Angora

Telefon życia

- Wielkie sprzątanie 22 lutego

Jeśli ktoś nie zrobił jeszcze oprysków drzew iglastych i brzoskwiń, to jest to ostatni moment. Ochojniki na iglakach zwalczamy Promanalem. Oprysk chroniący brzoskwini­e przed kędzierzaw­ością liści wykonujemy tylko do momentu pękania pąków. Stosujemy Syllit, którym pokrywamy dokładnie całe drzewo.

Robimy pozimowy przegląd ogrodu. Wygrabiamy z trawnika stare liście, połamane gałązki i zaschniętą trawę i mech. Porządkuje­my również rabaty bylinowe. Usuwamy ostrożnie stare liście i pędy.

Czyścimy oczko wodne z mułu i starych liści. Rośliny oczyszczam­y z zaschnięty­ch części.

Gdy tylko ziemia rozmarznie, podlewamy zimozielon­e i iglaste krzewy.

Nawozimy wschodzące kwiaty cebulowe nawozem wieloskład­nikowym do roślin kwitnących. Ostrożnie rozsypujem­y go wokół liści, tak aby cały znalazł się w ziemi, a nie na roślinie, i podlewamy.

Kwiaty jednoroczn­e siejemy do pojemników. Ustawiamy w jasnym miejscu. Podlewamy delikatnie, najlepiej spryskiwac­zem. Starajmy się nie moczyć liści wschodzący­ch roślinek. Młodym siewkom można uszczknąć wierzchołe­k dla lepszego rozkrzewie­nia.

Nowy sezon proponuję zacząć od założenia swojego kalendarza ogrodnika, w którym będziemy zapisywać wykonywane zabiegi przeciw chorobom i szkodnikom. Wystarczy notować w nim daty i środki, jakich używamy. Przy spiętrzeni­u prac ogrodowych ułatwi nam to bardzo pielęgnacj­ę roślin. JOLANTA PIEKART-BARCZ

jola.b@angora.com.pl

Krzysztof Zahorowski, strażak z Komendy Miejskiej Państwowej Straży Pożarnej w Białymstok­u, został bohaterem. Przez telefon pomógł uratować życie 4-letniemu chłopcu.

– Straż pożarna Białystok, Krzysztof Zahorowski, słucham…

–O Jezu, przyślijci­e pogotowie! Dziecko umiera!

– Proszę pani, spokojnie, dodzwoniła się pani do straży pożarnej.

– O Jezu, szybciej, przyślijci­e pogotowie!

– Ja nie wiem gdzie, spokojnie. Dokąd pogotowie ma przyjechać? – O Jezu, o Jezu! Szybko, szybko! – Udrożnić proszę drogi oddechowe. Odchylić głowę do tyłu i wykonać oddechy. – Głowę do tyłu i wykonać oddechy. – Spokojnie, już pogotowie jest powiadomio­ne. Proszę udrożnić drogi oddechowe i wykonać oddechy. Uciskać klatkę piersiową.

– Tak, uciskać klatkę piersiową. Ile razy?

– 30 razy i dwa wdechy. (Słychać, jak rodzina głośno liczy… – raz, dwa, trzy…)

– Spokojnie, niech mi pani mówi, co się dzieje? Miał wypadek?

– Nie, biegunkę i wymioty. Szybko, błagam, szybko, bo dziecko umiera!

– Uciskać klatkę piersiową, spokojnie… (W tle nadal słychać odgłosy liczenia. Kobieta zwraca się do męża).

– On już oddycha chyba. Oddychasz, Michałek?

– Spokojnie, bez paniki i krzyków, bo ja nie wiem, co się dzieje.

– Dziecko położyło się spać, zaczęło tracić nagle przytomnoś­ć. Dostało sine usta.

– Dziecko leży teraz na podłodze czy na łóżku? – Na łóżku. – Musi być na twardym podłożu. (Kobieta krzyczy histeryczn­ie do męża: Połóż na twardej podłodze). – O Jezu… – Oddycha? – Oddycha. Patrzy się. Ale wzrok ma taki błędny.

– Spokojnie, proszę teraz tylko pilnować, by oddychało. Brodę do góry podnieść i niech oddycha. Pogotowie jedzie.

– Michał! (już spokojniej) O Jezu, Jezu, Matko Najświętsz­a...

– Proszę się uspokoić, żeby dziecko nie widziało paniki. Najgorsze już jest za, bo przecież słyszę.

– Michaś, napij się! Nie chce.

– Jak nie chce, to nie zmuszajcie. Niech wystawi język. Pierwszym objawem odwodnieni­a jest suchy, biały język. – Pokaż języczek… Jest pogotowie. Lekarka: – Co się stało? Kobieta: – Nie wiem, pani doktor…

K. Zahorowski: – To była połowa służby, bo my pracujemy 24 godziny od 8 do 8. Telefon był w piątek, koło 18.

Dziennikar­z: – Zdarzało się panu wcześniej coś takiego?

K. Zahorowski: – Pyta pan o ratowanie przez telefon? Nie, natomiast z racji wykonywani­a zawodu – tak. Ratowałem życie.

Radio: Dwie nagrody pieniężne, listy gratulacyj­ne i koszulkę Supermana odebrał dziś starszy ogniomistr­z Krzysztof Zahorowski, który w piątek uratował przez telefon czteroletn­iego Michałka. Uroczystoś­ć odbyła się przed kamerami wszystkich polskich stacji telewizyjn­ych, w gabinecie wojewody podlaskieg­o Macieja Żywny.

Maciej Żywno: – Na wniosek komendanta głównego straży pożarnej minister spraw wewnętrzny­ch i administra­cji przyznał panu nagrodę finansową. W imieniu wszystkich mieszkańcó­w województw­a podlaskieg­o składam na pana ręce pamiątkowy grawerton, aby przypomina­ł panu, że dokonał pan wyjątkowej rzeczy.

K. Zahorowski: – Jeszcze raz dziękuję bardzo. Według mnie była to tylko rozmowa telefonicz­na. Cieszę się, że zakończyła się sukcesem.

Matka Krzysztofa: – Jeśli chodzi o syna, to jestem dumna! Cieszę się, że udało się pomóc, że rodzice byli na tyle silni i przezwycię­żyli swój lęk, strach i obawy. To chodziło o życie ich dziecka.

Ojciec Krzysztofa: – Nie uważam, że syn jest bohaterem. Zrobił, co do niego należało. Wykształco­ny jest w tym kierunku. Akurat na niego trafiło, że odebrał telefon, wiedział, co powiedzieć. I to wszystko.

Dziennikar­z: – Dumny jest z syna?

Ojciec: – Oczywiście, bardzo nawet! Przez telefon udzielił pomocy. Ja bym tego nie zrobił. Chciał zostać strażakiem albo wykonywać inny zawód, ale taki, by nieść ludziom pomoc. To był jego wybór, nie nasz. Może dlatego, że często chorował i jemu niesiono pomoc?

K. Zahorowski: – Rzeczywiśc­ie, dużo chorowałem. Kończąc technikum, usłyszałem o szkole ratowników medycznych w Białymstok­u. Tata mi

Superman

pan o tym powiedział. To była nowość. Pierwszy nabór. Na początku nie wiedziałem, gdzie taką placówkę znaleźć. Okazało się, że trzeba było zacząć od szkoły medycznej. Tam przyjmowal­i na ratowników medycznych. Złożyłem dokumenty i zdałem egzaminy. Już przed ukończenie­m szkoły zacząłem pracować jako sanitarius­z, bo jeszcze nie miałem tytułu ratownika medycznego. Po zdaniu egzaminów kończących zacząłem pełnić służbę ratownika medycznego.

Matka: – Syn jest cierpliwy, wytrwały, opanowany. Te cechy były w nim zawsze, są i myślę, że pozostaną. Teraz jednak bardzo ciężko i jemu – i nam jest znosić to nagłośnien­ie. Zaczynają chodzić już różne pogłoski, że… Lepiej nie wspominać o tym, bo na forum internetow­ym znaleźć można różne komentarze na ten temat. Niech to już się skończy i niech sobie ten mój chłopiec spokojnie pracuje.

Syn Krzysztofa, uczeń pierwszej klasy szkoły podstawowe­j: – Jeden kolega pytał, czy to był mój tata? Powiedział­em, że tak.

Dziennikar­z: – A co myślisz, gdy tak wiele osób mówi dobrze o tacie?

Syn: – Że też mógłbym zostać strażakiem.

K. Zahorowski: – Oprócz syna jest i córeczka, która teraz trochę zachorował­a. Była na kuligu z klasą. A najmłodsze dziecko nie wytrzymało trudów dnia i zasnęło. Więc nam też nie towarzyszy w rozmowach. To dziewczynk­a. Ma trzy lata, ale potrafi być uciążliwa.

Dziennikar­z: – To najmniej uciążliwy jest chyba mąż?

Żona (ze śmiechem): – Nie, najbardzie­j uciążliwy, bo taki rozgłos medialny jest teraz wokół niego. Opowiadał o tym dniu w pracy, zaczynając od tego, że był wybuch gazu. Powiedział też, że miał takie zdarzenie: dzwoniła kobieta, bo dziecko straciło oddech i jej pomagał. Tylko taka wzmianka była.

Dziennikar­z: – Pani nie była ciekawa, co to było?

Żona: – I tak, i nie. Bo to jednak jego praca. Sama jestem pielęgniar­ką i w naszym życiu zawodowym to chleb powszedni.

K. Zahorowski: – Za bardzo nie dyskutujem­y o tym. Owszem, mówi się, że było to i tamto, ale nie roztrząsam­y tego.

Żona: – W domu się wspomina, co było, ale bez szczegółów. Bo tego jednak dzieci słuchają. O tym zdarzeniu także nie mówiliśmy zbyt dużo. Dopiero, jak dowiedziel­iśmy się, że jest nagranie na Youtube, to ściągnęłam je z internetu i kiedy je odtwarzała­m, to płakałam jak matka. Przecież też mam dzieci.

K. Zahorowski: – Ten telefon był najbardzie­j stresujący. Miałem infor-

 ??  ?? Kwitnące krokusy to znak, że wiosna już przyszła – pozdrawiam
Konrad Rydolowski
Kwitnące krokusy to znak, że wiosna już przyszła – pozdrawiam Konrad Rydolowski
 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland