Najtrudniejszy miesiąc
domu – powiedziała do psa. – Musisz to zrobić, bo ja nic nie słyszę.
I Pefo stanął na wysokości zadania. Tym razem to nie Monika prowadziła psa, lecz on ją. I choć nie docierały do niej żadne dźwięki, pierwszy raz w życiu nie czuła w takiej sytuacji strachu. Od tej chwili wiedziała, że Pefo to ktoś – tak, właśnie „ktoś” – na kogo można liczyć.
W czerwcu odbyło się uroczyste przekazanie psa. I od razu pech. Monika nieszczęśliwie upadła i złamała sobie rękę. Pefo, zamiast pojechać z nową panią do domu, znowu trafił do Katowic. A Monika, sama, wróciła do Warszawy.
– To był jeden z najtrudniejszych okresów mojego życia – wspomina. – Ciągle płakałam. Tęskniłam. Jeździłam do niego tak często, jak mogłam, ale już mi to nie wystarczało. W dodatku bałam się, że Pefo, który przez miesiąc pobytu w Warszawie dobrze poznał mieszkanie, okolicę i mnie, wszystko zapomni. Ale on niczego nie zapomniał. Kiedy wpadł do mieszkania, szalał z radości, zaglądał w każdy kąt. Był stęskniony tak samo jak ja!
Wielkie małe sprawy
Na początku pies w biurze stanowił sensację. Wszyscy przychodzili, podziwiali, pytali. Dziś to już – można po- wiedzieć – pracownik jak wszyscy inni. Oczywiście zanim Monika pojawiła się tu z nim po raz pierwszy, wszystko trzeba było formalnie załatwić. Szefowa Fundacji przyjechała do biura, rozmawiała z naczelnikiem, wytłumaczyła, jakie będą zadania psa i jak należy się z nim obchodzić. Psiego asystenta nie wolno głaskać, bo to go rozprasza. O tym, że zwierzak „jest w pracy”, informuje jego służbowy uniform – kamizelka z napisem „pies asystujący”. To znak: traktuj mnie z szacunkiem, ale bez poufałości.
– Ludzie na ogół tego nie rozumieją. Mają pretensję, kiedy proszę, by Pefa na ulicy nie zaczepiać i nie głaskać. Przecież to taki ładny piesek...
Nie rozumieją, niestety, nie tylko tego. Już kilka razy Monikę z Pefem wyproszono ze sklepów, a nawet z parku. Do ochroniarzy nie trafiają argumenty, że z psem asystującym ma prawo wejść wszędzie. Obawiają się, że zwierzak nabrudzi. A Pefo nigdy by tego nie zrobił – on załatwia się na komendę!
Czas pracy i czas pieszczot
Choć Monika i Pefo świetnie się rozumieją, to zdarzają się pomyłki. Jednak – jak twierdzi właścicielka – nie psu, tylko jej samej. A to wyda złą komendę, a to w ogóle o niej zapomni. W czasie Gdyńskich Warsztatów dla Osób Niepełnosprawnych z psami asystującymi odbywały się zawody. – Przez moje gapiostwo, przez to, że zapomniałam powiedzieć jedno słowo: „ idziemy!”, straciliśmy medal – mówi Monika. – Ale Pefo mi to wybaczył – uśmiecha się do psa, a ten macha ogonem.
Ma nadzieję, że z czasem będą rozumieli się bez słów. Na razie jednak słowa są potrzebne. Na początku ich wspólnego życia dla psa trudnością był jej sposób mówienia. Monika nie moduluje głosu – jej ucho, a właściwie aparat słuchowy, takich niuansów nie wychwytuje. A Pefo, przyzwyczajony do tego, że pochwały wygłasza się z entuzjazmem, nie do końca rozumiał, że te słowa oznaczają nagrodę. Ale z czasem on przywykł do jej głosu, a ona... zaczęła ten głos zmieniać. Dzięki psu mówi już zupełnie inaczej, nie na jednym tonie. – Kontakt z nim uczy mnie lepszej wymowy, ekspresji i czuję, że robię postępy!
Jest dobrze, ale będzie jeszcze lepiej.
– Codziennie przychodzą mi do głowy rzeczy, których chciałabym jeszcze nauczyć Pefa. Na przykład reagowania na sygnał karetki i alarmowania mnie, że nadjeżdża. Albo na dźwięk dzwonka roweru – w War- szawie rowerzystów jest coraz więcej, ja nie zawsze ich widzę, a nie słyszę nigdy...
Na wiosnę wybierają się do Katowic doskonalić psie umiejętności. Ale gdyby nawet Pefo nie nauczył się już niczego, i tak nigdy by go nie oddała. – Przy nim nie czuję się samotna. Jesteśmy nierozłączni. Nawet kiedy się kąpię, Pefo waruje przy wannie. Myślę, że jest szczęśliwy. Nigdy, na przykład, nie zostaje sam, co jest problemem wszystkich psów. A że ciągle pracuje? Niektórzy tego nie rozumieją i współczują, że taki „ zarobiony”. Ale proszę na niego spojrzeć – czy on wygląda na nieszczęśliwego?
O Pefie można powiedzieć wszystko, ale na pewno nie to. Przy każdym zadaniu radośnie macha ogonem, zawsze w nagrodę dostaje smakołyk.
Zresztą on wcale nie zawsze pracuje.
– Chce go pani pogłaskać? – pyta Monika i zdejmuje mu uprząż. To znak, że Pefo ma wolne. Od razu, bez żadnej zachęty, podbiega do mnie dopominać się o pieszczoty. Ale kiedy uprząż wraca na jego grzbiet, pies natychmiast siada „na baczność” przy krześle Moniki. Wie, że zabawa się skończyła.