Syndicate
Nasza przyszłość nie rysuje się w różowych barwach. Za co nie chwycić – film, książkę czy grę – wszędzie najbliższe kilkadziesiąt lat to obraz nędzy i rozpaczy. Cyberpunk to gatunek ostatnio nieco odkurzony (m.in. za sprawą świetnej, recenzowanej w zeszłym roku na łamach „Angory”, gry „Deusex”). „Syndicate” to kolejna próba zmierzenia się z tym interesującym tematem. W 2069 roku nie ma już Polski, Chin, Stanów Zjednoczonych czy innych krajów. Świat został podzielony na strefy wpływów megakorporacji, które zastąpiły archaiczne rządy. Prywatne armie toczą nieustanną walkę na froncie szpiegostwa przemysłowego. Wcielamy się w jednego z agentów Eurocorp, który dzięki technologii zamienia się w superwojownika zdolnego m.in. przenikać do umysłu swoich wrogów, każąc im np. popełnić samobójstwo. „Syndicate” to nowa odsłona taktycznej strzelanki sprzed niemal dwudziestu lat, która już wtedy porażała swoim klimatem. Skoro nie trzeba było tworzyć od podstaw całego „świata”, wydawać by się mogło, że historia będzie błyszczeć i świszczeć. Niestety, tak nie jest – fabularnie „Syndicate” jest miałką, futurystyczną opowiastką. Nie pozostało też praktycznie nic z taktycznego zamysłu oryginału. Znowu mamy głównie strzelanie z kilkoma dodatkami, które niestety nie wnoszą za wiele do schematu „idź i zabij”. Grę nieco ratuje bardzo dobry tryb kooperacji, jednak w ostatecznym rozrachunku gra rozczarowuje.
EA