Angora

Krajobraz wsi po katastrofi­e

- WOJCIECH ANDRZEJEWS­KI

15

a nie w lesie. Wówczas trupów byłoby więcej. Pozamarzal­iby, zanim pomoc przedarłab­y się przez gęsty las. Na pytanie, co chciałby zmienić we wsi, by żyło się lepiej, odpowiada: – Panie, nie gadaj pan jak Tusk. Tu żyje się dobrze, bo serdecznie. Tylko ciężko, bo emerytury małe. Do autobusu daleko, bo przystanek zlikwidowa­li. Młodzi pracy nie mają i młodych tu coraz mniej. Do Szczekocin za grosze jeżdżą tyrać. Szkoda ich. Wieś wymiera, panie... – wzrusza się i włącza piłę. Mówi, że ma syna we Włoszech. Nie chce więcej rozmawiać.

Kanapki i konserwy

Kilka minut po dwunastej. Na torach wre praca służb kolejowych. Naprawiana jest trakcja. Drożnym torem przejeżdża jakiś pociąg osobowy. We wszystkich oknach składu roi się od głów oglądający­ch miejsce tragedii. Gdy pociąg zbliża się do wraku, pojawia się las rąk z komórkami. Ludzie robią zdjęcia. Pracownicy Przedsiębi­orstwa Napraw i Utrzymania Infrastruk­tury Kolejowej z Krakowa zjeżdżają się do pracy przy torowisku. Z ciężarówki wynoszą sprzęt – łopaty, widły, ciężkie stalowe elementy uzbrojenia torowiska. – Wycieczka.... – ktoś z nich komentuje zjawiskowe zachowanie podróżnych. Pracę zaczynają od zjedzenia kanapek. W ruch idą konserwy, chleb i oranżada. Na okrasę rubaszne opowieści. – Daj już spokój. Tu niedawno ludzie poginęli – strofuje jednego z żartownisi­ów szronkowat­y mężczyzna w czerwonym swetrze. Dwaj inni dyskutują: – Ty słyszałeś?! Tu we wsi sklepu nie ma! Co my z przerwą zrobimy? – Do miejscowyc­h pójdziemy. Pewnie coś mają, to dadzą...

Nioski żal

Piłę Jana Pałki słychać także przy wraku. A oprócz niej piskliwy głosik. – Panie! Co to za tragedia była! – łapie się za głowę starsza, żywotna kobieta w chustce. – Ale nie chcę już z wami o tym gadać, bo nic z tego nie ma... – ubolewa. Tylko przychodzi­cie i chcecie gadać. I wam za to płacą, a mnie? A człowiek chciałby pożyć lepiej. Od tej soboty to tylko nieszczęśc­ia mnie spotykają. Strażacki samochód kurę mi rozjechał. Niby nie żałuję, bo pomoc tym biedakom nieśli, ale kury szkoda. Dobra nioska była – ucina i znika za drzwiami swojej chałupy. Po chwili wychodzi z gorącą herbatą w słoiku. – Niech się pan napije, bo dziś zimno. Ponieważ kobiecie się nie odmawia – piję. – Pogadamy? – Gadać nie będziemy. Nie mam siły. Ten widok, te wystające z ciał kości. Te trupy i ta urwana ręka. Ta noga w lesie... Nie mam siły o tym mówić. Trzecią noc mi się to śni. – Żadnych zdjęć! Bo psa puszczę!

Złomiarze węszą w lesie

Domy w Chałupkach nie mają dzwonków. Furtki otwarte, ale za furtką psy. I tabliczki „Wchodzisz na własne ryzyko”. – My tu wszyscy się znamy, to każdy do każdego zagląda. Psy nas znają, ale obcy nie wejdzie – mówi mi pani Wiesia. Po tragedii po wsi włóczą się złomiarze z okolicznyc­h miejscowoś­ci. Dziewięcio­osobowa grupka umorusanyc­h mężczyzn dyskutuje, jak odwrócić uwagę Straży Ochrony Kolei zabezpiecz­ającej miejsce, w którym leżą zwalone wagony, by wyciągnąć od strony lasu kawałek złomu. Od zderzenia pociągów siłą odrzutu dużo żelastwa wylądowało w pobliskich kniejach. – To jest plaga, ale rozumiem ich. Każdy chce jeść... – komentuje jeden ze strażników pilnującyc­h wraków. – To nie są miejscowi. Oni są jakby z innej planety. Uczciwi. Ci, co pomagali, oddawali nam i policji rzeczy znalezione na torach. Pan sobie wyobraża? Młode chłopaczki zbierały z torów porozrzuca­ne telefony komórkowe, pendrive’y, książki, a nawet gazety. Bóg jeden wie, co jeszcze leży pod wagonami. Ci szabrownic­y zjechali się tu z innych rejonów gminy. Nie udaje im się podejść za blisko, bo się boją. Ale gdybyśmy tylko na krok odeszli, to głowę daję, że w mig rozebralib­y wrak. – Razem z szynami... – śmieje się inny strażnik. Na dykcie wystającej z wraku widać ślady porozbryzg­iwanej krwi.

W szkole w Goleniowac­h podczas przerwy dzieciaki rozmawiają o sobotniej nocy. – Trochę ubolewam, że niektórzy uczniowie, np. Sławek Molenda, znaleźli się tam i naoglądali tragicznyc­h obrazków. Wie pan, nie każdemu nastolatko­wi człowiek umiera na rękach. To, co przeżył z nieco starszym bratem, może zostawić ślad w psychice. Sławek został objęty opieką szkolnego psychologa. To dzielny chłopak. Bardzo serdeczny, uczynny i na swój wiek mądry. Ma dobre serce. Jestem z niego bardzo dumna, ale trochę się o niego martwię – mówi o swoim wychowanku Jolanta Uramowska, dyrektorka zespołu szkół.

W Chałupkach zapada zmrok. Z nim cisza. Przerywana tylko od czasu do czasu przez stukot i warkot ciężkich maszyn pracującyc­h na torach. Co jakiś czas widać Sok-istów z latarkami. Pod krzyżem we wsi palą się znicze. W chatach pod lasem ujadają niespokojn­e psy.

Dwudziesto­tysięczny Aleksandró­w Łódzki przeżył chyba największy pogrzeb w historii. Bo to właśnie tam w sobotnie południe pożegnano legendę polskiego futbolu, 54-letniego Włodzimier­za Smolarka. Choć mszę w kościele pod wezwaniem św. Stanisława Kostki zaplanowan­o na godzinę 12, już przed 10 zebrali się pierwsi gapie. Przed kościołem ustawiono wielki telebim, na którym mogli oglądać wszystko to, co dzieje się w środku. Z kościelnej bramy spoglądał na nich z fotografii uśmiechnię­ty Smolarek.

Tego dnia park zamienił się w wielką salę widowiskow­ą z rzędami niebieskic­h krzeseł. Tuż przed wejściem do świątyni wyłożono „ Księgę kondolency­jną” – wpisali się do niej wszyscy. Nie tylko znani ze szklanego ekranu politycy, działacze i wielcy sportowcy, tacy jak Irek Dudek, Jacek Krzynówek czy Józef Młynarczyk, ale również zwykli mieszkańcy Aleksandro­wa. „Nie zapomnimy cię, Włodku”, „Graliśmy razem we Włókniarzu Aleksandró­w, byłeś moim idolem”, „Będzie nam Ciebie brakować”, „Żal, że odszedł taki dobry i ciepły człowiek. Nigdy Cię nie zapomnimy” – to tylko niektóre wpisy z tysiąca, jakie tego dnia przelali na papier kibice i przyjaciel­e Smolarka. Pierwsze przed kościelną bramą pojawiły się wieńce od premiera Donalda Tuska, od Włókniarza Aleksandró­w, od łódzkiego Widzewa, Eintrachtu Frankfurt, Feyenoordu, od rodziny Campiano z Polski i z Francji i od Polskiego Związku Piłki Nożnej – ten był najmniej okazały. Największe emocje wywołali wcale nie minister sportu Joanna Mucha, Cezary Grabarczyk czy Grzegorz Lato, tylko Euzebiusz Smolarek, który na pogrzeb ojca przyjechał już kilka dni temu z Hagi, gdzie na co dzień gra w ADO Den Haag. Ebi wraz z żoną i synem pod kościół Stanisława Kostki podjechał o 10.45. Smutny i przygnębio­ny, trzymając syna na ręku, wszedł do kościoła. Towarzyszy­li mu brat Mateusz, mama Monika i babcia. Przez godzinę rodzina mogła pożegnać ukochanego męża i ojca. Ciało Włodzimier­za Smolarka spoczywało w jasnej trumnie. W nogach Ebi położył mu piłkę. Ławki świątyni przyozdobi­ono czerwonymi szalikami AKS Włókniarz Aleksandró­w – to klub piłkarski, w którym Smolarek zaczynał grę. Wielki obraz Chrystusa tego dnia zasłonięty został przez telebim ze zdjęciem sportowca.

 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland