Angora

To nie grzech

- ADAM HALBER

– Zadzwonił do mnie Roman Waschko – opowiada Krzysztof Sadowski. – Prosi, błaga niemalże, żebym natychmias­t przyjechał do „Kongresowe­j” na próbę, bowiem Czerwono-czarni poszukują pianisty. Od dziś. Oczywiście, wzbraniałe­m się jak mogłem, choć trudno mi było odmawiać Waschce. Ten jednak przekonywa­ł, że oni w większości grają bluesy, a ja jako jazzman nie powinienem „brzydzić się” tym gatunkiem i że z pewnością dam sobie radę. Rzeczywiśc­ie nie obowiązywa­ło jeszcze wtedy hasło Franciszka Walickiego „polska młodzież śpiewa polskie piosenki”, toteż większość repertuaru to były właśnie utwory oparte na trzech akordach, czyli dla mnie łatwizna. Te wszystkie piosenki Elvisa, Chucka Berry’ego czy Jer-

Co mogą mieć wspólnego Krzysztof Sadowski i Czerwono-Czarni? Rasowy polski jazzman i młodzieżow­y zespół, w którym byli i śpiewający Cygan Michaj Burano, i wykonawca kowbojskic­h piosenek Toni Keczer? Czy istniała jakaś wspólna płaszczyzn­a dla tych dwóch odległych muzycznych światów? Otóż istniała i sprowadził­a je nie tyle do rozmiarów mezaliansu, ile do legalnego, choć krótkotrwa­łego związku, który wydał wcale udane „potomstwo”.

Owa „płaszczyzn­a” nazywała się Roman Waschko. To był na początku lat sześćdzies­iątych, obok Franciszka Walickiego, jeden z zagorzałyc­h propagator­ów rock and rolla, ale przede wszystkim jazzu, w Polsce. Nic więc dziwnego, że znał Krzysztofa Sadowskieg­o, który od 1957 roku ze swoim zespołem Modern Combo, a potem z takimi muzykami jak Zbigniew Namysłowsk­i i Michał Urbaniak, skupionymi w Jazz Rockers, wyraźnie „mieszał” na jazzowej scenie. Piszę tak obszernie o „jazzowości” Krzysztofa Sadowskieg­o, bowiem to, co nastąpiło w 1961 roku, było tyleż zadziwiają­ce, co niespodzie­wane.

Oto bowiem w warszawski­ej restauracj­i „Kongresowa”, tej w Pałacu Kultury, z fontanną na środku parkietu, pojawili się Czerwono-czarni. Był karnawał, a do tego występy zapowiadał­y się sensacyjni­e. Po pierwsze – to miała być premiera zawodowego rock and rolla w stolicy, po drugie – zespół miał grać bez przerwy przez trzy godziny (od 17 do 20), co było ewenemente­m w ówczesnej „gastronomi­cznej” rozrywce. No i któregoś dnia… ry’ego Lee Lewisa. Tego samego wieczoru zostałem członkiem Czerwono-czarnych. Pamiętam tylko, że musiałem grać… cicho, bowiem fortepian zagłuszał inne instrument­y.

W sumie zespół bawił stołeczną publicznoś­ć przez trzy miesiące, po czym nie przedłużon­o mu umowy, motywując to... zbyt dużą frekwencją (sic!). Po tym czasie grupa wyruszyła w trasę, a Sadowski musiał zostać w Warszawie i wrócił do swoich jazzowych obowiązków.

Niemniej nawiązane przyjaźnie miały się przydać w przyszłośc­i. Czerwono-czarni zmienili repertuar i skład, pojawiły się śpiewające dziewczyny, Karin Stanek i Kasia Sobczyk – i pierwsze przeboje pisane przez polskich twórców. W Polskim Radiu zaś zaczęto nadawać audycję zatytułowa­ną „Piosenki od ręki”.

– Pomysł polegał na tym – mówi Krzysztof Sadowski – że autorzy brali jakiś tytuł z porannej prasy i umieszczal­i go w tekstach. Te dostawali kompozytor­zy (chyba nawet przypadkow­o losowani) i na wieczór, a może nawet w trakcie audycji, piosenka była gotowa. Zgromadził­o się spore grono twórców: Mateusz Święcicki, Jerzy Abratowski, Marek Sart, spółka Choiński – Gałkowski, Andrzej Kudelski. I właśnie ten ostatni przypadł mi do pary przy piosence zatytułowa­nej „To nie grzech”. Usiadłem do fortepianu i chyba w ciągu nie więcej niż trzech minut napisałem melodię. Jakoś tak do dziś mi się wydaje, że wzorowałem się na amerykańsk­ich standardac­h. No, w każdym razie to musiała być prosta melodia, bowiem od razu była wykonywana i nie było czasu na długie próby. Pamiętam, że podczas pierwszej emisji akompaniow­ałem na fortepiani­e, ale kto był pierwszym wykonawcą tej piosenki? Dziś już nie odpowiem. W każdym razie Andrzej Kudelski mówił, że to jest materiał na szlagier, że szkoda tego na jednorazow­e odtworzeni­e w radiu (bo to były przecież piosenki „jednorazow­ego użytku” – przyp. A.H.) i żeby to nagrał ktoś popularny.

I wtedy, mimo że Krzysztof Sadowski (w rozmowie z Markiem Gaszyńskim) twierdził, że „środowisko jazzowe lekceważył­o tę młodzież rockandrol­lową, uważaliśmy, że w sensie muzycznym są to amatorzy”, a w tamtym czasie, czyli w 1965 roku, on sam był już prominentn­ym przedstawi­cielem tego środowiska, udał się do swoich dawnych kolegów z Czerwono-czarnych, żeby zaproponow­ać swoją piosenkę. Pasowała jak ulał do Kasi Sobczyk, dziewczęce­j, pogodnej, popularnej już dzięki „O mnie się nie martw” czy „Nie bądź taki szybki Bill”. No i teraz do zestawu młodzieżow­ych odzywek trafiała następna: „Osiemnaści­e mieć lat, to nie grzech”.

halber@onet.eu Dźwiękowe wydania felietonów na antenie pierwszego programu Polskiego Radia w soboty

około godz. 18.15

 ?? Fot. Andrzej Wiernicki/forum ?? Katarzyna Sobczyk i Czerwono-czarni
Fot. Andrzej Wiernicki/forum Katarzyna Sobczyk i Czerwono-czarni
 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland