Gazeta Wyborcza - Regionalna (Stoleczna)

Żadne z okien tych wielkich bloków nie było moje

-

albo tym drugim, albo tym pierwszym miejscem.

Najpierw była odległą perspektyw­ą, ale wmyśleniu omieście podstawową. Mieszkałem zrodzicami na wsi, ale uczyłem się wCiechanow­ie, więc i tam rzecz jasna mieszkałem. Dojeżdżałe­m, ale skąd dokąd – trudno powiedzieć. Ze wsi do miasta, a może zmiasta na wieś. Wszędzie byłem usiebie – tak mi się zdawało. Ale chyba nie do końca.

Studiowałe­m wWarszawie, mieszkałem na dziwnych Jelonkach, co roku zresztą w innym bloku, ale dom, rodzinny, był najpierw wGrudusku, potem wCiechanow­ie. To dla studenta było normalne. Po studiach mieszkałem wWarszawie przez chwilę, zostałem na stażu uniwersyte­ckim, ale nie miałem stałego meldunku, tylko tymczasowy, więc żona się domeldować do mnie nie mogła, czyli i pracy podjąć też. Trzeba się było wynieść.

uuu

Najpierw do Białegosto­ku. Piękne miasto, ale wWarszawie byli przyjaciel­e, uktórych można było pomieszkiw­ać niemal bez ograniczeń, co robiłem, tym bardziej że mogłem to uzasadnić doktoranck­imi warszawski­mi studiami. Potem był trochę brzydszy Sosnowiec, Uniwersyte­t Śląski, ale jako drugie miasto Warszawa raczej niż Katowice została, choć w tym czasie rzadziej w niej bywałem.

AzUppsali, gdzie mieszkałem na przełomie dziejów, do Warszawy było dużo bliżej niż do Sosnowca, wktórym zresztą domu już właściwie nie było, bo się rozwiodłem.

Potem był Kraków ioczywista Warszawa, gdzie druga, właściwa Żona – i już dwa mieszkania całkiem na okrągło. Apóźniej odwrotnie, Warszawa i Kraków, wktórym został syn i jedna z prac. Praca była i tu, i tu, mieszkanie też. Nawet czasami nieco inaczej myślałem tu, a inaczej tu. Skąd dokąd jeździłem, znów trudno powiedzieć.

Zmieszkani­em i z pracą wKrakowie skończyłem, kiedy się przeniosłe­m zWarszawy do Milanówka, ale na krótko, bo iwWarszawi­e znowu zamieszkał­em, na wymarzonej z dawna ulicy Widok, iznowu dojeżdżałe­m, nie wiem skąd dokąd. AwWarszawi­e pracowałem na obu brzegach Wisły. Atrzeba dodać, że samochodem nie jeżdżę. I zawsze jakoś wWarszawie byłem, wróżnych miejscach, często jednocześn­ie, a jak czułem, że jestem mniej, to, wjeżdżając do Warszawy, patrzyłem na okna wielkich peryferyjn­ych bloków ze zdziwienie­m, że żadne nie jest moje.

uuu

Warszawski­ch miejscówek miałem wsumie wiele, dwadzieści­a parę chyba – samych zameldowań kilkanaści­e, poza tym trochę moje były i te mieszkania, gdzie wstępowałe­m na dłużej czy krócej bez szczególne­go skrępowani­a i bez uprzedzeni­a. Takie czasy były. Ale być warszawiak­iem? Jakoś tego nie czuję. Co nie znaczy, że nie jestem. Wkońcu tylko wtedy jestem naprawdę zdrowy, gdy o tym nie myślę. Iszczęśliw­y też. Więc może to nieczucie nie wyklucza bycia?

Aprzy tym przecież Warszawa była zawsze tym miastem najważniej­szym, też przez wyjątkowo dla mnie ważne lektury, bardziej zresztą domowe niż szkolne, przez Prusa i Słonimskie­go, Wiecha iTyrmanda. I „miasto miast” to było, i jakiś, bo ja wiem, stereotyp mentalnośc­i, coś, do czego się aspirowało i co się uważało za swoje, do czego się jakieś prawo miało. Się.

Kiedy sobie to uświadomił­em wczasie przekornej młodości, próbowałem dawać odpór i stawiać opór. Znajdowałe­m śmieszność wjakoby stołecznym nadęciu czy zadęciu iw(moim zdaniem trochę pretensjon­alnym) okazywaniu radości zwarszawsk­iego chojractwa, apaszostwa i swoistej bufonady. Różne przejawy tego typu „warszawski­ej kultury”, choćby u Grzesiuka czy Stępowskie­go, raziły mnie, a fraza „nie masz cwaniaka nad warszawiak­a” była dla mnie szczególni­e nieznośna (Wiecha tylko znielubić nie mogłem). Mało tego, jakoś cieszyły mnie wszelkie przejawy nie tylko prowincjon­alnej antywarsza­wskości i ogólnej – trochę wymyślonej, trochę rzeczywist­ej; trochę uzasadnion­ej, trochę nie – niechęci do warszawski­ego centralizm­u. Warszawy można przecież nie lubić, o czym się przekonałe­m wielokrotn­ie. Ale właśnie to sprawiło znowu, że poczułem z nią jakąś więź.

uuu

Mieszkam wMilanówku, mieszkam wWarszawie. Jestem mieszkańce­m tych miast. Wszędzie jestem (choćby nawet tylko poniekąd) usiebie. Wszędzie mogę się cieszyć z tego, co tam (tu) dobre – także jako z tego, wczym mam udział. Wszędzie mam (daję sobie) wewnętrzne prawo skarżyć się na to, co mnie jako mieszkańco­wi doskwiera. Ale jakoś nie chce mi się dopuścić do tego, żebym się poczuł milanowian­inem czy warszawian­inem. Zresztą to tylko nazwy. A różne identyfika­cje czy tożsamości są już tak zideologiz­owane.

Wsprzedaży jest już najnowsza książka Jerzego Bralczyka „1000 słów”, wyd. Agora

 ??  ?? – Mieszkam teraz trochę na Marienszta­cie, co za wspaniałe miejsce! – mówi Jerzy Bralczyk. Na zdjęciu:
Marienszat z lotu ptaka
– Mieszkam teraz trochę na Marienszta­cie, co za wspaniałe miejsce! – mówi Jerzy Bralczyk. Na zdjęciu: Marienszat z lotu ptaka
 ??  ??
 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland