Wiatraczek nadziei
Była połowa lat osiemdziesiątych ubiegłego stulecia. Przewodnią rolę w Polsce pełniła Polska Zjednoczona Partia Robotnicza. U steru władzy stał generał Wojciech Jaruzelski, a polski przemysł borykał się, jak na socjalistyczną gospodarkę przystało, z wieloma problemami. Paliwo było na kartki, tym samym każdy pomysł, który mógł sprawić, że nasze auta mogłyby spalać nieco mniej benzyny, był nie tylko godny uwagi, ale witano go z entuzjazmem. Partia, rząd, kierownicze gremia nie ukrywały, że rodzimemu przemysłowi przydałby się nowy pomysł, zastrzyk, coś, co udowodniłoby, że Polska nie tylko sama jest w stanie do czegoś dojść, ale i że się rozwija. Tym samym, nad różnymi koncepcjami pracowały różne instytucje.
I wtedy właśnie pojawił się inżynier Alojzy Kowalski, właściciel warsztatu motoryzacyjnego z Torunia. Zaprezentował urządzenie, które miało za zadanie zmniejszyć zużycie paliwa, zwiększyć stabilność pracy silnika fiata 126 oraz jego moc. Mówiło się nawet, iż samochód z taką turbinką będzie palił poniżej 3 litrów na 100 kilometrów. Ba, nie straci nic na dynamice, a przy tym będzie bardziej przyjazny dla środowiska.
W jakich okolicznościach Alojzy Kowalski stworzył swój wynalazek, jak próbował go wcielić w życie, kto mu pomagał? Te i inne pytania do twórcy turbinki pozostały, niestety, bez odpowiedzi. Próba odnalezienia inżyniera okazała się bowiem niemożliwa. Żadna z osób, które wówczas miały z nim kontakt, nie wie, co się z nim później działo. W Toruniu także nikt nie orientuje się, jak potoczyły się dalsze losy właściciela warsztatu i wynalazcy. Nie wiadomo nawet, czy żyje.
Urządzenie stworzone przez toruńskiego rzemieślnika, zwane też „oszczędzaczem paliwa”, to niewielka płytka z obracającą się turbinką, a właściwie wiatraczkiem. Jak tłumaczy mgr inż. Ryszard Cydejko, przez wiele lat pracownik Ośrodka Badawczo-rozwojowego stołecznej Fabryki Samochodów Osobowych, a także dziennikarz i były redaktor naczelny tygodnika „Motor”, zadaniem tego urządzenia miało być lepsze wymieszanie paliwa z powietrzem. – Mówiło się, że turbinka jest szczególnie skuteczna przy mniejszych obrotach silnika. Zwłaszcza podczas jazdy miejskiej samochód miał mieć większy moment obrotowy i wtedy miał być bardziej oszczędny oraz dynamiczny.
Pomysł udoskonalenia silnika samochodowego przyszedł do głowy rzemieślnikowi z Torunia ponoć już wiele lat wcześniej. Niestety, wówczas nie udało się mu nikogo nim zainteresować. Do swojej idei powrócił wtedy, kiedy okazało się, że polonez wyposażony w skonstruowane przez niego urządzenie pali dużo mniej niż dotychczas, i uznał, że spróbuje raz jeszcze. Sprawą zainteresowały się lokalne media, a także Ośrodek Badawczo-rozwojowy Samochodów Osobowych Przemysłowego Instytutu Motoryzacji oraz toruńskiej Inspekcji Gospodarki Samochodowej. Wtedy też, jak wspomina dr inż. Włodzimierz Sel, ówczesny szef Ośrodka Badawczo-rozwojowego stołecznej FSO, a obecnie prezes Zespołu Rzeczoznawców Samochodowych Maszyn i Urządzeń Automobilklub Nowy Świat sp. z o.o. w Warszawie, zaproponowaliśmy panu Kowalskiemu przyjazd do nas i poddanie samochodu szczegółowym badaniom. – Zobowiązaliśmy się, że pokryjemy wszystkie związane z tym koszty. Obiecaliśmy także, że zapewnimy autorowi utrzymanie w całkowitej tajemnicy skonstruowanego przez niego urządzenia. Alojzy Kowalski wyraził na to zgodę. Niestety, w fabryce się nie pojawił.
Ryszard Cydejko wyjaśnia, że wszystko zaczęło się od święta „Trybuny Ludu” w Warszawie w 1985 roku. – Alojzy Kowalski prezentował tam swoją turbinkę. Było to już po pierwszych jego próbach poszukiwań producenta tego urządzenia. Biorąc udział w festynie, chciał spopularyzować swój wynalazek. I miał sporo szczęścia. Imprezę odwiedził bowiem gen. Wojciech Jaruzelski. Zatrzymał się na chwilę przy stanowisku toruńskiego rzemieślnika. Dostrzegli to dziennikarze i zaczął się medialny szum. Mówiono o rewolucji w technice. Jak zwykle było w tym więcej sensacji, aniżeli autentycznych faktów.
Początkowo pomysł inżyniera Kowalskiego dotyczył wyłącznie fiata 126p. Zgłosił się on ze swoim wynalazkiem do fabryki w Bielsku-białej, ale nie znalazł tam zrozumienia. Zainteresowali się nim natomiast ludzie z Instytutu Lotnictwa. Turbinka zaintrygowała zwłaszcza dr. Wiesława Ilczuka, który pełnił funkcję sekretarza Komitetu Nauki i Postępu Technicznego przy Urzędzie Rady Ministrów. To właśnie w Instytucie Lotnictwa przeprowadzono badania turbinki. Dr Ilczuk nalegał ponoć, aby uruchomiono seryjną produkcję tego urządzenia. Wtedy powstała też wersja turbinki dla fiata 125p i poloneza.
Alojzy Kowalski testował swój wynalazek we własnym zakresie, uczestniczył m.in. w wyścigach „na kropelce”. Jak pisał tygodnik „Motor”, toruński rzemieślnik brał udział w tych zawodach kilkakrotnie. Na kieleckim torze inż. Kowalski miał jakoby osiągnąć znakomity rezultat 3,09 l/100 km, przy czym – co podkreślali obserwatorzy – miał korzystać w bardzo ograniczonym zakresie z popularnej na takich imprezach techniki jazdy polegającej na rozpędzeniu samochodu i toczeniu przy odłączonym napędzie.