Fałszywe kredyty niszczą rolnika
Prezentujemy heroiczną walkę o przetrwanie byłego potentata w hodowli trzody chlewnej, któremu komornicy wydzierają ziemię i gospodarstwo, egzekwując sześć kredytów zaciągniętych rzekomo w... 1990 r.
– Nigdy nie brałem tych kredytów. Od samego początku mówiłem, że ktoś podrobił moje podpisy na dokumentach. Przez 15 lat starałem się tym przestępstwem zainteresować prokuraturę. Niestety, prokuratorzy opędzali się ode mnie, od prostego chłopa, jak od natrętnej muchy. Teraz komornik zabiera mi ziemię i niedługo stracę dom rodzinny – żali się Stanisław Mól.
Najsmutniejsze w tej historii jest to, że ręce umywa bank, który nie jest zainteresowany wyjaśnieniem całej sprawy i zakończeniem gehenny rolnika.
W matni
Stanisław Mól od dziecka pracował w gospodarstwie rolnym rodziców w Myszęcinie (powiat świebodziński, Lubuskie). Ot, typowy los wiejskiego chłopaka.
– Od samego rana trzeba było po- magać na polu. A to sianokosy, a to żniwa albo wykopki. Na wsi ciągle jest robota. Na naukę nie było czasu – opowiada pan Stanisław.
Gdy dorósł, przejął od rodziców gospodarstwo. Miał pomysł na biznes: hodowla trzody chlewnej na dużą skalę.
– Wybudowałem chlewnię i własną masarnię. W latach 80. nie było to łatwe. Ciężko harowaliśmy z żoną od świtu do nocy. Skupowałem warchlaki, hodowałem je, a potem sprzedawałem. Rocznie „produkowałem” 1,5 tys. świń – opowiada z dumą Stanisław Mól.
Był wielokrotnie nagradzany za wyniki gospodarstwa, które w latach 80. wiodło prym w województwie zielonogórskim. Dostawał nagrody od organizacji hodowców. Dyplom za „wybitne osiągnięcia w hodowli i produkcji trzody chlewnej” otrzymał od samego ministra rolnictwa. Jego chlewnię uznano za „najlepszy budynek inwentarski” w województwie. Pan Stanisław został też nagrodzony w wojewódzkiej olimpiadzie wiedzy rolniczej.
Po upadku komuny także nieźle sobie radził. Zwiększał moce produkcyjne. Aż do 1995 r.
– Wtedy zgłosił się do mnie Bank Zachodni i zażądał spłacania jakichś kredytów, które jakoby miałem wziąć w 1990 r. w Banku Spółdzielczym w Szczawnie. Razem miało to być sześć kredytów na sumę prawie 2 mln zł. Zdębiałem – mówi hodowca.
Bank Zachodni przystąpił do egzekucji wierzytelności, które przejął od upadającego w 1991 r. Banku Spółdzielczego.
– Byłem w szoku. Ktoś mnie w te kredyty wrobił. Bank twierdził, że ma umowy kredytowe podpisane przeze mnie. Nic takiego nie podpisywałem, ktoś więc musiał moje podpisy podrobić. Poszedłem z tym do prokuratury w Świebodzinie. Niestety, nie chcieli się tym zająć. Bank też nie chciał pokazać mi umów – mówi Stanisław Mól.
W 1996 r. świebodzińska Prokuratura Rejonowa odmówiła wszczęcia dochodzenia w sprawie fałszerstwa. Nie dostrzegła przestępstwa. Pan Stanisław nie rezygnował. Gdy w 2001 r. przez znajomego dotarł do aneksu jednej z umów kredytowych, całkowicie utwierdził się w przekonaniu o fałszerstwie.
– Na tym aneksie były nie moje podpisy. Wiedziałem, że podobnie musi być w przypadku pozostałych umów kredytowych – mówi Stanisław Mól.
W kolejnych latach złożył w prokuraturze łącznie 10 zawiadomień o podrobieniu podpisów. Wszystkie zakończyły się odmową wszczęcia dochodzenia z powodu... upływu 10letniego okresu przedawnienia ścigania.
– Nawet jeżeli doszło do przestępstwa fałszerstwa, to nie możemy ścigać ewentualnego sprawcy, bo doszło do przedawnienia – mówi reporterce Polsatu Krzysztof Pieniek, zastępca prokuratora rejonowego w Świebodzinie.
Mimo próśb BZ WBK nie zgodził się pokazać umów kredytowych panu Stanisławowi.
– Bank posiada dokumenty kredy- towe pana Stanisława Mola, lecz nie może mu ich udostępnić, ponieważ pan Mól nie jest stroną w tych sprawach – mówi reporterce Polsatu Stanisław Chęćka, pełnomocnik zielonogórskiego BZ WBK.
Stroną ma być komornik, który wykonuje orzeczenie sądu o egzekucji niespłaconych kredytów.
Panu Stanisławowi i jego żonie zabrał już 24 ha ziemi. Przygotowuje licytację ich domu...
Jednak fałszerstwo
W 2010 r. sprawą zajął się rzecznik praw obywatelskich. Zasugerował świebodzińskiej prokuraturze przesłuchanie pracowników Banku Spółdzielczego, a przede wszystkim zlecenie biegłemu analizy podpisów na aneksie.
Dopiero ta interwencja wymusiła na Prokuraturze Rejonowej w Świebodzinie powołanie grafologa. W marcu 2011 r. Mirosław Maternik, biegły Sądu Okręgowego w Zielonej Górze, stwierdził, że w aneksie do umowy kredytowej z 1990 r. między Bankiem Spółdzielczym w Szczawnie a Stanisławem Molem widnieją podpisy „nienakreślone przez Stanisława Mola”.
Niestety, opinia biegłego nie wzruszyła prokuratury. Sprawy nie podjęła do dziś.
– Mimo upływu okresu przedawnienia, gdy pojawiają się w sprawie nowe dowody, a takim jest przełomowa opinia biegłego, istnieją podstawy do podjęcia postępowania przez organy ścigania – podkreśla prof. Marian Filar, znawca prawa karnego.