Zabrali sobie bomby na pamiątkę
Bomby lotnicze, pociski artyleryjskie, miny przeciwpiechotne, granaty, kilkadziesiąt pistoletów i karabinów oraz amunicja. Taki arsenał znaleźli policjanci w prywatnych domach w Świdniku i pod Mełgwią.
Policjanci weszli na trzy prywatne posesje w środę przed południem. Wtym samym czasie przeszukali dwa domy w gminie Mełgiew i jeden w Świdniku.
–Z naszych informacji operacyjnych wynikało, że może być tam przechowywana broń i amunicja – mówi Magdalena Szczepanowska z policji w Świdniku. – Użyliśmy psa wyszkolonego do wyszukiwania materiałów wybuchowych, na miejsce pojechał zespół minersko-pirotechniczny Komendy Wojewódzkiej Policji w Lublinie oraz patrol rozminowania saperskiego.
W domach policjanci znaleźli pochodzące z okresu I i II wojny świato- wej bomby lotnicze, pociski artyleryjskie, miny przeciwpiechotne, granaty oraz kilkaset sztuk amunicji.
– Zabezpieczyli również kilkadziesiąt sztuk broni palnej: pistolety i karabiny – dodaje Szczepanowska. – Były tam też elementy broni, zapalniki, spłonki, skorupy pocisków, granaty oraz materiały wybuchowe pozyskiwane z niewypałów.
Najwięcej groźnego żelastwa znaleziono w Świdniku. Na czas przeszukania mieszkania trzeba było ewakuować kilkadziesiąt osób z sąsiednich domów. Mogli wrócić do siebie dopiero około godz. 22.
Trzy osoby zostały zatrzymane. To mieszkańcy gminy Mełgiew w wieku 35 i 38 lat oraz 25-latek ze Świdnika. Wczoraj usłyszeli zarzut nielegalnego posiadania broni i amunicji. Po południu byli przesłuchiwani. Mieszkaniec Świdnika, który zgromadził najbardziej pokaźny arsenał, twierdził, że kupił go na giełdzie.
– Dwóch podejrzanych współpracowało z firmami zajmującymi się oczyszczaniem z niewybuchów obiektów po wojsku, ale także terenów pod lotnisko w Świdniku – mówi Beata Syklankowska, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Lublinie.
Spółka Port Lotniczy Lublin zleciła takie roboty jeszcze w 2009 roku. Zajęło się tym konsorcjum wyspecjalizowanych firm z Brzegu.
– Ich zadaniem było wykrycie niewybuchów, wywiezienie ich na poligon i zniszczenie – mówi Piotr Jankowski, rzecznik PLL. – Znaleźli wiele niebezpiecznych materiałów. Po zakończeniu prac dali nam certyfikat, że teren jest bezpieczny.
Nikt wówczas nie podejrzewał, że współpracownicy firm saperskich po cichu gromadzą arsenał w celach kolekcjonerskich.