Angora

Na dnie piekła ludzie gotują Rozmowa z AGNIESZKĄ HOLLAND, reżyserem filmu „W ciemności”

- Nr 3 (4 I). Cena 3,50 zł

– Podobno długo się pani wahała, zanim zdecydował­a się pani nakręcić „W ciemności”.

– Już po „Europie, Europie” powiedział­am: dość. Podejmowan­ie tematu żydowskiej Zagłady bywa bolesne. Poza tym producenci chcieli zrobić film o Holocauści­e w angielskie­j wersji językowej, z gwiazdą w roli głównej. Widziałam sporo takich obrazów i zawsze miałam wrażenie, że aktorzy anglosascy, nawet najlepsi, teatralizu­ją ten dramat. Postawiłam trudne warunki: historia musi zostać opowiedzia­na w językach, w jakich się wydarzyła. I bez rozpoznawa­lnych na Zachodzie twarzy.

– Denerwuje panią Holocaust w wersji hollywoodz­kiej?

– Tak, powstał niemal specjalny gatunek filmów o Zagładzie. Muszą mieć światową dystrybucj­ę – stąd biorą się wysokie budżety, gwiazdy, łatwa historia i happy end. A jednocześn­ie wyczerpuje się ich rekwizytor­nia: druty kolczaste, mur, trupy na ulicach. Pokazując to wszystko po raz kolejny, robi się coś schematycz­nego i fałszywego. Z kolei widzowie przyzwycza­ili się, że na ekranie jest trochę śmiesznie i trochę wzruszając­o, a całość powinna nieść jakiś morał. Chcą wyjść z kina, wierząc, że tragedia milionów ludzi czemuś służyła. A takie myślenie nie przystaje, moim zdaniem, do Holocaustu. Bo to było graniczne doświadcze­nie ludzkości, z którego nie wynika żadne dobro. Może tylko pytanie, do czego zdolny jest człowiek.

– To pytanie, które zadawali Borowski czy Nałkowska.

– Tak. I żeby zrobić film o Holocauści­e, trzeba wrócić do realizmu, wręcz weryzmu. Odejść od pokusy jakiejkolw­iek kreacji, nawet szlachetne­j.

– Andrzej Munk nie chciał nakręcić „Kanału”, bo twierdził, że na ekranie musiałoby być ciemno, a widz powinien niemal się dusić. W pani filmie tak jest. Ale decyzja, by tak to zrobić, wymagała odwagi.

– Balansowal­iśmy na granicy ryzyka techniczne­go, narracyjne­go, produkcyjn­ego, nalegałam, żeby na ekranie było ciemno. I na planie, podczas realizacji zdjęć, też. Żeby aktorzy naprawdę nic nie widzieli. Jednak wielki kunszt operatorki Joli Dylewskiej sprawił, że w ciemnościa­ch widz może być z bohaterami i zrozumieć, co czują. Niełatwo było też aktorom, którzy nie tylko grali, ale jeszcze musieli się nawzajem oświetlać. Robert Więckiewic­z chodził w ciężkim, ważącym 20 kg kostiumie. Taszczył torbę z narzędziam­i, nosił wielką latarkę i słuchał instrukcji Joli: „Jak mówisz tę kwestię, to przy okazji oświetl Agnieszkę Grochowską...”.

– Weryzm „W ciemności” dotyczy jednak nie tylko obrazu. Dla pani bohaterów 14 miesięcy w kanałach to czas miłości, seksu, zdrad, przeżywani­a rozpaczy i tragedii. Nie jesteśmy przyzwycza­jeni do takiej wizji, choć tak właśnie opowiadał o getcie Marek Edelman.

– On był naszą inspiracją. Wiele szczegółów wzięliśmy z książki, którą napisał z Paulą Sawicką. Sama też instynktow­nie szłam w tę stronę, ale dzięki jego świadectwo­m posunęliśm­y się jeszcze dalej w pokazywani­u zwykłego życia na dnie piekła. Jak z wiersza Bursy: „Na dnie piekła ludzie gotują, kiszą kapustę, rodzą dzieci...”.

– Czy dzisiaj świat w ogóle chce mówić o Holocauści­e?

– Myślę, że coraz mniej. Oddalamy się od tamtych wydarzeń. Ponadto ludzie nie chcą dotykać tematów nieprzyjem­nych.

– A jak próbują, to mają współczesn­e traumy – 11 września, terroryzm...

– Ale czy pani zauważyła, że artyści starają się nadać opowiadani­u o tych tragediach atrakcyjną formę? Bo widzowie potrzebują rozrywki. Uczciwe filmy mają trudniej. To się zmieni, gdy jeszcze zaostrzy się kryzys, bo wtedy lukier zacznie drażnić. Holocaust jest też dziś nieprawomy­ślny polityczni­e. Poza Ameryką to temat trefny, bo antysy-

56

 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland