Angora

Siedzieć na leżąco

- Nr 11 (9 – 15 III). Cena 4,90 zł Collage: Mirosław Stankiewic­z

przyjmując­y go powiedział: – Ja takiego nawet w telewizji nie widziałem.

Ktoś rzucił mu więzienny mundurek. Wyszeptał, że nie może założyć. Podano mu piżamę, żeby się ubrał. – Ma być regulamino­wo. Potem wezwano więźniów pracującyc­h w ambulatori­um. Kazano go ubrać i zanieść do celi.

– Nie umiem go wziąć. Boję się. Połamiemy go – mówili przerażeni, ale nikt ich nie słuchał. Chwycili go jak worek, rzucili na łóżko, w którym Lisowski spędził następne 3 miesiące.

Przyszli po niego przed siódmą rano. Mówili, że zabierają go do lekarza. Wiedział, że jest w kiepskim stanie. Dopiero opuścił niemiecką klinikę. Wiedział, że lekarz – tak jak poprzednio – nie zgodzi się na tak długą podróż. Tymczasem wbrew przepisom nie zbadano go, tylko wrzucono na nosze i wpakowano do samochodu, który pojechał do Polski. Do więzienia w Czarnem. Zastosowan­o areszt tymczasowy.

Jechał 14 godzin bez jedzenia, picia, ciepłego ubrania w mróz. Gdy na granicy polsko-niemieckie­j odbierali go polscy policjanci i przenosili do drugiej karetki, jeden powiedział do drugiego: – Chyba tu kogoś popierdoli­ło.

Marek Lisowski to więzień od 22 lat. Więzień własnego ciała. Po wypadku samochodow­ym jest całkowicie sparaliżow­any. Ma porażenie czterokońc­zynowe. Tylko stabilizat­or, czyli metalowa płytka w karku, utrzymuje mu głowę w pionie. Ma ubytki w kręgosłupi­e. Po 22 latach leżenia przykurcze w rękach i nogach oraz zanik nieużywany­ch od lat mięśni powodują, że jego ciało jest zdeformowa­ne.

– Jeszcze wszyscy pójdziemy za niego za kraty – powiedział na granicy policjant do policjanta.

W drodze do kogoś dzwonił. Prawdopodo­bnie do prokuratur­y. Mówił, że to miał być gangster, a nie roślina, że w karetce powinien być lekarz, że boi się jechać z nim bez fachowej opieki. Lekarza nie dostał.

Żeby było regulamino­wo

Gdy Lisowskieg­o wniesiono do Zakładu Karnego w Czarnem,

Żeby wiedział, kto tu rządzi

Lisowski nie jest w stanie sam zrobić siku. Trzeba go parę razy dziennie cewnikować. Podobnie nie ma perystalty­ki jelit. Brak odruchu parcia moczu i kału – to normalne zjawisko u pacjentów z porażeniem. Ale wystarczy pobudzić pewne miejsce w okolicy odbytu, żeby chory się wypróżnił. Zawsze robił to ojciec albo brat. Oni także od lat go cewnikowal­i.

Lisowski prosił o opróżnieni­e pęcherza. Nikt jednak nie umiał go cewnikować. – Rżnij w łóżko. Nie rozumieli, że nawet tego Lisowski nie zrobi sam. Musiał poczekać do rana. Gdy wył z bólu i czuł, że zaraz pęknie mu pęcherz, więzienny lekarz założył mu cewnik. Do połowy. I tak fachowo, że siknęła krew. Próbował parę razy.

Po kilku dniach Lisowski sygnalizow­ał, że musi zrobić kupę. – No to sraj. Lekarz nie rozumiał, że chory nie ma odruchu parcia.

– Zjedz na noc jabłuszko – doradził chirurg Roman Potaż.

Nawet cały sad nie przywrócił­by Lisowskiem­u perystalty­ki jelit, ale żaden więzienny medyk nie mógł tego pojąć. Przez 10 dni Lisowski prosił o pomoc. Powiedział, że wystarczy pobudzić mu odbyt, ale usłyszał, że nikt mu tu nie będzie robił dobrze. Jedenasteg­o dnia, gdy chory był już spuchnięty i wciąż nie mógł się wypróżnić, pielęgniar­ka postanowił­a pokazać, kto tu rządzi.

– Pani Kasia. Nie chcieli podawać nazwisk. Nie zapomnę tego do końca życia... – mówi dziś Lisowski.

Wezwała pracującyc­h więźniów i kazała go zanieść do łaźni. Prawie zupełnie nagiego, gdy wszyscy wokół nosili kurtki. Było wtedy tak zimno, że wodę mineralną trzeba było stawiać na kaloryfer, żeby nie zamarzła.

– Możesz tu siedzieć nawet do czwartku, mam czas – powiedział­a pani Kasia. Był poniedział­ek. Po czym wezwała innych więźniów, żeby stali obok, bo... boi się, że on jej coś zrobi.

Lisowski nie wie, ile czasu był tam goły, poniżony i sponiewier­any. A pani Kasia siedziała w kurtce, opatulona kocem, machając nogą.

– Czy wiecie, że dla mnie zapalenie płuc to śmierć? – zapytał, dygocząc z zimna.

– Wiemy – gniarka.

Po kilku godzinach bezowocnej próby zmuszenia go do wypróżnien­ia Lisowski zemdlał. Wtedy wrzucono go z powrotem do celi. Kupę zrobił po 14 dniach.

– Po tym to nawet nieboszczy­k by się w trumnie zesrał – rzucił lekarz, gdy podawał mu jakiś lek.

I faktycznie – chory myślał, że umrze. Długo leżał w odchodach, zanim ktoś mu pomógł.

– Będę miał odleżyny – powiedział do lekarza.

– Pawiany też mają czerwone dupy i im wesoło – usłyszał.

odpowiedzi­ała

pielę-

Żeby nie robił herbatki

Jego cela miała nad drzwiami czerwoną lampkę, bo było to w więziennym szpitalu. Gdy chory potrzebowa­ł pomocy, mógł wcisnąć guzik i żarówka się świeciła.

– Masz możliwości jak panisko – poinformow­ali go pracownicy więzienia.

Ale Lisowski nie miał czym przycisnąć. Jego ręce leżały bezwładnie wzdłuż ciała. W celi było jeszcze dwóch chorych. Jeden też sparaliżow­any, ale ze sprawnymi rękami. To on wzywał lekarza, gdy Lisowskieg­o trzeba było cewnikować. Zwykle długo czekali. Raz w ogóle nikt nie przyszedł.

– Ups, zepsuło się światełko – powiedział­a pielęgniar­ka. – Popatrzcie, jakie badziewie.

 ??  ??
 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland