Traktował ją jak własność
Swoją mowę końcową prokurator Beata Radkowska rozpoczyna od opisu ran, jakie miała ofiara. Ten opis trwa kilka minut. Nóż uszkodził między innymi płuca, opłucną, przeponę i śledzionę. Cios był co prawda jeden, ale ostrze noża miało aż 17,5 centymetra.
– Materiał dowodowy wskazuje jednoznacznie, że to właśnie oskarżony pchnął nożem Magdalenę K. Wskazuje także to, że oskarżony miał zamiar zabić swoją ofiarę – mówi pewnie oskarżyciel. – Świadczy o tym miejsce zadania ciosu, a także długość narzędzia zbrodni. Każdy przeciętny człowiek ma świadomość, że nóż tej długości może spowodować śmierć. Co więcej, oskarżony miał szansę pomóc swojej ofierze, ale tego nie zrobił.
– Jacek M. próbował pozbawić życia matkę swojego dziecka, wcześniej przez niego bitą i maltretowaną psychicznie. To była kulminacja wcześniejszej przemocy – kontynuuje prokurator. – On powinien o nią dbać! To, że Magdalena K. żyje, to wyłącznie zbieg szczęśliwych okoliczności.
Co do kary, jaką powinien ponieść Jacek M., prokurator Radkowska nie ma cienia wątpliwości. Powinna być surowa. Propozycja oskarżenia to 25 lat pozbawienia wolności.
– Tym bardziej że czyn popełnił w warunkach wielokrotnej recydywy – dodaje Beata Radkowska.
Gdy swoją mowę końcową rozpoczyna obrona, można odnieść wrażenie, że obie strony procesu mówią o innym materiale dowodowym.
– W trakcie tego przewodu sądowego nie zaprezentowano dowodu, który wskazałby tu zamiar zabójstwa – mówi Natalia Zawadzka, aplikant adwokacki. – Mój klient zadał cios, ale nie chciał zabić. Pokrzywdzona była przytomna. Oskarżony obejrzał jej ranę. Ona nie krwawiła. Chciał jej rano pomóc.
Na słowa obrony najżywiej reaguje Magdalena K. Kobieta z niedowierzaniem kiwa głową. W jej oczach pojawiają się łzy.
Tymczasem Natalia Zawadzka kontynuuje swoją mowę obrończą: – Gdyby zamiarem oskarżonego było pozbawienie życia Magdaleny K., pewnie zachowałby się inaczej. Zadałby kilka ciosów nożem. A to, że rana jest głęboka? Cóż, gdyby nóż natrafił na kość, pewnie byłaby inna.
Prawniczka nie jest także przekonana, że jej klient znęcał się nad swoją przyjaciółką.
– O znęcaniu się nad pokrzywdzoną słyszeliśmy tutaj od jej rodziny i kuratora. Zdaniem obrony nie można dać tym zeznaniom wiary. Przecież kłótnie i być może naruszanie nietykalności cielesnej to jeszcze nie znęcanie się na drugą osobą.
Obrona prosi o wyrok mieszczący się w dolnych granicach określonych w Kodeksie karnym. Nie precyzuje tego dokładniej.
Gdy Jacek M. wstaje, aby wypowiedzieć ostatnie słowa przed ogłoszeniem wyroku, każdy spodziewa się kolejnego ataku płaczu. Tak bowiem upłynęła jego pierwsza rozprawa. Oskarżony niemal całą przepłakał. Na przemian szlochał, łkał i przepraszał Magdalenę K. Dzisiaj próżno szukać w jego oczach łez. Widać tam raczej rezygnację, zobojętnienie i złość.
– Zdaję sobie sprawę, co się stało i wiem, że powinienem ponieść jakieś konsekwencje, ale nie to, co mówiła prokurator – mówi oskarżony. – Chcę się zmienić, dlatego złożyłem wniosek o leczenie i jeszcze raz chcę przeprosić moją dziewczynę. Zdaję się na łaskę sądu.
Gdy sąd odczytuje wyrok – 25 lat pozbawienia wolności – Jacek M. niemal cały czas patrzy w stronę swojej ofiary. Magda K. nawet raz nie spogląda na niego. Spuszcza głowę i wydaje się przerażona, rozdygotana, może zdenerwowana. Nie wiadomo, co bardziej wpływa na zachowanie kobiety. Sam wyrok czy słowa sądu?
– Oskarżony uzależnił od siebie Magdalenę K. To była toksyczna miłość – sędzia Paweł Urbaniak uzasadnia wyrok sądu. – Głównym motywem jego działania była zazdrość. On nie chciał się z nią rozstawać i nie lubił, gdy Magdy K. nie było przy nim choć kilka godzin. Fakt znęcania się nad tą kobietą jest ewidentny. Pokrzywdzona uzależniła się od oskarżonego i nie widziała dla siebie innej drogi.
Sędzia krótko przypomina zajścia z nocy sylwestrowej i podsumowuje je:
– W przekonaniu sądu to pchnięcie nożem było zagrożeniem dla życia. Nie chodziło o to, że miała być to śmierć natychmiastowa. Ale ze skutkiem nawet śmiertelnym oskarżony się godził. Śmierć pokrzywdzonej nie nastąpiła tylko dlatego, że sama zdołała wezwać pomoc. Jednak skutki tego ataku będzie odczuwała już zawsze. Oskarżony traktował Magdalenę K. jak swoją własność. Nie wolno jej było powiedzieć nawet jednego miłego słowa innemu mężczyźnie.
I jeszcze kilka ostatnich zdań na temat samego wymiaru kary: – Sąd w tym przypadku nie doszukał się szczególnych okoliczności łagodzących. Oskarżony się nie przyznał, brak było z jego strony szczerej skruchy. Co więcej, jest multirecydywistą i dał w ten sposób dowód, że na długi czas musi być izolowany. Natomiast kara musi być dotkliwa i surowa.