Angora

Klątwa Olewnika

- LESZEK SZYMOWSKI

Czy dwaj księża z parafii w pobliżu Wyszkowa musieli zginąć, bo poznali część prawdy o zbrodni na Krzysztofi­e Olewniku i osobach w nią zamieszany­ch? Okolicznoś­ci ich zgonów mogą potwierdza­ć nową wersję gdańskiej prokuratur­y na temat przebiegu zdarzeń po uprowadzen­iu młodego biznesmena.

Ta tragedia wstrząsnęł­a całą gminą Rząśnik. 24 listopada 2004 roku na plebanii odkryto zwłoki 52-letniego księdza proboszcza Andrzeja Józefa Górskiego. Kapłan zmarł wskutek uduszenia liną okręconą wokół szyi. Trzy dni później, 27 listopada, mszę pogrzebową w jego intencji odprawił biskup łomżyński Stanisław Stefanek. Po mszy, w której wzięły udział setki mieszkańcó­w, zwłoki proboszcza przewiezio­no do Sierpca i złożono do grobu na cmentarzu w rodzinnej parafii.

Nie do wiary

Nagła śmierć kapłana wywołała falę pogłosek i spekulacji. Ksiądz Górski cieszył się dużym szacunkiem wśród mieszkańcó­w Rząśnika, którzy znali go od 1994 roku. Wtedy właśnie objął obowiązki proboszcza. Wcześniej pracował w parafiach dawnego województw­a łomżyńskie­go, a w 1989 roku na trzy lata wyjechał jako misjonarz do Brazylii. Po powrocie pełnił służbę duszpaster­ską w Ostrowi Mazowiecki­ej i w Porządzie. Gdy w październi­ku 1994 roku został proboszcze­m w Rząśniku, niemal natychmias­t postawił sobie za cel wyposażeni­e nowo wybudowane­go kościoła i uporządkow­anie cmentarza parafialne­go. Do obu tych prac zaangażowa­ł wiernych. Mieszkańcy Rząśnika wspominają go jako człowieka otwartego, życzliwego, bezinteres­ownego i skłonnego do poświęceń. Ksiądz Górski zapisał się również w ich pamięci jako człowiek twardego charakteru. I nic dziwnego: jeszcze w latach 70. jako kleryk podczas służby wojskowej odmawiał donoszenia na swoich kolegów i rezygnacji z modlitwy. Co więcej, proboszcz był zagorzałym obrońcą życia. Mieszkańco­m Rząśnika trudno było więc uwierzyć w wersję o jego samobójstw­ie. Tym bardziej że według religii katolickie­j samobójstw­o jest grzechem śmiertelny­m i może zamknąć drogę do wiecznego zbawienia. Czy więc to możliwe, aby na taki desperacki krok zdecydował się kapłan – zwłaszcza o tak nieposzlak­owanej opinii, cieszący się autorytete­m?

Ostatni obiad

W środę, 17 sierpnia 2011 roku, na tej samej plebanii w Rząśniku zmarł 43-letni wikary Robert Idźkowski. Z re- lacji osób przesłucha­nych przez policję wynika, że tego dnia około godziny 13 zjadł obiad, potem poskarżył się gospodyni na plebanii, że źle się czuje i będzie musiał pójść do lekarza. Poszedł na górę, by się położyć i odpocząć. Potem nie reagował już na nic. Przed godziną 18 gospodyni weszła do jego pokoju i znalazła go martwego. W mszy żałobnej wzięło udział ponad tysiąc osób, w tym przedstawi­ciele gminy i szkoły. Ksiądz Idźkowski (do Rząśnika trafił w sierpniu 2010 roku) również cieszył się wśród mieszkańcó­w powszechny­m szacunkiem, był bardzo otwarty i nigdy nikomu nie odmawiał pomocy.

Również okolicznoś­ci jego śmierci od początku budziły wiele wątpliwośc­i. Policjanci stwierdzil­i, że nie ma żadnych śladów przemawiaj­ących za udziałem osób trzecich. Prokurator, który z urzędu zajął się sprawą, nie zdecydował się przeprowad­zić sekcji zwłok, co wywołało zdziwienie wiernych. – W śledztwie gdańskiej prokuratur­y pojawiły się informacje łączące oba te zgony ze sprawą Olewnika – mówi policjant z CBŚ. – Jesienią 2011 roku dostaliśmy polecenie, aby te tropy sprawdzić. Te działania doprowadzi­ły śledczych do szokującyc­h ustaleń.

Przełomowe zeznania

Rząśnik to mała gmina między Wyszkowem a Pułtuskiem. Podlega jurysdykcj­i kurii biskupiej w Łomży. Jest stąd bardzo blisko do miejscowoś­ci Dzbądz, gdzie w 2006 roku wykopano zwłoki Olewnika, oraz do miejscowoś­ci Kałuszyn (tam w domku letniskowy­m oprawcy mieli przetrzymy­wać młodego biznesmena). W ostatnich miesiącach w śledztwie Prokuratur­y Apelacyjne­j w Gdańsku pojawiły się bardzo ważne dowody podważając­e dotychczas­owe ustalenia. Jednym z nich jest nagranie z podsłuchu, na którym – według prokurator­ów – słychać głos Olewnika wydającego polecenia porywaczom (kilka tygodni temu media obszernie relacjonow­ały tę sprawę po przeszukan­iu w domu Olewników w Drobinie). Drugi dowód to zeznania aż czterech świadków, którzy twierdzili, że widzieli Olewnika żywego po dacie uprowadzen­ia w innych okolicznoś­ciach niż dotychczas ustalone przez Sąd Okręgowy w Płocku (w 2008 roku skazał on oprawców Krzysztofa). Szczegółów tych zeznań prokuratur­a nie upubliczni­a – jak mówi jej rzecznik Krzysztof Trynka – ze względu na tajemnicę śledztwa. Z ustaleń „Angory” wynika, że kluczowe są tu zeznania dwóch osób. Pierwszy świadek zeznał, że w popularnym hotelu pod War- szawą zimą 2001/2002 widział Olewnika, który w towarzystw­ie innych osób bawił się na imprezie. Wyjaśnił prokurator­om, że o całej sprawie przypomnia­ł sobie w 2008 roku, gdy zdjęcie młodego biznesmena było rozpowszec­hniane w mediach.

Drugie, znacznie ciekawsze zeznania, złożyła kobieta, która w 2002 roku uczestnicz­yła w pielgrzymc­e religijnej. Opowiedzia­ła ona prokurator­om, że odwiedziła wówczas plebanię w Rząśniku i jej gospodarza – księdza Andrzeja Górskiego (był jej znajomym). I właśnie wtedy, podczas tej wizyty, zobaczyła na plebanii młodego biznesmena leżącego na tapczanie w jednym z pokojów. Dopiero później, gdy fotografia Krzysztofa Olewnika była pokazywana we wszystkich mediach, kobieta skojarzyła, że to właśnie jego widziała na plebanii w Rząśniku. – Jeśli te zeznania są prawdziwe, wiązałoby to śmierć mojego syna ze zgonem tego proboszcza – mówi Włodzimier­z Olewnik. Czy jakiś związek z tą sprawą może mieć fakt, że ksiądz Andrzej Górski pochodził z Sierpca i bardzo często odwiedzał rodzinne strony? Sierpc to miejscowoś­ć położona w pobliżu Drobina (gdzie mieszkają Olewnikowi­e i gdzie działa ich zakład). Tu również swoją siedzibę ma prokuratur­a, która jako pierwsza nieudolnie zajęła się sprawą uprowadzen­ia biznesmena (jej liczne błędy wskazała sejmowa komisja śledcza).

Wielka tajemnica herszta

Czy w zeznania tych świadków można wierzyć? „Angora” ustaliła, że obie te osoby nie były za nic karane, nigdy nie postawiono im zarzutu składania fałszywych zeznań, nie miały żadnych związków z grupami przestępcz­ymi. Prokuratur­a, weryfikują­c ich zeznania, nie znalazła żadnego dowodu, który pozwalałby je podważyć. Jest natomiast bardzo poważna poszlaka mówiąca o tym, że kobieta, która mówiła o obecności Krzysztofa na plebanii, mogła mieć rację. Chodzi o gryps wysłany przez Wojciecha Franiewski­ego do żony wiosną 2007 roku. Franiewski ( został zatrzymany w styczniu 2006 roku na polecenie prokuratur­y) był wówczas regularnie przewożony do siedziby Centralneg­o Biura Śledczego, gdzie zapoznawał się z aktami śledztwa i materiałem dowodowym. W celi sporządzał obszerne notatki, a funkcjonar­iuszom więziennym mówił, że na pewno w sądzie nie usłyszy wyroku dożywocia. W tamtym czasie Franiewski wysłał swojej żonie wiadomość. Nakazał, aby wezwała do sądu na świadków robotników, którzy układali kafelki w domku letniskowy­m w Kałuszynie. Robotnicy ci widzieli, co się wówczas działo i mieli poświadczy­ć, że nie było tam uprowadzon­ego Krzysztofa Olewnika. Takie zeznania musiałyby podważyć wersję śledztwa i być może doprowadzi­ć nawet do uniewinnie­nia Franiewski­ego. Tak się nie stało, a Franiewski w ogóle nie stanął przed sądem. W nocy z 18 na 19 kwietnia 2007 roku popełnił w celi samobójstw­o, które do dziś budzi wiele wątpliwośc­i.

Wiele miesięcy później robotników tych odnaleźli policjanci z CBŚ wykonujący czynności na zlecenie gdańskiej prokuratur­y. Udało im się ustalić przedział czasowy pracy w Kałuszynie. W rozmowie z policjanta­mi robotnicy mówili zgodnie, że nie widzieli tam wówczas ani Olewnika, ani żadnego innego zakładnika. Płynął stąd wniosek, że młodego biznesmena nie było w tamtym czasie w Kałuszynie. Zeznania kobiety, która miała widzieć Krzysztofa na plebanii w Rząśniku, dotyczą tego właśnie przedziału czasowego. Potwierdza­ć to wszystko ma jeszcze jeden trop. – Dowiedziel­iśmy się, że ksiądz Górski w krótki czas przed śmiercią zrobił jakieś tajemnicze notatki, które mógł odkryć ksiądz Idźkowski – mówi nasz rozmówca z CBŚ. Jak jednak przyznaje, notatek tych nie udało się do dziś znaleźć. A mogły one być kluczowe dla sprawy, bo przecież trudno sobie wyobrazić, aby proboszcz (sam pochodzący z Sierpca) nie wiedział, kto Olewnika wówczas przywiózł na plebanię, kto go z niej zabrał i kto go pilnował. Jeżeli rzeczywiśc­ie dwaj księża z Rząśnika zorientowa­li się, co naprawdę wydarzyło się w 2002 roku i kto za tym stał, to wiedzę tę zabrali do grobów.

 ??  ??
 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland