Sześć blizn
Szaleńcy snują się po ulicach
„Strach nie daje nam spać. Sparaliżowany człowiek leży w ciemnej duchocie i myśli o dzieciach. Co je czeka, kiedy nas zabiją?” – pisze do mnie Edward z Dżuby, stolicy Sudanu Południowego. Przed wybuchem wojny byliśmy sąsiadami. W lipcu 2011 roku razem świętowaliśmy powstanie najmłodszego państwa na świecie. Na ulicach tańczyły tłumy, wymachując flagami Sudanu Południowego, Stanów Zjednoczonych i Izraela.
Pamiętam łzy radości płynące po policzkach Edwarda i jego pełną nadziei żonę. Często plotkowałyśmy przy kawie z kardamonem, w porze suchej narzekając na upalne noce. – „Kharaba mafi” – rozkładała ręce Margaret, czyli że znowu nie ma prądu i wiatrak nie działa. W domach bez klimatyzacji nie dało się spać. Przyjemniej było leżeć pod gołym niebem, przez moskitierę wpatrując się w gwiazdozbiór Oriona.
Wtedy naszą wspólną sąsiedzką zmorą był pewien weteran. Co noc rozkręcał na cały regulator rzężące radyjko i słuchał przemówień Johna Garanga, ojca założyciela Ludowej Armii Wyzwolenia Sudanu (SPLA). Pewnego ranka wziął pistolet i zaczął strzelać na oślep do ludzi za bambusowym płotem. Przyjechała policja i zabrała mu broń. Zostało radyjko, które nocami przenosiło go do czasów młodości – czasów wojny o ziemię, krowy, ropę naftową, o religię i godność.
Niedaleko mieszkał też pułkownik George. Za zasługi podczas wojny (ponad 20 lat z karabinem w buszu) dostał wysokie stanowisko w policji. Kiedy spytałam go, kto po nocach strzela w naszej dzielnicy, zaniósł się rubasznym śmiechem. – Moje dziecko, my tu wszyscy mamy broń. Nie kładę się do łóżka, jeśli nie stoi przy nim mój kałasznikow. Czasami kiedy nie mogę zasnąć, wychodzę przed dom postrzelać w gwiazdy.
Gdy pułkownik pił, walił w niebo całe serie. Wiele razy zastanawiałam się, ile istnień ludzkich może mieć na sumieniu ten człowiek. Co mu nie daje spać? Czy trupy poszatkowane milionem odłamków, palone żywcem lub rąbane maczetą przychodzą do niego w nocy?
W Sudanie Południowym, gdzie na 11 mln mieszkańców przypada jeden oddział psychiatryczny z tuzinem łóżek, nikt nigdy nie troszczył się o stan psychiczny ofiar wojny i weteranów z dostępem do broni. No bo jak wyleczyć traumy 50 lat wojen? Szaleńców zamyka się w więzieniach i zakuwa w łańcuchy. Ci nieszkodliwi snują się po ulicach. Jak ten nagi mężczyzna, który codziennie przechadzał się po centrum stolicy. Ludzie mówili, że widział za dużo zła.
Samoloty lądują w ciemności
Zbiorowym aktem szaleństwa był sylwester 2013 roku. Dziesiątki tysięcy pocisków z hukiem wbiły Uchodźcy z Sudanu Południowego po przejściu granicy z Ugandą czekają na żywność w obozie przejściowym w Kuluba, 24 lutego 2017 się w niebo. Pamiętam swoje przerażenie, modlitwy i toasty wznoszone pod stołem przez przypadkowo poznanych pilotów. Rosjanin śpiewał smutne piosenki, co jakiś czas żegnając się z prawej na lewą. Gruzin przegryzł bakłażanem toast za pokój na świecie, a Ukrainiec strasznie tęsknił za rodziną, której nie widział od roku. Razem utknęli w Dżubie, bo ich antonow został aresztowany na lotnisku. Za nic nie chcieli powiedzieć, co było w ładowni.
W naszej dzielnicy Tong Ping ciszę nocną często zagłuszało buczenie ogromnych transportowych samolotów. Lądowały w ciemnościach na zamkniętym lotnisku. Skąd przylatywały i co wiozły? To były niebezpieczne pytania. Nawet dla dziennikarzy.
Dwa tygodnie przed końcem 2013 roku w koszarach gwardii prezydenckiej wybuchła strzelanina. Żołnierze prezydenta Salwy Kiira z ludu Dinka strzelali się ze zwolennikami wiceprezydenta Rieka Machara z plemienia Nuer. Dzień później w stolicy zaczęła się rzeź.
Nikt nie wie, ilu ludzi zginęło w ciągu ostatnich trzech lat. Oficjalnie 50, a nieoficjalnie nawet 300 tysięcy. Nikt tego nie liczy. Co innego wysiedleni i uchodźcy. Tych międzynarodowe organizacje liczą skrupulatnie. Wojna wygnała z domów prawie 3 miliony ludzi. Ponad połowa z nich uciekła do Etiopii, Kenii, Konga, a nawet tam, skąd niedawno uciekali, na północ, do Sudanu. Codziennie tysiące uciekają do Ugandy. W obozach co noc śnią straszne sny.
Trzy dni pod łóżkiem
W kolejce po mąkę w obozie w Adjumani kobiety opowiadają o dzieciach tłuczonych na śmierć w moździerzach do ziarna. – Jest też metoda na młynek, słyszałaś? – pyta mnie Suad owinięta w turkusowy materiał. Kobieta bierze zamach ręką: – O tak. Łapią dzieci za nóżki i walą główkami o ściany.
Do rozmowy włącza się młoda dziewczyna, na głowie trzyma baniak z olejem. Widziała, jak sępy dziobały ciała zabitych. Kiedy usłyszała krzyki gwałconych kobiet, wzięła ze sobą kanister na wodę i garnek. Uciekła do Ugandy.
Jim śni często, że biegnie do bazy błękitnych hełmów. Słyszy krzyk matki, siostra pada tuż za nią. A potem już tylko setki par nóg potykają się w tumanach kurzu. Za plecami serie z karabinów. Jim dobiega do bazy ONZ ja-
Nocami po ulicach grasują straszydła. W ciemnościach słychać błagania o litość i huk wystrzałów. Sąsiedzi zaryglowani w domach narzekają na psy, bo zwierzęta szarpią ciała zabitych