Gazeta Wyborcza - Wysokie Obcasy
a i reszta czytelników twojej nowej książki jesteśmy wspólnikami. Wspólnie, razem z księżmi, strzeżemy tajemnicy. Dzieci księży. Wszyscy znają historie o dzieciach księży, chętnie mi je opowiadali, ale nie chcieli pomóc mi się z nimi skontaktować. Bo to temat tabu, o tym się nie mówi, awogóle to jak mieliby zacząć rozmowę? Przez tyle lat nigdy nie poruszyli tego tematu. Do bohaterów książki było mi jeszcze trudniej dotrzeć niż do byłych zakonnic! Nie spodziewałam się tego. Księża ojcowie też nie chcieli mówić, bo gdyby się wydało, że przyznają się do swojej rodziny, mogliby zostać wydaleni. Dla Kościoła problem pojawia się wtedy, gdy prawda wychodzi na jaw i wierni się burzą. Jeśli wszystko jest po cichu, wtedy jest w porządku. Ponieważ jest to trzymane w takim sekrecie, pisanie książki zajęło mi dwa lata. Nie bez powodu jej podtytuł brzmi „Nasza wspólna tajemnica”. Wszyscy bierzemy wtym udział. Brzemię dźwigamy wszyscy, ale ofiarami są partnerki tych księży i ich wspólne dzieci. Historie, które opisujesz, są dramatyczne.
Tomek nawet od matki nie może dowiedzieć się, kto jest jego ojcem. Gdy był mały, słyszał, jak wszyscy dowcipkowali, jaki to on podobny do tego zakonnika, co chór prowadzi. Latami się zastanawia, czy to jest jego ojciec. Gdy jest już dorosły, pokazuje jego zdjęcie znajomym i pyta: „Kto to?”. Wszyscy mówią: „Przecież to ty, tylko z przyklejoną brodą i przebrany za księdza”. Zakonnik się wypiera, że nigdy nie miał romansu z jego matką. Jedyna możliwość, żeby się tego dowiedzieć, to pozwać go do sądu i sporo wydać na adwokata i testy genetyczne. Z kolei ojciec Miłki był wdomu nawet raz, dwa razy w tygodniu. Miała sześć lat, kiedy od kuzynki dowiedziała się, że jej tata jest księdzem. W książce jest jej list do ojca: „Nie rozmawialiście ze mną na ten temat, uczyłam się z sytuacji. Czułam, że powinnam ukrywać prawdę przed ludźmi. Uważać, żeby mi się nie wymsknęło »tato«. Maciek [brat Miłki] przez całe życie nikomu nie powiedział oTobie. Nie wie nawet jego dziewczyna, a przecież zaraz biorą ślub. Jakie przestępstwo ukrywamy? Naszą miłość? Kłamiemy, bo to grzech? Nie jest grzechem, nie oddziela ani Ciebie, ani mnie od miłości Boga. Więc w imię czego nie przyznajesz się do mnie? Dlaczego jestem zaprzeczonym dzieckiem?”. Rozumiesz tę zmowę milczenia? Te obawy, które towarzyszą twoim bohaterom? Szokujące jest zwłaszcza milczenie kobiet, które mają dzieci z księżmi, żyją gdzieś w ukryciu, a jednak milczą. Wpewnym sensie same się skazują na niebyt.
Rozumiem. Matki milczą, bo chcą chronić siebie i dzieci. Jaki wybór miała Regina, która urodziła Janusza na polskiej wsi w latach 60.? Okryła się hańbą – tak rozumowała społeczność, więc musiała stamtąd uciekać. Kochała księdza Bolka i była głęboko wierząca. Skazała się na niebyt, bo tego oczekiwali od niej ludzie i Kościół.
Na drugim biegunie jest Jadwiga, ale to są już dzisiejsze czasy. Gdy zobaczyła, że jej partner nie chce wziąć odpowiedzialności za syna, powiedziała stop, chociaż go kochała. Ale taka postawa to wyjątek.
Większość historii, o których słyszałam, rzeczywiście rozgrywała się według schematu: pokochała księdza i poświęciła mu całe życie, podporządkowała mu wszystko. Kobiety, z którymi rozmawiasz i które opisujesz, wpisują się – zwyjątkiem Jadwigi – w służebną rolę kobiet w religii chrześcijańskiej. Ona zostaje ze swoim krzyżem, on realizuje powołanie i ambicję.
Kościół innej roli dla kobiet nie przewiduje, a księdzu nie wolno być ojcem. Przywykliśmy do tego, ale jeśli się nad tym zastanowić, to jest coś strasznego w tym, że Kościół odbiera kilkuset tysiącom mężczyzn jedno z najważniejszych ludzkich praw – prawo do posiadania rodziny. Kościół rzymskokatolicki, bo już nie protestancki czy prawosławny.
JPowstaje z tego całkowicie męski świat, w którym przyjaźnie zawiera się tylko z mężczyznami, a kobiety pełnią funkcje służących
Mamy więc księży, którzy dla swoich dzieci nie są ojcami, i kobiety, które te dzieci samotnie wychowują.
Kiedy synowie icórki księży opowiadają oswoich rodzinach, to mówią o matkach, bo one zawsze były. To one wzięły na siebie całą odpowiedzialność i cały trud zapewnienia bytu. Wychowania. Opieki. Dlatego ta książka, choć w tytule ma księży – mężczyzn – jest opowieścią o kobietach. To one zostają z różnie rozumianym brzemieniem. Społeczeństwo zamiast je wesprzeć, jeszcze im dokłada. Katolickie społeczeństwo tę kobietę ma za dziwkę, która uwiodła księdza, a ją i jej dziecko czy dzieci skazuje na funkcjonowanie na marginesie. Bardzo to chrześcijańskie.
Mężczyznę się oczyszcza z grzechów, a kobieta jest winna. To ona ściągnęła hańbę na księdza. To ona jest przyczyną zgorszenia. Tak uważają przede wszystkim wierzący, ale i niezwiązani zKościołem mają swój udział wpodtrzymywaniu tego przekonania. Milczą i nie sprzeciwają się, kiedy wspólnota wydaje wyrok na taką matkę. Dlaczego tak jest? Polak to katolik, nawet jeśli tylko nominalnie. Dlaczego posyła się dzieci na religię dla świętego spokoju, wpuszcza księdza po kolędzie, a milczy na temat porzucanych przez ojców dzieci?
Bo takie są normy we wspólnocie, w której żyjemy. Jeśli się z nich wyłamujemy, spotyka nas kara. Dziś może już nie palenie na stosie, ale ostracyzm i wykluczenie. Może jednak, jeśli się zastanowimy, to ta kara nie będzie wcale taka dotkliwa? Coś stracimy, ale coś zyskamy? Czy coś zostanie, jak się odklei Polaka od katolika?
Prof. Stryjek mówi w książce, że zostaje bardzo dużo. Zbitka „Polak katolik” obowiązuje dopiero od końca XIX wieku. Byliśmy wtedy pod zaborami, aKościół stał się ostoją naszej tożsamości. We Francji było zupełnie inaczej – państwo narodowe powstało w opozycji do religii, aKościół katolicki stał się zwykłym stowarzyszeniem. U nas wystarczyło niewiele ponad sto lat, by wszyscy uwierzyli, że od wieków polskość jest zrośnięta z katolicyzmem. Bo przecież Kościół pozwolił przetrwać polskości pod zaborami i obalił komunizm…
Dzisiaj w to powszechnie wierzymy, ale on tylko dopomógł – inteligencji, robotnikom, Polakom. Nie kwestionuję jego zasług, ale nasza przeszłość jest bardziej złożona. Episkopat bez żadnego skrępowania popiera obóz rządzący. Wdodatku reprezentuje Kościół, który raczej nie pochyla się nad potrzebującymi. To Kościół walczący, agitujący, antagonizujący.
Wszystko wskazuje na to, że Kościół odszedł od Ewangelii. Iod wartości, które legły upodstaw chrześcijaństwa. Poszedł w stronę władzy, kumulacji majątku, budowy hierarchicznej struktury, która niewiele ma wspólnego z troską obliźniego. To jest przesłanie, wktórym nie odnajduje się także duża część katolików. Trudno w tym, jak KK traktuje kobiety, znaleźć echa nauczania Jezusa.
Nawet zakładając, że w tłumaczeniu Biblii były błędy, że część treści z niej wypadła – albo została wyrzucona – wNowym Testamen-