Smutna polska rzeczywistość
Weredyk w liście do PERYSKOPU z dnia 12 II 2012 roku pisze o kłopotach w aklimatyzacji do warunków polskiego rynku pracy. Ja cieszę się dobrym życiem w Australii i bardzo chętnie czytam relacje moich rodaków z powrotów na rodzimy grunt. Spędziłem tu już trzy lata i zaaklimatyzowałem się tak dobrze, że zostanę na dłużej. Skończyłem ochronę środowiska na Akademii Rolniczej w 2007 w Lublinie i odnajduję się w swoim zawodzie z dala od kraju. Ostatnio dostałem szansę na prowadzenie swoich własnych badań dzięki stypendium doktoranckiemu z uniwersytetu w Perth (…). Polska, będąc średnim państwem, które często stoi ością w gardle w relacjach między Berlinem a Moskwą, nie może sobie pozwolić na bycie słabym tworem. Na dodatek to kraj, którego elity zostały wybite podczas lat okupacji. Dlatego bardzo mnie boli, gdy z taką goryczą mówi się o stanie polskiej gospodarki. Wiadomo, że nikt nie zarobi tu tyle, ile w krajach Zachodu. Tu trzeba czasu. Wszyscy mamy wolną rękę w sprawie wyjazdu. Niech miarą patriotyzmu będzie ilość zakupionych przez nas produktów z napisem „Made in Poland”. W dobie internetu to bardzo proste.
Polska to nie tylko gospodarka. Można mówić po polsku, urodzić się oraz mieszkać w Polsce i nie być jej
obywatelem. Moim zdaniem ciągle aktualne są „Myśli nowoczesnego Polaka” napisane przed wojną przez Romana Dmowskiego. To, co jest miarą prawdziwego obywatela, to udział w życiu publicznym jego kraju, nieustanna troska o dobro wspólne i transferowanie dobrych pomysłów oraz dobrych biznesów na rodzime ziemie.
Pozdrawiam bardzo serdecznie,
*** Szanowny Panie, Niemal w pełni podzielam poglądy autora artykułu „Odebrana godność i nadzieja”, opublikowanego w nr. 6. ANGORY. Urodziłem się w Polsce i czuję się Polakiem, chociaż mój ojciec pochodził ze starego rosyjskiego rodu, a mama była Włoszką. Ojciec, po ucieczce z Rosji podczas wojny domowej, zaciągnął się do Legionów po to, aby pomścić śmierć swojego ojca, a mojego dziadka, rozstrzelanego przez czekistów. Jako dowódca szwadronu ułanów, przełamał szaleńczą szarżą front bolszewicki i za to został osobiście odznaczony przez Marszałka Piłsudskiego Krzyżem Kawaleryjskim Virtuti Militari. Mój przyrodni brat Olgierd zginął natomiast w dniu 13 września 1939 r. pod Ołtarzewem, jako dowódca działonu osłaniającego odwrót armii „Poznań” do Warszawy. Moja rodzina ma więc polskie patriotyczne tradycje. Moja włoska mama była wielokrotnie odznaczana najwyższymi polskimi orderami za zasługi w krzewieniu oświaty. Niestety, podzielam smutne refleksje autora artykułu na temat polskiego narodu, a w zasadzie tego, co z niego zostało. Nie należy jednak mylić dwóch pojęć: narodu i społeczeństwa. W społeczeństwie każdy zna swoje miejsce i nie wychodzi „przed orkiestrę”. W dzisiejszej Polsce jest tylko naród, zupełnie pozbawiony autorytetów. Przedstawiciele tego narodu, którzy mogliby być autorytetami, wyginęli podczas ostatniej wojny oraz w wyniku represji ze strony komunistycznych władz. Przykro mówić, ale pozostała w większości zwykła hołota, kłótliwa, napastliwa, arogancka i szukająca jedynie mamony (…). Chamstwo widać na każdym kroku. Nie ulega kwestii, że z pewnością zachowały się w Polsce relikty w postaci ludzi szlachetnych i wartościowych, ale giną oni w oceanie chamstwa, prostactwa i hipokryzji. Taki jest, niestety, smutny obraz naszej polskiej rzeczywistości.
Serdecznie pozdrawiam
Na listy Czytelników czekam pod adresem: henryk.martenka@angora.com.pl