Gazeta Wyborcza - Wysokie Obcasy
CIAŁO MI ODPŁACA ZA TROSKĘ I RUCH
roszę nam zareklamować dojrzały wiek. Źle trafiłyście, bo akurat ja do 60. r.ż. nie przejmowałam się wiekiem. Prowadzę aktywny tryb życia, uprawiam sporty, dużo pracuję, nie miałam nigdy czasu ani ochoty zastanawiać się nad upływającym czasem. To, że zaszły duże zmiany m.in. w moim ciele, zauważyłam dopiero kilka lat temu. I jaki jest pani stosunek do tych zmian?
Trochę zaczęłam się martwić, ale jest jak jest, to naturalna kolej rzeczy. Jako 80-latka cieszę się z tego, że wciąż się ruszam, jeżdżę na nartach dwa razy w roku, ćwiczę, pracuję, moje dni są przeładowane. Nie wiem, jak długo jeszcze będę w stanie tak funkcjonować, więc na razie korzystam z życia w pełni. Wspomniała pani o uprawianiu sportów, zresztą trudno nie zauważyć pani wyprostowanej sylwetki. Jakie to aktywności?
Moje dzieciństwo przypadło na czas wojenny. Możliwości były więc ograniczone – biegi przez chaszcze, skoki przez miedzę. Byłam bardzo ruchliwym dzieckiem. Również po wojnie nie mieliśmy takich możliwości jak młodzież teraz. Nie było nart, do których mam wielką słabość, nie było specjalistycznego sprzętu. Jeździliśmy nad morze, pływaliśmy, ganialiśmy się po plaży. Potem, wPRL-u, uprawiałyśmy z koleżankami gimnastykę i popularny przez lata aerobik.
PJeździ pani na nartach aż dwa razy w roku? To przecież kontuzyjny sport. Bakcyla do nart złapałam od razu. Do dzisiaj pamiętam zakwasy po pierwszym treningu. Stosunkowo późno zaczęłam, bo miałam już około 30 lat. Uczyłam się jazdy na nich równolegle z moją kilkuletnią córką.
Żeby wzmacniać kondycję, rozpoczęłam z grupą znajomych narciarzy regularne, cotygodniowe treningi wWarszawie. Czy śnieg, czy deszcz spotykamy się co niedziela, zawsze o dziesiątej rano, i ćwiczymy na świeżym powietrzu. Biegamy, rozciągamy się, korzystamy z siłowni miejskich.
Oprócz tego pięć lat temu zaczęłam praktykować jogę. Uważam, że to najlepsza forma ruchu dla osób w moim wieku, bo ciało z czasem robi się po prostu sztywne. Spada elastyczność, mięśnie zastygają, stawy zawodzą, dokuczają bóle i skurcze. Trzeba kombinować, jak się odwrócić albo po coś schylić, żeby w konsekwencji nie zrobić sobie krzywdy. Nie było pani trudno zacząć ćwiczyć?
Oczywiście, bo joga wygląda na prostą i przyjemną, ale tylko jak się patrzy na ćwiczących z boku – ręka do góry, noga w bok, nic trudnego. Tymczasem jest odwrotnie! Poprawne wykonanie niektórych pozycji wymaga skupienia, cierpliwości i regularnej praktyki. Każdy ruch i każdy mięsień muszą być odpowiednio ułożone. Bywa trudno, zwłaszcza gdy ciało odmawia posłuszeństwa. Jak się w takim razie nie zniechęcić?
Nie mam uniwersalnej recepty dla wszystkich poza tą, żeby się nie zniechęcać początkowymi trudnościami. Gdy lata temu uczyłam się jeździć na nartach, musiałam się przemóc, by pokonać bóle mięśni i zakwasy po pierwszych dniach nauki. Teraz staram się chodzić na jogę trzy razy w tygodniu po półtorej godziny. I same panie widzicie, benefity przeważają. Wczasie jazdy na nartach nie odczuwam żadnych dolegliwości ze strony mięśni i stawów. Wygląda pani wspaniale i też tak się chyba czuje?
Ciało w zamian za troskę i ruch odpłaca mi się dobrą formą i wyśmienitym samopoczuciem. Jednak na takie efekty trzeba sobie zapracować i nierzadko zmusić się do wysiłku i ćwiczeń mimo ogarniającego lenistwa i różnych codziennych zajęć. A czy wypracowała pani jakąś pielęgnacyjną rutynę?
Wmłodzieńczych latach pielęgnacja wogóle mnie nie zajmowała. Wzmożone dbanie osiebie przyszło z wiekiem. Nie da się ukryć, starość to wiotczejąca skóra, wypadające brwi i włosy, siwizna, zwężające się usta. Trzeba się napracować, żeby jakoś wyglądać (śmiech). Coś tam robię, bo obcuję na co dzień z pacjentami. Właśnie to „coś” nas interesuje! Zwykłe codzienne czynności oraz te niecodzienne, które sprawiają pani przyjemność.