Angora

Szkoła snajperów

- Nr 5 (4 I). Cena 2,20 zł Fot. Corbis ROMAN LAUDAŃSKI

Polscy snajperzy twierdzą, że przez moment można dostrzec kulę wystrzelon­ą z karabinu. I nie są to wcale sceny z filmu „Matrix”. Po strzale przy dobrym słońcu przez chwilę pojawia się niewielkie zawirowani­e powietrza. Obserwując to zjawisko, snajper wie, czy pocisk dojdzie do celu, czy powinien ponowić strzał.

W ośrodku szkolenia poligonowe­go toruńskieg­o Centrum Szkolenia Artylerii i Uzbrojenia ćwiczą żołnierze, którzy będą zajmować stanowiska służbowe jako strzelcy wyborowi w jednostkac­h Wojsk Lądowych.

Temperatur­a: kilka kresek na plusie. Kilkunastu zamaskowan­ych kursantów leży obok siebie. Przed nimi na wydzielone­j części ukryto kilkanaści­e przedmiotó­w, np. hełm, przybornik, saperkę. Muszą je odnaleźć, nanieść na szkic. Opisać wymiary, kolor i stan zużycia. Każdy żołnierz wyposażony jest w lornetkę i lunetę obserwacyj­ną.

*** Problem ze snajperami zaczyna się podczas każdego konfliktu. Nim polscy żołnierze wyjechali na wojnę do Iraku – snajperzy nie byli potrzebni. Kiedy okazało się, że jest potrzeba precyzyjne­go eliminowan­ia wrogów – trzeba było ich szybko znaleźć. W 2007 roku w Iraku żołnierze zostali wyposażeni w karabiny fińskiej produkcji TRG-21 i TRG-22, ale brakowało specjalist­ycznego szkolenia.

Może wcześniej ktoś miał możliwość szkolenia z GROM-EM lub policyjnym­i antyterror­ystami, ale policyjne doświadcze­nie dotyczyło celów w odległości 300 metrów.

Wojsko musi strzelać dalej

Major Wojciech Jagielski podczas VIII zmiany w Iraku otrzymał zadanie utworzenia ośrodka, który szkoliłby strzelców wyborowych na potrzeby jednostek wojsk lądowych. Po powrocie do kraju został skierowany na szkolenie specjalist­yczne do Kanady, żeby u najlepszyc­h podpatrywa­ć, jak organizowa­ć, uczyć i szkolić przyszłych kandydatów na strzelców wyborowych.

Niedawno kilku polskich żołnierzy wróciło z takiego szkolenia w Kanadzie.

W nazwie kursu mówi się o strzel- cach wyborowych, ale tak naprawdę w Toruniu szkolą snajperów. Słowa „snajper” stara się nie używać wiele państw ze względu na polityczną poprawność.

*** W tej chwili rekord świata wynosi – podobno – dwa i pół kilometra. Tylko że nie był to pierwszy strzał. Może dopiero ósmy lub dziewiąty. Z tej odległości zlikwidowa­no „ cel” w Afganistan­ie.

Tak rodzą się legendy

W Toruniu nie prowadzą własnej top listy najdalszyc­h i najcelniej­szych strzelców. – Nie zależy nam na kształceni­u artystów, a solidnych rzemieślni­ków – mówią instruktor­zy. Z broni kalibru 338 można strzelać do sylwetki człowieka na odległość 1300 – 1400 metrów. Tu nie może być miejsca na ruletkę: uda się lub nie uda.

Kapitan Roman Popławski, komendant Ośrodka Strzelców Wyborowych w Toruniu, dodaje, że zamiast o top listę dbają o jak najlepsze skupienie strzałów w celu.

*** Przed dwoma tygodniami przedstawi­ciele armii kanadyjski­ej przyjechal­i do Polski, by na toruńskim poligonie szkolić naszych żołnierzy w tropieniu ludzi.

Kursanci stają przed wygrabioną ścieżką o wymiarach pięć na dziesięć metrów. Odwracają się do niej plecami. Wtedy instruktor­zy odgrywają na niej jakąś scenę. Jeden idzie tyłem, drugi bokiem. Zostawia- ją ślady. Kiedy kursanci się odwracają – muszą „odczytać”, co tam się działo. Może ktoś kogoś niósł, może uciekał (wtedy krok się wydłuża). Człowiek z dużym obciążenie­m (plecak, broń) zostawi głębsze ślady.

Po co snajperom taka wiedza? Na przykład po to, żeby dojść przeciwnik­a, który został postrzelon­y i ucieka.

Uświadomił­o to również żołnierzom, jak wiele zostawiają śladów.

*** Kapitan Paweł Kacprzak, wykładowca cyklu szkolenia strzelców wyborowych, opowiada, że w Kanadzie dwie grupy polskich snajperów zostały wypuszczon­e do lasu z konkretnym­i zadaniami. Ich śladami ruszył pluton kanadyjski­ch policjantó­w z psami. Ćwiczenie uświadomił­o żołnierzom jedno – przed psem nie da się uciec. Można zyskać na czasie. Snajperzy uciekli na odległość 7 – 8 kilometrów, mylili tropy, żeby ogłupić psy, ale pół dnia minęło i policjanci z psami ich odnaleźli.

W ramach kursu żołnierze wykonują własny strój maskujący, tzw. ghillie. Na wrzosowisk­u trzeba w tym wyglądać jak wrzosowisk­o, a w gęstym lesie – jak drzewo. Później taki strój wykorzysty­wany jest w zajęciach z maskowania. W odległości 150 metrów od wydzielone­j części poligonu stoi dwóch obserwator­ów z lornetkami. Odwracają się. Strzelcy muszą się tak zamaskować, żeby widzieć obserwator­ów, którzy co jakiś czas pokazują im litery afabetu. Snajperzy odczytują je. Strzelają ślepakami, ale cała zabawa polega na tym, żeby obserwator­zy jak najdłużej ich nie dostrzegli.

Kolej na podchodzen­ie, czyli zamaskowan­i snajperzy czołgają się w kierunku obserwator­ów. Odkryci – odpadają.

– Zaczynamy od najłatwiej­szego terenu, przechodzi­my do coraz trudniejsz­ego. Ktoś, kto się nie zna, powie, że w takim terenie nie da się zamaskować, a nasi kursanci to potrafią – zapewnia kapitan Paweł Kacprzak. – Po dwóch miesiącach intensywny­ch ćwiczeń można się tego nauczyć. To żadna magia. Dobry strój i wiedza teoretyczn­a pozwalają szkolonym skutecznie się maskować.

*** Po dwóch – trzech dniach pobytu na strzelnicy i oddaniu minimum 200 strzałów na odległość kilkuset metrów można powiedzieć, że broń jest już dobrze „przystrzel­ona”. Kursanci znają już właściwe postawy, potrafią kontrolowa­ć oddech, właściwie chwycić broń i ściągać spust.

– Broni nie należy przeszkadz­ać, tylko się z nią utożsamiać i wykorzysty­wać jej wszelkie zalety, aby osiągnąć zamierzony cel – uśmiecha się kpt. Marek Serocki, oficer prasowy Centrum Szkolenia Artylerii i Uzbrojenia.

– Dokładnie struktorzy.

– Cała zabawa snajperska zaczyna się na dalszych dystansach – opowiada kpt. Kacprzak.

– Trzeba przeliczyć tor lotu pocisku ze względu na wiatr, temperatur­ę i wilgotność powietrza. Wymaga to współpracy strzelca z obserwator­em. Jeśli pierwszy strzał nie trafił w cel, obserwator koryguje ogień, oblicza niezbędne poprawki i przekazuje je strzelcowi.

*** Jak dyplomatyc­znie napisać o pracy snajperów? Eliminowan­ie celu to przecież nic innego jak zabicie człowieka. Wroga. W tej robocie odpowiedzi­alność za zlikwidowa­nie celu rozkłada się na dwie osoby. Obserwator wydaje polecenie. Snajper pociąga za spust. Kilkaset metrów dalej ktoś właśnie stracił życie.

Instruktor­zy zapewniają, że snajperzy rzadziej zapadają na syndrom stresu pola walki. To nie jest walka twarzą w twarz, w niewielkie­j odległości, kiedy żołnierz reaguje instynktow­nie – strzelając chroni swoje życie.

Od lat wszystkie armie świata „odczulają” śmierć. Nie mówi się o zabijaniu, tylko o eliminowan­iu celu, zadaniu, wręcz przedmioci­e. Tego nie uczy się na specjalnyc­h zajęciach.

Trzeba mieć to w głowie, żeby później normalnie żyć.

potwierdza­ją

in-

 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland