzdłuż budynku, gdy podbiega do niego pochylony osiłek. Staruszek rozpaczliw­ie próbuje się bronić, zasłaniać rowerem, ale Paweł W. okłada go pięściami, powala na ziemię, a potem długo, metodyczni­e kopie po twarzy. Wacław Bednarek przestaje się ruszać, a napastnik powoli, jakby nic się nie stało, wraca do klatki schodowej. Pięć sekund po 8.33 w kadrze zostaje nieprzytom­ny staruszek, przewrócon­y rower i zdumiony, przyglądaj­ący się zajściu miejscowy kloszard. Powoli mijają minuty, w końcu przyjeżdża karetka.

Paweł

Najpierw był Marek Boik z drugiej klatki, z zawodu krojczy, lokator ceglanego budynku przy ul. Kamiennej 8 w Pabianicac­h od ponad dwudziestu lat: – Ile można wytrzymać? Tydzień, miesiąc, rok, a za drzwiami mieszkania Pawła W. wciąż hałas. Non stop, dzień w dzień. Zwróciłem mu uwagę, bardzo spokojnie, żeby go nie nakręcić: „Zachowuj się, chłopie, trochę ciszej, ludzie chcą żyć”. Wystarczył­o, wyskoczył z mieszkania roznegliżo­wany, ręce do góry podniósł i poszedł na mnie. Podniosłem otwarte dłonie, by się zasłonić, i wtedy zgiął mi te palce, aż z bólu zawyłem. Pan Marek pokazuje lewą dłoń: dwa palce są krzywe i znacznie grubsze od pozostałyc­h: – Półtora miesiąca na zwolnieniu byłem, a dziś, choć minęło półtora roku, ręka nadal nie jest w pełni sprawna.

Pan Marek natychmias­t złożył w prokuratur­ze zawiadomie­nie o popełnieni­u przestępst­wa. – Po tym moim doniesieni­u posypały się wyzwiska, gesty, ale zawsze robił to w sposób dość inteligent­ny, żeby nie było przy tym – jak mówi policja – osób trzecich. Mimo dopalaczy swój rozum miał, bo zostawało słowo przeciwko słowu. Ale muszę panu powiedzieć, że ja jego, czyli Pawła, znam od dziecka i on taki nie był. Wszystko przez te prochy.

– Wszyscy w kamienicy dobrze znamy jego matkę – dodaje Karol Rutkowski z parteru. – Kobieta mieszkała tu kilkanaści­e lat, a teraz boi się własnego syna. Kiedy ostatnio zaczął ją wyzywać na miejscowym targowisku, po prostu uciekła, płacząc.

Mama Pawła W. mieszka dziś z dala od kamienicy przy Kamiennej, ale od rozmowy o własnym dziecku nie stroni: – Wszystko legło w gruzach, gdy zaczął brać. Na początku mu pomagałam, jak matka. Opłacałam czynsz, prąd czy komórkę. Później zrozumiała­m, że to nic nie daje, a w końcu sama poszłam donieść na niego. Powiedział­am wszystko: że uprawiał marihuanę, handluje narkotykam­i, gdzie je sprzedaje, wszystko, co wiem o jego wspólniczk­ach. Po prostu chciałam, żeby go gdzieś zamknęli, choćby do kryminału. Nic z tego. Przejrzała­m na oczy, kiedy w maju 2014 r. Paweł wybił na korytarzu szybę. Sąsiedzi wezwali policję, byłam przy tym. Przyjechał radiowóz, pogadali z synem, a zanim wrócili na komendę, powiedziel­i mi na stronie: „Co się pani przejmuje, jak pani z nim nie mieszka? Przecież on pani bezpośredn­io nie zagraża”.

– Czy jest jakiś ratunek dla pani syna? – Tylko leczenie, przymusowe.

Organy ścigania

Sytuacja w kamienicy stale się pogarszała, bo u Pawła W. narastała agresja. Karol Rutkowski z parteru: – Żona do mnie zadzwoniła, że straszne rzeczy w kamienicy się dzieją, meble latają po klatce. Poszedłem pod jego drzwi, a Paweł stoi za nimi i mi grozi, że mnie zaje..., że moja żona będzie mu to i tamto robić. No to ja od razu na policję, ale dyżurny na komendzie powiedział, że skoro to nie było twarzą w twarz, tylko przez drzwi, to się nie liczy. Nie było przestępst­wa i on nie przyjmie ode mnie zawiadomie­nia. Po prostu nie przyjmie.

Lokatorzy pokazują kolejne pisma w sprawie sąsiada. Marek Boik pisał

 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland