Operowa Bydgoszcz i szczecińska omnipotencja
tyk proporcji dźwiękowych, utalentowany dyrygent, stroniący od efekciarstwa, skupiony na stylistyce, fakturze brzmieniowej oraz kolorystycznych walorach dzieła.
Partię tytułową śpiewał Sylwester Kostecki. Wykreował wyrazistą postać Cygana skonfliktowanego z wsią, targanego sprzecznościami uczuć między żoną Ulaną a życiem w wędrownym taborze, w którym czekała na niego piękna Cyganka Aza. Śpiewał dźwiękiem i wolumenem wagnerowskim, tak jak czynią to tenorzy niemieccy, wykonując Tannhäusera i Parsifala ( ma to w repertuarze) lub Lohengrina, Zygmunta, Zygfryda, Tristana i Waltera (gdyby nasze teatry operowe na serio interesowały się możliwościami rodzimych śpiewaków).
Sopran Agnieszki Piass jest samym pięknem, swobodą brzmienia, interpretacyjnym wdziękiem i wrażliwą muzykalnością. Natomiast jej sylwetka, talent aktorski i nerw dramatyczny uczyniły postać Ulany wyrazistą, przekonywającą, godną zapamiętania.
Adam Woźniak w roli wiejskiego nieszczęśnika Uroka zaprezentował kreację dojrzałą i przemyślaną, sygnalizując ciągły rozwój swych umiejętności scenicznych oraz dużego, nośnego barytonowego głosu. Jeśli dodać piękne brzmienie mezzosopranu Barbary Krahel w roli Matki Jadwigi, propozycję wokalno-aktorską urodziwej Moniki Ledzion w roli Azy, młodego basa Bartłomieja Tomaka jako Orosa – przywódcy Cyganów – oraz doskonały chór i orkiestrę Opery Nova, mieliśmy do czynienia z przedstawieniem, z którego Bydgoszcz powinna być dumna, a przy okazji natychmiast podnieść dotację swemu wspaniałemu, egzystującemu w niedostatku zespołowi. W przerwie komplet elegancko ubranej publiczności podziwiał w foyer wystawę poświęconą Paderewskiemu. Wiele osób kupowało oglądany spektakl na wideo, jako że był to pierwszy dzień promocji nagrania tego dzieła, zarejestrowanego po raz pierwszy w historii właśnie przez Operę Nova.
Opuszczałem Bydgoszcz przekonany – zresztą nie po raz pierwszy – o powadze, profesjonalizmie, ambicjach i rzetelnych osiągnięciach prowadzonej tam od lat operowej roboty.
Natomiast ze Szczecina dotarła wiadomość o rezultacie konkursu na stanowisko dyrektora Opery na Zamku. Wygrała absolwentka stosunków międzynarodowych na poznańskim UAM, do niedawna dyrektor wdrażania RPO w tamtejszym Urzędzie Marszałkowskim (czego może to dotyczyć?). Na konferencji prasowej powiedziała – cytuję za e-teatrem – „Chcę wypróbować sztukę i... wystawić rock operę, przyciągnąć nowych słuchaczy i przekonać wszystkich przeciwników tradycyjnej opery, że nie jest to sztuka nudna …”.
Nowa dyrektorka – rozszerzając tak zdefiniowane plany – powinna zainteresować się także operą za trzy grosze, operą mydlaną, operą omnia, a zwłaszcza omnipotencją. Wypowiadając się publicznie po raz pierwszy po zwycięstwie w konkursie, nie powiedziała, czy była już kiedyś w operze. Jej kadencję Urząd Marszałkowski wyznaczył na lat 5. Szkoda, że nie na 10 albo wręcz na dożywocie. Wobec tego wszystkiego, co powyżej – cóż to za różnica?