Śląsk – Warszawa, wspólna sprawa
13
– Byłem. Dostałem kiedyś na Facebooku zaproszenie do udziału w manifestacji RAŚ. Potwierdziłem, że przyjdę i dodałem, że wezmę ze sobą transparent „Śląsk – Warszawa, wspólna sprawa”. Jednak RAŚ usunął mój wpis ze swojej strony. I tak nasza współpraca zakończyła się, zanim się zaczęła.
– Czy rzeczywiście wielu Ślązaków opowiada się za autonomią?
– W domu, przy piwie nie rozmawia się o autonomii. Gdyby dziś przeprowadzono na Śląsku referendum, to ogromna większość mieszkańców naszego regionu nie chciałaby autonomii. Nie potrzeba nadawać Śląskowi autonomii, wystarczy przekazać sejmikom wojewódzkim więcej kompetencji. Dlatego niech RAŚ snuje swoje plany, mnie to nie przeszkadza, o ile Ruch będzie przestrzegał konstytucji, nawet jeżeli jest ona tak ułomna, niekonsekwentna i przestarzała.
– Ale RAŚ już przygotował swój projekt konstytucji, w której Polska jest krajem federacyjnym.
– Mają do tego prawo. Nie wyolbrzymiałbym tego faktu, zwłaszcza że szans na uchwalenie ich projektu nie ma ani dziś, ani za 10, ani pewnie za 20 lat.
– Według niektórych działaczy RAŚ ich celem jest nie tylko autonomia, większa nawet niż ta przedwojenna gwarantowana Statutem Organicznym Województwa Śląskiego, ale pełna samodzielność w ramach Unii Europejskiej.
– Na razie Unia trzeszczy w szwach. Moim zdaniem głównym celem tych wszystkich śląskich organizacji opowiadających się za uznaniem śląskiej narodowości jest uzyskanie przywilejów wyborczych. Gdyby Ślązacy, tak jak Niemcy, stali się oficjalną mniejszością, nie musieliby w wyborach do Sejmu przekraczać 5% progu wyborczego. Myślę, że dla wielu działaczy RAŚ walka o śląską narodowość jest w istocie walką o stołki.
–W sejmiku wojewódzkim RAŚ jest w koalicji z Platformą, więc być może także na szczeblu krajowym PO poprze ich postulat uznania śląskiej narodowości?
– Nie sądzę. Moim zdaniem ta koalicja wiąże ręce RAŚ. Przy Platformie muszą rezygnować z wielu punktów programu, są w cieniu większego koalicjanta. A jak coś pójdzie źle, to nie będą mogli zrzucić odpowiedzialności na PO. Ale taka jest cena za stanowiska.
– 21 grudnia sąd w Opolu zarejestrował Stowarzyszenie Osób Narodowości Śląskiej; czy ta decyzja powinna zostać zaskarżona?
– To trudne pytanie. Mleko się rozlało. Wydaje się, że trzeba się z tym pogodzić, ale służby wojewody powinny monitorować Stowarzyszenie, obserwując, czy
przestrzega prawa, czy nie łamie statutu, czy nie nawołuje do separatyzmu.
– Za kilka lat, może nawet w tej kadencji, Sejm będzie pracował nad wnioskiem o uznanie śląskiej narodowości. Gdyby był pan posłem, jak by pan głosował? – Oczywiście byłbym przeciw. – W ubiegłym roku wiele emocji wywołała wypowiedź Jarosława Kaczyńskiego: „Twierdzenie, że istnieje naród śląski, to zakamuflowana opcja niemiecka”. Ale tak myśli także wielu Polaków z Mazowsza, Kieleckiego czy Podlasia.
– Nie chciałem wierzyć, że Jarek mógł coś takiego powiedzieć. Nadal mam nadzieję, że ktoś go podpuścił albo za niego to napisał, gdyż takie stwierdzenie jest całkowicie nieprawdziwe. Tak jak nie widzę zagrożenia dla jedności Polski ze strony Ślązaków, tak nie widzę go ze strony niemieckiej mniejszości. W Sejmie I kadencji, gdy niemieckie koło miało siedmiu posłów, współpracowało mi się z nimi znakomicie. Dziś dla Ślązaków o wiele większym zagrożeniem od kanclerz Merkel jest minister Rostowski. Śląskie spółki węglowe przynoszą zyski liczone w miliardach złotych, ale te pieniądze, wbrew wcześniejszym obietnicom, uciekają do Warszawy na pokrycie dziury w budżecie. Do prywatyzacji Jastrzębskiej Spółki Węglowej nie zostały dopuszczone śląskie gminy. A przecież współwłaścicielem wielu wielkich niemieckich spółek, na przykład RWE, do którego należy warszawski STOEN, są niemieckie gminy.
– A skąd śląskie gminy wzięłyby na to pieniądze?
– Z banków, tak jak to dzieje się na całym świecie.
– W województwie śląskim istnieją także silne podziały między Zagłębiem a Górnym Śląskiem, rodowitymi mieszkańcami a ludźmi, którzy przyjechali na Śląsk za chlebem.
– Przyjezdni nazywają nas aborygenami, ale ja się za to nie obrażam. W latach pięćdziesiątych, sześćdziesiątych, siedemdziesiątych zwożono do pracy w kopalniach i hutach tysiące mężczyzn z całej Polski, ale wielu z nich się nie zakorzeniło i po przejściu na emeryturę wrócili w rodzinne strony. Przepracowałem z tymi ludźmi 23 lata na dole w kopalni, więc wiem, o czym mówię.
– Jaki pan przewiduje rozwój wypadków na Górnym Śląsku w najbliższych latach?
– Wszystko zależy od sytuacji gospodarczej. Jeżeli nie będzie bezrobocia, wzrosną płace, będą powstawały nowe inwestycje, to RAŚ i inne podobne organizacje pozostaną na marginesie życia politycznego. Gdy nastąpi kryzys, wówczas do głosu mogą dojść różne skrajne siły.