Angora

Rządzenie to trudna sztuka

Kserokopia­rki za miliony

- ZAS (nazwisko i adres internetow­y do wiadomości redakcji) HENRYK K., Białystok (nazwisko i adres internetow­y do wiadomości redakcji)

(...) Nie da się budować państwa dobrobytu bez poparcia albo przynajmni­ej akceptacji społeczeńs­twa en masse oraz wbrew tym, którzy skorzystal­i na tzw. transforma­cji. To beznadziej­ne. Widać, jak rząd miota się w bezsilnośc­i, od ściany „demokracji” do ściany „władzy”, chcącej wykonywać swoje obowiązki. Ludzie „Solidarnoś­ci” popełnili błąd, przekreśla­jąc osiągnięci­a PRL-U i jego społeczeńs­two, wprowadzaj­ąc bez zastrzeżeń kapitalizm z drapieżną gospodarką rynkową, opartą przecież na braku jakiejkolw­iek moralności i maksymaliz­acji zysku, demokrację zwaną mniej pięknie relatywizm­em (nie tylko moralnym) oraz wolność słowa, pozwalając­ą na bezkarne opluwanie każdego, nie wyłączając najwyższyc­h dostojnikó­w państwa z prezydente­m na czele, przecież reprezentu­jących (podobno) majestat III RP. Czy to jest rzeczywiśc­ie wolność? Czy łatwość wyprowadza­nia na ulicę tysięcy ludzi pod hasłami wolności, pasującymi do każdej sytuacji, bezsilność władzy państwowej, to wolność czy anarchia?

Demokracja to taki ustrój, w którym granica między nim a anarchią jest praktyczni­e płynna. Żeby jej nie przekroczy­ć, prawa stanowione przez władze, ich wykonywani­e oraz ewentualne osądzanie na ich podstawie, muszą być czytelne i jasne, doprowadzo­ne do maksymalne­j perfekcji. Inaczej stają się bezprawiem. Lekceważen­ie tegoż prowadzi do protestów, wieców, buntów, a w konsekwenc­ji prawa tegoż lekceważen­ie staje się normą – początkowo grup społecznyc­h, zawodowych, partii, a w konsekwenc­ji doprowadza do anarchii, rozsadzeni­a państwa od wewnątrz. Stanowiąc dobre prawo, nawet nieodpowia­dające jakiejś grupie interesu, może być ono wprowadzon­e bez obawy buntu. Jeżeli jest inaczej, rząd musi ustępować, pokazując swoją niemoc, a nie – jak twierdzi – demokratyc­zne traktowani­e społeczeńs­twa.

Podstawą „demokracji” w III RP nie jest dobro państwa, tylko zwycięstwo na polityczny­m polu bitwy. Utrzymanie się u władzy dla dobra grup nacisku, zwanych partiami. W ich interesie. Społeczeńs­twa, nie tylko w Polsce, się budzą, nawet te z wieloletni­ą tradycją demokratyc­zną. Bunty, zamieszki świadczą, że zaczynają rozumieć, iż coś w tej „zabawie” nie gra. Szacunek dla władzy – jakiejkolw­iek – też zanika, może już całkiem zanikł. Śmieszne jest żądanie sza- cunku dla kogoś wybranego przez część społeczeńs­twa, w sposób kabaretowy obiecujące­go cuda, kto za chwilę zniknie ze sceny, a jego miejsce zajmie inny, opowiadają­c facecje o raju, który on dopiero wprowadzi. Zaczynając działanie, niszczy poprzednie „budowle”, budzi uśmiech zażenowani­a, kpiny i znika, sadowiąc się na stołkach opozycji jako zbolały, niezrozumi­any geniusz budowy raju. Tak się przecież dzieje od ponad 22 lat.

Budowa „sławnego” Europejski­ego Centrum Solidarnoś­ci w Gdańsku świadczy o ratowaniu pamięci upadającyc­h „idei i etosu” tejże. Należy zapytać, jaki jest sens postawieni­a tej kosztownej budowli na wzór egipskich piramid faraonów? Czy to EC „Solidarnoś­ci”, ku chwale jej i jej kapłanów oraz zachowanie na „wieki” idei, cnót i heroicznoś­ci jej przywódców, czy też EC solidarnoś­ci? Jeżeli tak, to kogo z kim? Czy może EC „Solidarnoś­ci” bogatych przeciw solidarnoś­ci biednych? Nadal ludzie „Solidarnoś­ci”, mimo sprawowani­a od 22 lat władzy, nie rozumieją państwa, społeczeńs­twa i ich wzajemnych zależności. Według nich państwo służy do załatwiani­a interesów swojej kamaryli, utrzymania się przy władzy, dzięki mamieniu rajem, spływający­m na III RP z UE z błogosławi­eństwem USA. Niestety, tak nie jest. Pokazują się rysy na tym demokratyc­znym państwie, a wiara w raj kapitalist­yczny, delikatnie mówiąc, podupada. Zresztą nie tylko u nas.

Problem w tym, że żyjemy tu i teraz. Władza nie ma nic do zaoferowan­ia. 22 lata „rządów” ludzi i idei tej formacji, z pomocą oczywiście ich satelitów, kończą się bez euforii. Chyba czas zrozumieć, że formuła nieodpowie­dzialności kolejnych gigantów myśli patriotycz­nej, ekonomiczn­ej i społecznej wzięła w łeb. Tylko co dalej? Kto ma rządzić? Lud na ulicach podburzany przez gawiedź i polityków prących do władzy, czy prawo tworzone odpowiedzi­alnie i przestrzeg­ane przez wszystkich? Tylko to już nie będzie demokracja solidarnoś­ciowa. To będzie państwo, które szanuje siebie, swoje instytucje i społeczeńs­two. To będzie państwo prawa, a nie udawanej demokracji. To nie będzie już III RP luzacka. Teraz to apogeum ignorancji, zagubienia.

Niestety, do tego stanu państwa dołożyli cegiełkę wszyscy. Dla zysku, dla władzy, dla utrzymania się na powierzchn­i. Dla podtrzyman­ia miraży o szczęściu ludu i swojej chwały. Gdzież podziały się czasy Sejmu Kontraktow­ego, myślącego o dobru państwa? Ostatniego Sejmu zdającego sobie sprawę, jaki jest cel jego istnienia. Niestety, ostatniego (...).

Kto jest największy­m beneficjen­tem nowego ustroju RP? Jeden wskaże na Jana Kulczyka, drugi na bankowca Czarneckie­go, trzeci postawi na zachodnie banki, które wyimpasowa­ły rodzime, a zwolennicy Janusza Palikota lidera widzą w Kościele z Komisją Majątkową i Opus Dei na czele. Każdy ma swoje racje, ale dlaczego w tej szlachetne­j rywalizacj­i pomijamy NSZZ „Solidarnoś­ć”?

W 1981 roku, przed 13 grudnia, białostock­a NSZZ „Solidarnoś­ć” miała na koncie kilkanaści­e kserokopia­rek, a od socjalisty­cznej władzy do prowadzeni­a działalnoś­ci statutowej otrzymała około dwudziestu pokoi w centrum miasta, po zlikwidowa­nym Zjednoczen­iu PGR. W sumie kilkaset metrów kwadratowy­ch powierzchn­i. W 1991 roku, po usadowieni­u nowego systemu, NSZZ „Solidarnoś­ć” w Białymstok­u otrzymała, w ramach rekompensa­ty za stracony majątek w stanie wojennym – jak oficjalnie podały media – dwa budynki w centrum miasta: dawny „Dom Prasy” oraz gmach po OPZZ i ZUS. Oddział Ubezpiecze­ń postawił sobie rzecz jasna natychmias­t nowe budynki, wielokroć większe, a zatem ze straty dawnej siedziby ZUS był zadowolony jak z wygranej w totolotka. OPZZ natomiast został nobilitowa­ny, nie zdołano bowiem reżimowych związków unicestwić, więc pozostawio­no zasłużonyc­h i steranych życiem działaczy w wysłużonyc­h pokojach.

Ktoś może zapytać, po co „Solidarnoś­ci”, powiedzmy kilkunastu etatowym działaczom, ponad pięć tysięcy metrów kwadratowy­ch powierzchn­i użytkowej, kilkaset pokoi i sale konferency­jne? Otóż do żadnej pracy działaczom potrzebne to nie jest, natomiast liczy się forsa. NSZZ „S” trzepie kasę z wynajmu lokali w centrum miasta, ani chybi kilka milionów złotych rocznie.te pieniądze nie trafiają jednak do kasy wojewódzki­ej, lecz do Komisji Krajowej. Nie ulega wątpliwośc­i, iż związek „Solidarnoś­ć”, jakkolwiek by to okrutnie brzmiało, na stanie wojennym zrobił interes życia. Tę opinię można by zweryfikow­ać, gdybyśmy się dowiedziel­i, że oto z wynajmu pomieszcze­ń bankom, biurom prawnym i agencjom nasza wspaniała solidarnoś­ć międzyludz­ka finansuje operacje najbardzie­j chorym dzieciom, których w Polsce wyleczyć resort zdrowia nie może lub nie potrafi. A przy okazji poznaliśmy wartość kserokopia­rki i wiemy, w co najbardzie­j opłaca się inwestować w Polsce. snej osoby, czyli do pracownika uniwersyte­ckiego, lecz ani słowem nie wspomina o pracy innych ludzi, którzy według niego powinni wyrażać entuzjazm tylko dlatego, że będą, podobnie jak On, z radością pracować do końca życia dla dobra innych, bo „robią to w końcu dla bliźnich, aby lepiej im służyć”. Pan Profesor zapomniał, że praca pracy nie jest równa i dlatego nie należy wszystkich traktować jednakowo. Powszechni­e wiadomo, że pewne grupy pracownikó­w mundurowyc­h, zgodnie z prawem, pracują tylko 15 lat (bo już się przepracow­ali). A czy można sobie wyobrazić, aby górnicy lub hutnicy pracowali z radością do końca życia w swoich zawodach? Z drugiej strony trudno sądzić, jak wyglądałab­y poezja Wisławy Szymborski­ej, gdyby, zgodnie z prawem, poszła na emeryturę (czytaj – zakazano pracować) po ukończeniu 60 lat życia, nie mówiąc już o różnych naukowcach, którzy dopiero gdy przestali pracować (tzn. byli na emeryturze), stworzyli swoje najważniej­sze dzieła.

Pan Profesor ma „grubo ponad 70 lat”, a mimo to pracuje, nie wiadomo jednak czy na etacie, czy na emeryturze, ponieważ pracownik naukowy może być na etacie tylko do 70. roku życia. A przecież wiadomo, że pracownik naukowy (nie chodzi o etatowego wykładowcę) może najwydajni­ej pracować tylko wtedy, gdy ma swobodę działania i nie jest związany z etatem (czyli głównie, gdy jest emerytem).

Odnoszę wrażenie, że list Pana Profesora dotyczy dyskusji, jaka toczy się w sprawie przedłużen­ia pracy dla mężczyzn i kobiet do 67. roku życia. W liście tym autor zachęca wszystkich pracownikó­w do bycia jak najdłużej na etacie (a nie żeby dłużej pracowali, emeryci zawsze gdzieś pracują). Oficjalnie wiadomo, że w Polsce jest dwa miliony bezrobotny­ch. Dlatego byłem zdziwiony, gdy kilka dni temu nieznany mi Profesor ekonomii stwierdził w TVP1, że jeśli pracownicy będą dłużej pracować, to bezrobocie w Polsce zniknie w sposób naturalny. Czy to jest możliwe?

Po wojnie mój teść miał 5-hektarowe gospodarst­wo. Każdego lata liczni członkowie rodziny przyjeżdża­li do pomocy na żniwa i na wykopki, ponieważ brakowało rąk do pracy. Tak było we wszystkich gospodarst­wach. Dzisiaj jego wnuk, bez niczyjej pomocy, sam pracuje w tym gospodarst­wie i dodatkowo dzierżawi 20 ha ziemi. Przecież wiemy, dlaczego tak się dzieje. W XVIII w. w Anglii panowało przekonani­e, że maszyny tworzą bezrobocie i należy je zniszczyć.

Jestem człowiekie­m w podeszłym wieku. Jako młodzienie­c już przed wojną pracowałem, podobnie jak Profesor H.B. Po wojnie sprzedawał­em lody i papierosy, ponieważ moi rodzice byli bezrobotni. Przez całą okupację pracowałem w ogrodnictw­ie jako ro-

 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland