Łopata, miotła
Rozmowa z ALEKSANDREM MOTYKĄ, przewodniczącym Związku Zawodowego Dyżurnych Ruchu PKP
a remonty na kolei trwają coraz dłużej. Linię z Warszawy do Gdyni budowano cztery lata, a modernizuje się ją już 12 lat.
– Według Ministerstwa Transportu linia kolejowa pod Szczekocinami należała do najnowocześniejszych i najbardziej bezpiecznych w kraju. Jak to możliwe, żeby dwa pociągi znalazły się na tym samym torze?
– Przy sprawnie działających urządzeniach jest to niemożliwe, chyba że jeden z pociągów został wyprawiony na inny sygnał niż „wolna droga”. Wówczas dyżurny musi wszystko dokładnie sprawdzić, a użycie takiego innego sygnału jest rejestrowane. Często przyciski, które uruchamiają te sygnały, są zabezpieczone specjalnymi plombami.
– Ile zarabia z dużym stażem?
– Poniżej 3 tysięcy brutto. W stosunku do ponoszonej odpowiedzialności to naprawdę niewielkie pieniądze. Ale wystarczy porównać nasze pensje do poborów kolegów z innych krajów, żeby zobaczyć, że pracodawcy nas nie rozpieszczają. W Chorwacji, która dopiero wejdzie do Unii, dyżurny ruchu na czysto zarabia 1200 euro. Mało tego, że kiepsko zarabiamy, to z powodu oszczędności jesteśmy obarczani dodatkowymi obowiązkami. W przerwach między przejazdem pociągów sprzątamy perony, hale dworcowe, w zimie odśnieżamy teren stacji, przeprowadzamy drobne konserwacje. Nasz związek wiele razy protestował przeciwko takim praktykom w zarządzie spółki, ministerstwie, ale nie przyniosło to żadnych rezultatów.
– Czy pana zdaniem ta katastrofa wpłynie na pracę dyżurnych ruchu? Czy zostaną wprowadzone nowe standardy bezpieczeństwa?
– Katastrofa pod Szczekocinami w tragiczny sposób pokazała prawdziwy obraz naszej kolei. Boję się, że za kilka miesięcy wszyscy o tym zapomną i nic się nie zmieni. Na ra-
dyżurny
ruchu zie – mimo nieremontowanych torów, niszczejących dworców, starego taboru – kolej jeszcze jakoś funkcjonuje. Zawdzięczamy to starej doświadczonej kadrze. 60% dyżurnych ruchu to osoby mające staż pracy powyżej 30 lat. Za pięć, najdalej, dziesięć lat, ci ludzie odejdą na emeryturę i nie będzie miał ich kto zastąpić, bo dyżurnym ruchu nie może zostać człowiek z ulicy.
Trzeba mieć nie tylko odpowiedni staż i średnie wykształcenie, lecz także legitymować się pierwszą kategorią zdrowia ogólnego, psychicznego, pierwszą kategorią wzroku i słuchu. Pamiętajmy też, że na tych stanowiskach pracuje się na zmiany, często na posterunkach, które stoją w szczerym polu, daleko od domu. Posterunki wchodzą w skład sekcji. Jej graniczne punkty nie powinny przekraczać odległości 100 kilometrów, ale zdarza się, że sekcje są znacznie większe. Dyżurny pracuje na różnych posterunkach, co sprawia, że czasem do pracy musi dojeżdżać ponad 100 km. Często, zwłaszcza w nocy, jest zdany tylko na prywatny środek transportu.