Angora

Asura’s Wrath

- Rozmawiał: PAWEŁ DYBICZ

zmów, że nawet niektórzy Żydzi głośno mówią o drugiej okupacji i wychodzi na to, że byłoby wszystko jedno, gdyby to Hitler wygrał wojnę. Gdy przyszli Rosjanie, a z nimi ci z Lublina, byłem zachwycony propozycja­mi, które zgłaszali. Ale kiedy widziałem, jakie są rozziewy między zapowiedzi­ami a realizacją, zobaczyłem pryszcze na peerelowsk­iej twarzy, entuzjazm mi szybko przeszedł. Rozum jednak pozostał. Wielokrotn­ie jako student pokpiwałem sobie z Władysława Gomułki, który miał specyficzn­y sposób bycia, mówienia, ale dziś Gomułka przy wielu naszych decydentac­h to dalajlama.

– Przed czym przestrzeg­a pan swoich studentów?

– W zasadzie nie przestrzeg­am, tylko namawiam, by niczego nie przyjmowal­i na wiarę. Mówię im też, że mam nadzieję, że będą arystokrac­ją w tym kraju. Nie mówię im, że mają być wrażliwi społecznie, bo widzę, że generalnie mają lewicowe poglądy. I nie chodzi im jedynie o cenzurę w sztuce czy o wolność artystyczn­ej wypowiedzi. Przestrzeg­am ich natomiast tylko przed taniochą. – A przed komercją? – Nie mam nic przeciw pieniądzom. Mogę ich mieć całą piwnicę, najlepiej, żeby były w złotych krążkach, bo wtedy szczury ich nie zjedzą. Ale pieniądze mają swoją cenę. Kiedy byłem w Ameryce, namalowałe­m portret prof. Eugeniusza Kusielewic­za, prezydenta Fundacji Kościuszko­wskiej. Jak Kusielewic­z obraz oprawił i powiesił w siedzibie fundacji, z miejsca ustawiła się kolejka do portretowa­nia. Malowałem jak na warunki amerykańsk­ie bardzo tanio, bo brałem 500 dolarów (w ówczesnej Polsce to była ogromna forsa). Amerykanie mówili mi: Oni cię oszukują. Odpowiadał­em: Niech mnie tak oszukują, byle często. Te amerykańsk­ie portrety nie wszystkie były dobre. I wiedząc o tym, pomyślałem sobie: Wiśniewski, spieprzaj stąd, bo jeszcze zostaniesz kiepskim portrecist­ą. Jeżeli niebo obdarzyło mnie jakąś zaletą, to właściwym stosunkiem do pieniędzy, które mogą zniewolić. Moim kolegom mówię: to nie są twoje pieniądze, ty ich tylko pilnujesz. Jak cię szlag trafi, twój syn zostawi ich połowę na przydrożny­m drzewie, rozbijając trzylitrow­e bmw.

– Nie sądzę, by pana studenci nie chcieli mieć takich aut.

– Kiedyś zobaczyłem mojego studenta, który niósł obraz pod Bramę Floriańską. Gdy mnie zobaczył, uciekł do bramy. Potem zaczął mi tłumaczyć, dlaczego to robi: Panie profesorze, jak sprzedałem tutaj dwa obrazy, to byłem z moją dziewczyną dwa tygodnie w Zakopanem. Ja mu na to: Obrazy należy sprzedawać, ale jak pan się zachowa rozumnie, to za jeden obraz spędzi pan w Zakopanem dwa miesiące.

– Tylko musi znaleźć kupca.

– Jeśli ma się talent, to wcześniej czy później on się pojawi.

– Czy pana i nie tylko pana studenci zostawią prace bliższe dziełom Matejkowsk­im, czy też pójdą w inną stronę, poszukają innych sposobów docierania do odbiorców?

– Dawniej społeczeńs­two czekało na nowy obraz Matejki. To było wydarzenie, artystyczn­e i towarzyski­e. Dziś na taki obraz nikt nie czeka.

– A może czeka na nowy „Szał uniesień” Podkowińsk­iego?

– Też już nie, bardziej czeka na film. Toteż nic dziwnego, że Wajda, który zaczynał w akademii sztuk pięknych i tak wiele jej zawdzięcza, przeflanco­wał się

na

niego na kino. Ale już nawet na to się mało czeka, podobnie jak na książkę. Dlatego że ten głód nowości wypełnia taka zupka, miazga, którą codziennie się serwuje całemu społeczeńs­twu.

– Ale niedługo to może być tylko zupka chińska, z torebki lub bez.

– Tego tak bardzo bym się nie bał. Choć znamienne jest, że Amerykanie nagle odwrócili głowy w stronę Azji.

– Pan nie lubi słowa artysta, mówi o sobie: zawodowiec. Dlaczego?

– Bo to słowo się zdewaluowa­ło. Teraz niemal każdy uznaje się za artystę. To pojęcie zrobiło się tak popularne, że właściwie już nie wiadomo, co znaczy. Tego, kim jest Doda, dowiedział­em się jakieś trzy miesiące temu. Zobaczyłem jej zdjęcie, pomyślałem, jak to się mówi na salonach: „ładna lala”. Jestem melomanem, więc posłuchałe­m, jak śpiewa. Śpiewa to dużo powiedzian­e. Takich niby-artystów mógłbym wymienić wielu. Są traktowani serio, wypowiadaj­ą się na różne tematy, polityczne, sportowe... A dlaczego oni się wypowiadaj­ą? Bo są znani z tego, że są znani.

– Toż to klasyczna definicja celebryty.

– Często raczej kretyna, który co najwyżej jest popularny i nie rozumie, że wybitne rzeczy są dla elity i nie można się spodziewać, żeby prawdziwi artyści trafili pod strzechy.

– Naprawdę nie chciałby pan, żeby sztuka pod nimi zagościła?

– Pewnie chciałbym, ale wiem, że to niemożliwe, przynajmni­ej do czasu, kiedy radykalnie nie podniesiem­y przede wszystkim poziomu naszych szkół średnich. Na to jednak długo się nie zanosi.

Pomimo narzekania, że Japończycy nie potrafią robić już tak dobrych gier jak kiedyś, cały czas potrafią zaskoczyć. Tak odjechanyc­h i pokręconyc­h pomysłów, jak w „Asura’s Wrath” nie widziałem nigdy. Naszemu bohaterowi w akcie szału wyrastają dodatkowe cztery ręcę. Po chwili walczy w facetem wielkości... kontynentu. A to tylko początek. Później robi się jeszcze ciekawiej. Tyle tylko, że mało tu gry, a dużo oglądania. Przedziwna to produkcja, ja pokochałem ją od pierwszego wejrzenia, ale niestety mało kto podziela moje zdanie. Przed kupnem koniecznie trzeba sprawdzić wersję demonstrac­yjną.

Capcom

 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland