Kroniki zapowiedzianej śmierci Z ŻYCIA SFER POLSKICH
W tej niewielkiej, a genialnej książeczce Gabriela Garcii Marqueza „Kronika zapowiedzianej śmierci” wszystko jest wiadomo od pierwszego zdania. Dwaj bracia idą zabić sprawcę hańby swej siostry. Wiedzą o tym mieszkańcy miasteczka, w którym dzieje się akcja, wiedzą czytelnicy i wie poszkodowana na dziewictwie siostra, odesłana przez męża po nocy poślubnej. Tylko ofiara nie zdaje sobie sprawy ze swego nieuchronnego przeznaczenia, a zginie, co oczywiste, nim książeczka się skończy. W polskich serialach, w których nic nie jest oczywiste, także wiedza o tym, kto i kiedy umrze, nie jest w żaden sposób oczywista.
W średniowieczu i renesansie popularne były poradniki „Ars moriendi”, czyli „Sztuka umierania”. Opisywano w nich najcnotliwsze drogi zejścia z tego padołu, z wyraźnymi sugestiami, kto i jak może zostać za życie osądzony, czyli co go czeka po tamtej stronie. W czasach współczesnego banału, o śmierci opowiadają seriale, choć różne w różny sposób. W szczególny sposób misję tę wypełnia II program TVP.
Śmierć w życiu jest aktem nieodwracalnym, zaś w serialu nieodwracalna bywa. Gdyby to zależało od telewidza, to bohater, który zszedł w 3245. odcinku jakiejś szmiry, po siedmiuset kolejnych mógłby ukazać się na nowo, czego nikt nie oprotestowałby, bo kto pamiętałby tę postać? Trochę trudniej jest w przypadku bohaterów dobrych i lubianych, którzy sami już mają po dziurki w nosie mydlanej chałtury. W Programie II TVP dba o to matka scenarzystów Ilona Łepkowska, dzięki której jedni bohaterowie żyją długo i zdrowo, a inni znikają w stylu fatalnym, o którym sami chcieliby zapomnieć, ale się nie da. Hanka Mostowiak (Małgorzata Kożuchowska) z „M jak miłość” miała już tak dość swej wioski, wtrącającej się teściowej i męża, bzykającego wszystko, co się w polu rusza, że odeszła z serialu po potrąceniu autem pustego kartonu po telewizorze. Śmierć, którą zapowiedziano kilka miesięcy wcześniej (śmierć świetnie sprzedaje się w mediach), ożywiła serial, bo komizm zawsze ożywia. Cała Polska turlała się ze śmiechu, gdy heroina Mostowiakowa odchodziła do krainy wiecznych łowów po kartonowej katastrofie. Wcześniej odszedł z serialu Olaf Lubaszenko, długie lata odgrywający wielodzietnego sanitariusza pogotowia Pyrkę w serialu „Barwy szczęścia”. Ale ten przynajmniej umarł jak bohater kina akcji. Był wypadek drogowy, groził wybuch paliwa, sanitariusz uratował życie matki i dziecko, a potem dostał masywnego zawału serca i umarł, bo był za gruby. Ale śmierć miał ładną, a Kożuchowska karykaturalną. Pani Ilono, rozumiemy, nie każdy może być Marquezem, a my też lubimy Lubaszenkę.
Łepkowska łacno może się zrehabilitować, w godniejszym stylu odsyłając w zaświaty Ryśka Lubicza. Internet już się grzeje od zapowiedzi śmierci bohatera przedkolacyjnego tasiemca pt. „Klan”. Rysiek jest sympatycznym safandułą, który wszedł do legendy polskiej telewizji apelem: – Dzieci, umyjcie rączki! Jaką jemu śmierć szykuje matka seriali? To zależy, czy Ryśka lubi. Może mu kazać zachłysnąć się wodą po umytych dziecięcych rączkach, ale może ukazać heroizm tej zwykłej postaci i umożliwić mu – na finał! – zagrać rolę wielką, prometejską. Oto leży Ryśko Lubicz na trawniku pod blokiem, a wątrobę wygryza mu nie marskość, ale kaukaski orzeł! Lubicz leży i stęka, bo Ryśka boli, ale wiemy, że cierpi nie tylko za polskie dzieci rączek niemyjących, ale za całą ludzkość!
Gdyby dziś miał ktoś napisać „Ars moriendi” naszych czasów, musiałby odnieść się do telewizyjnej mitologii. Bo kto pamięta zgon Prometeusza, gdy każdy pamięta zgon Hanki od Mostowiaków. Zgon tak groteskowy, że mało prawdopodobny. Oby więc nie powtórzyła się historyjka z roztargnionym panem domu, który witając na przyjęciu gościa, pyta go uprzejmie: – A jak zdrowie małżonki szanownego pana? – w tym momencie uświadamiając sobie, że tydzień temu ją pochowano. – Czy nadal nie żyje?
henryk.martenka@angora.com.pl