Telefon życia
Jeśli ktoś nie zrobił jeszcze oprysków drzew iglastych i brzoskwiń, to jest to ostatni moment. Ochojniki na iglakach zwalczamy Promanalem. Oprysk chroniący brzoskwinie przed kędzierzawością liści wykonujemy tylko do momentu pękania pąków. Stosujemy Syllit, którym pokrywamy dokładnie całe drzewo.
Robimy pozimowy przegląd ogrodu. Wygrabiamy z trawnika stare liście, połamane gałązki i zaschniętą trawę i mech. Porządkujemy również rabaty bylinowe. Usuwamy ostrożnie stare liście i pędy.
Czyścimy oczko wodne z mułu i starych liści. Rośliny oczyszczamy z zaschniętych części.
Gdy tylko ziemia rozmarznie, podlewamy zimozielone i iglaste krzewy.
Nawozimy wschodzące kwiaty cebulowe nawozem wieloskładnikowym do roślin kwitnących. Ostrożnie rozsypujemy go wokół liści, tak aby cały znalazł się w ziemi, a nie na roślinie, i podlewamy.
Kwiaty jednoroczne siejemy do pojemników. Ustawiamy w jasnym miejscu. Podlewamy delikatnie, najlepiej spryskiwaczem. Starajmy się nie moczyć liści wschodzących roślinek. Młodym siewkom można uszczknąć wierzchołek dla lepszego rozkrzewienia.
Nowy sezon proponuję zacząć od założenia swojego kalendarza ogrodnika, w którym będziemy zapisywać wykonywane zabiegi przeciw chorobom i szkodnikom. Wystarczy notować w nim daty i środki, jakich używamy. Przy spiętrzeniu prac ogrodowych ułatwi nam to bardzo pielęgnację roślin. JOLANTA PIEKART-BARCZ
jola.b@angora.com.pl
Krzysztof Zahorowski, strażak z Komendy Miejskiej Państwowej Straży Pożarnej w Białymstoku, został bohaterem. Przez telefon pomógł uratować życie 4-letniemu chłopcu.
– Straż pożarna Białystok, Krzysztof Zahorowski, słucham…
–O Jezu, przyślijcie pogotowie! Dziecko umiera!
– Proszę pani, spokojnie, dodzwoniła się pani do straży pożarnej.
– O Jezu, szybciej, przyślijcie pogotowie!
– Ja nie wiem gdzie, spokojnie. Dokąd pogotowie ma przyjechać? – O Jezu, o Jezu! Szybko, szybko! – Udrożnić proszę drogi oddechowe. Odchylić głowę do tyłu i wykonać oddechy. – Głowę do tyłu i wykonać oddechy. – Spokojnie, już pogotowie jest powiadomione. Proszę udrożnić drogi oddechowe i wykonać oddechy. Uciskać klatkę piersiową.
– Tak, uciskać klatkę piersiową. Ile razy?
– 30 razy i dwa wdechy. (Słychać, jak rodzina głośno liczy… – raz, dwa, trzy…)
– Spokojnie, niech mi pani mówi, co się dzieje? Miał wypadek?
– Nie, biegunkę i wymioty. Szybko, błagam, szybko, bo dziecko umiera!
– Uciskać klatkę piersiową, spokojnie… (W tle nadal słychać odgłosy liczenia. Kobieta zwraca się do męża).
– On już oddycha chyba. Oddychasz, Michałek?
– Spokojnie, bez paniki i krzyków, bo ja nie wiem, co się dzieje.
– Dziecko położyło się spać, zaczęło tracić nagle przytomność. Dostało sine usta.
– Dziecko leży teraz na podłodze czy na łóżku? – Na łóżku. – Musi być na twardym podłożu. (Kobieta krzyczy histerycznie do męża: Połóż na twardej podłodze). – O Jezu… – Oddycha? – Oddycha. Patrzy się. Ale wzrok ma taki błędny.
– Spokojnie, proszę teraz tylko pilnować, by oddychało. Brodę do góry podnieść i niech oddycha. Pogotowie jedzie.
– Michał! (już spokojniej) O Jezu, Jezu, Matko Najświętsza...
– Proszę się uspokoić, żeby dziecko nie widziało paniki. Najgorsze już jest za, bo przecież słyszę.
– Michaś, napij się! Nie chce.
– Jak nie chce, to nie zmuszajcie. Niech wystawi język. Pierwszym objawem odwodnienia jest suchy, biały język. – Pokaż języczek… Jest pogotowie. Lekarka: – Co się stało? Kobieta: – Nie wiem, pani doktor…
K. Zahorowski: – To była połowa służby, bo my pracujemy 24 godziny od 8 do 8. Telefon był w piątek, koło 18.
Dziennikarz: – Zdarzało się panu wcześniej coś takiego?
K. Zahorowski: – Pyta pan o ratowanie przez telefon? Nie, natomiast z racji wykonywania zawodu – tak. Ratowałem życie.
Radio: Dwie nagrody pieniężne, listy gratulacyjne i koszulkę Supermana odebrał dziś starszy ogniomistrz Krzysztof Zahorowski, który w piątek uratował przez telefon czteroletniego Michałka. Uroczystość odbyła się przed kamerami wszystkich polskich stacji telewizyjnych, w gabinecie wojewody podlaskiego Macieja Żywny.
Maciej Żywno: – Na wniosek komendanta głównego straży pożarnej minister spraw wewnętrznych i administracji przyznał panu nagrodę finansową. W imieniu wszystkich mieszkańców województwa podlaskiego składam na pana ręce pamiątkowy grawerton, aby przypominał panu, że dokonał pan wyjątkowej rzeczy.
K. Zahorowski: – Jeszcze raz dziękuję bardzo. Według mnie była to tylko rozmowa telefoniczna. Cieszę się, że zakończyła się sukcesem.
Matka Krzysztofa: – Jeśli chodzi o syna, to jestem dumna! Cieszę się, że udało się pomóc, że rodzice byli na tyle silni i przezwyciężyli swój lęk, strach i obawy. To chodziło o życie ich dziecka.
Ojciec Krzysztofa: – Nie uważam, że syn jest bohaterem. Zrobił, co do niego należało. Wykształcony jest w tym kierunku. Akurat na niego trafiło, że odebrał telefon, wiedział, co powiedzieć. I to wszystko.
Dziennikarz: – Dumny jest z syna?
Ojciec: – Oczywiście, bardzo nawet! Przez telefon udzielił pomocy. Ja bym tego nie zrobił. Chciał zostać strażakiem albo wykonywać inny zawód, ale taki, by nieść ludziom pomoc. To był jego wybór, nie nasz. Może dlatego, że często chorował i jemu niesiono pomoc?
K. Zahorowski: – Rzeczywiście, dużo chorowałem. Kończąc technikum, usłyszałem o szkole ratowników medycznych w Białymstoku. Tata mi
Superman
pan o tym powiedział. To była nowość. Pierwszy nabór. Na początku nie wiedziałem, gdzie taką placówkę znaleźć. Okazało się, że trzeba było zacząć od szkoły medycznej. Tam przyjmowali na ratowników medycznych. Złożyłem dokumenty i zdałem egzaminy. Już przed ukończeniem szkoły zacząłem pracować jako sanitariusz, bo jeszcze nie miałem tytułu ratownika medycznego. Po zdaniu egzaminów kończących zacząłem pełnić służbę ratownika medycznego.
Matka: – Syn jest cierpliwy, wytrwały, opanowany. Te cechy były w nim zawsze, są i myślę, że pozostaną. Teraz jednak bardzo ciężko i jemu – i nam jest znosić to nagłośnienie. Zaczynają chodzić już różne pogłoski, że… Lepiej nie wspominać o tym, bo na forum internetowym znaleźć można różne komentarze na ten temat. Niech to już się skończy i niech sobie ten mój chłopiec spokojnie pracuje.
Syn Krzysztofa, uczeń pierwszej klasy szkoły podstawowej: – Jeden kolega pytał, czy to był mój tata? Powiedziałem, że tak.
Dziennikarz: – A co myślisz, gdy tak wiele osób mówi dobrze o tacie?
Syn: – Że też mógłbym zostać strażakiem.
K. Zahorowski: – Oprócz syna jest i córeczka, która teraz trochę zachorowała. Była na kuligu z klasą. A najmłodsze dziecko nie wytrzymało trudów dnia i zasnęło. Więc nam też nie towarzyszy w rozmowach. To dziewczynka. Ma trzy lata, ale potrafi być uciążliwa.
Dziennikarz: – To najmniej uciążliwy jest chyba mąż?
Żona (ze śmiechem): – Nie, najbardziej uciążliwy, bo taki rozgłos medialny jest teraz wokół niego. Opowiadał o tym dniu w pracy, zaczynając od tego, że był wybuch gazu. Powiedział też, że miał takie zdarzenie: dzwoniła kobieta, bo dziecko straciło oddech i jej pomagał. Tylko taka wzmianka była.
Dziennikarz: – Pani nie była ciekawa, co to było?
Żona: – I tak, i nie. Bo to jednak jego praca. Sama jestem pielęgniarką i w naszym życiu zawodowym to chleb powszedni.
K. Zahorowski: – Za bardzo nie dyskutujemy o tym. Owszem, mówi się, że było to i tamto, ale nie roztrząsamy tego.
Żona: – W domu się wspomina, co było, ale bez szczegółów. Bo tego jednak dzieci słuchają. O tym zdarzeniu także nie mówiliśmy zbyt dużo. Dopiero, jak dowiedzieliśmy się, że jest nagranie na Youtube, to ściągnęłam je z internetu i kiedy je odtwarzałam, to płakałam jak matka. Przecież też mam dzieci.
K. Zahorowski: – Ten telefon był najbardziej stresujący. Miałem infor-