Miażdżąc konkurencję
63,71% głosów – z takim wynikiem Władimir Putin wygrał wybory prezydenckie w Rosji. Droga do zwycięstwa okazała się krótka, ponieważ zmiótł pozostałych kandydatów już w pierwszej turze, nie zostawiając im najmniejszych szans na wygraną. Wiadomo, że wygrana nie była zaskoczeniem, jednak gorące emocje z nią związane – nadal nie gasną.
W Rosji od dłuższego czasu pojawiały się demonstracje przeciwko kandydowaniu Putina na stanowisko prezydenta. Przede wszystkim to młodzież była organizatorem happeningów. Głównym celem było zwrócenie jak największej uwagi świata na obecną sytuację polityczną w państwie. Obawiano się, że wyniki mogą zostać sfałszowane. Oczywiście, na ulicę wyszli również zwolennicy Władimira, którzy równie licznie wychwalali go i przekonywali do oddania głosu właśnie na tego kandydata. Dochodziło do przepychanek i gróźb pomiędzy dwoma obozami.
Po ogłoszeniu zwycięskiego kandydata wiele państw zgłosiło swój niepokój w sprawie sposobu prowadzenia kampanii wyborczej albo nieprawidłowości w liczeniu oddanych głosów. Najbardziej słyszalnym głosem był jednak tłum, który zebrał się na placu Aleksandra Puszkina w centrum Moskwy, krzycząc: „Wyniki zostały sfałszowane!”. Czy to nie przerażające, że zaraz po wygraniu wyborów przez Władimira Putina kilkutysięczny tłum, nie zważając na konsekwencje, domaga się unieważnienia wyników? Nie jest tajemnicą, że Rosjanie pragną zmian w polityce swojego kraju. Coraz częściej decydują się na ostre manifestacje w Moskwie. Chcą żyć w wolnym, bezpiecznym państwie i udowadniają, że będą o to walczyć. Przełomem w tej walce stały się wybory prezydenckie – nagle okazało się, że nie jest tak „różowo”, jak mogłoby się wydawać. Świat spogląda z niepokojem na Rosję. Minie jeszcze sporo czasu, zanim cała afera ucichnie.