Brał leki, bo chciał żyć?
Od śmierci Andrzeja Leppera minęło już ponad pięć miesięcy, ale prokuratura cały czas prowadzi w tej sprawie śledztwo. Kilka dni temu ujawniono wyniki badań toksykologicznych krwi zmarłego lidera Samoobrony.
– Zamówione na potrzeby śledztwa badania wykazały obecność we krwi osoby badanej środków farmaceutycznych dopuszczonych do obrotu na rynek polski, w dawce terapeutycznej, która nie przekraczała dopuszczalnych norm – potwierdziła informacje Monika Lewandowska, rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Warszawie. Podkreśliła też, że na prośbę rodziny Leppera nie będzie ujawniane, jaki był to lek. Prokuratura nie wypowiada się na razie, czy miało to wpływ na samobójczą śmierć Leppera.
– Prokurator przesłuchuje kolejnych świadków. Czekamy też jeszcze na zamówione u biegłych badania genetyczne. Dopiero po ich zakończeniu będą możliwe do przeprowadzenia badania daktyloskopijne i mechanoskopijne na zabezpieczonych dowodach rzeczowych. Później będzie można mówić o postępie w tym śledztwie – zapewniła Lewandowska.
Natychmiast zareagował Janusz Maksymiuk, najbliższy współpracownik i przyjaciel przewodniczącego Samoobrony, który od samego początku nie wierzył w samobójstwo swojego szefa.
– Jeżeli jest prawdą to, co mówią lekarze, że mógł dusić się od kilku do nawet dziesięciu minut, to nie ma cudów, żeby nie wykonywał gwałtownych ruchów, próbując się ratować. Nie ma tak silnych ludzi. Albo łapałby się za szyję, machał nogami, może próbował oprzeć się o parapet… A w gabinecie nie było żadnych śladów, ściana nie była pobrudzona, tak jakby wisiał nieruchomo – powiedział portalowi wp.pl.
Zdaniem Maksymiuka ten fakt, w połączeniu z wiadomością o tym, że Lepper jeszcze tego samego dnia brał leki, świadczy, że chciał żyć. Teraz decydującą kwestią jest ustalenie godziny, w której przewodniczący zażył leki.
– Jeśli okaże się, że wziął je rano, w dniu, kiedy znaleziono go martwego (...), to znaczy, że nie miał zamiaru odbierać sobie życia. Gdyby chodziło mu po głowie samobójstwo, nie brałby leków, bo po co? Skoro je zażył, to znaczy, że miał zamiar dalej żyć – uważa Maksymiuk.
Dla niego
jest
jasne.
Skoro
nie chciał popełnić samobójstwa, to ktoś musiał mu w tym „samobójstwie” pomóc.
Maksymiuk zwraca też uwagę, że Andrzej Lepper mógł dostać przed śmiercią substancje wywołujące amnezję lub utratę świadomości, które neutralizują się po kilku godzinach od zażycia. A ponieważ sekcję zwłok zrobiono dopiero po trzech dniach, ich wykrycie było niemożliwe. Były polityk zwlekanie z sekcją uważa za wielkie uchybienie. – Dlaczego zrobiono ją dopiero w poniedziałek, jeśli śmierć nastąpiła w piątek? Przecież próbki trzeba było pobrać jak najszybciej.
Zdaniem Maksymiuka początkowe zaniedbania na pewno odbiją się na wynikach śledztwa. – Jeśli ktoś podał Andrzejowi Lepperowi jakieś środki w jedzeniu czy piciu, już się tego nie dowiemy. Być może są jednak inne dowody – odciski palców, ślady zapachowe – które wskażą, kto mu pomógł.
Na razie śledztwo prokuratury wciąż nie wyjaśniło, czy w śmierć Andrzeja Leppera były zamieszane osoby trzecie. Według wstępnej wersji były wicepremier zabił się, wieszając się na sznurze. A przyczyną miały być rzekome kłopoty finansowe.
Winnych śmierci szefa Samoobrony obiecywał wykryć znany detektyw i były poseł Samoobrony – Krzysztof Rutkowski. Zapowiadał to już publicznie na pogrzebie Andrzeja Leppera w sierpniu ubiegłego roku.
Teraz w tygodniku „Wprost” przyznał, że wszystkich winnych już zna. Jego zdaniem pierwszy winny to kłopoty finansowe, drugi – sądowe, trzeci – kłopoty osobiste i związane ze zdrowiem syna.
– Chłop nie wytrzymał. Nikt mu fizycznie pętli siłą na szyję nie zarzucał – powiedział Rutkowski tygodnikowi „Wprost”.