SMS od… nieżyjącego ojca
wszystkiego mówić, szeroko otwarte”.
Według prokuratury Zbigniew D. i jego córka zostali zamordowani w domku letniskowym w Pułtusku, który był własnością Krzysztofa Rz., kuzyna zabójcy.
Podczas jednego z przesłuchań to on wyjaśnił śledczym:
– Siedzieliśmy z tą Olą w samochodzie, a Mariusz poszedł do domku, żeby porozmawiać ze Zbigniewem D. Wrócił po 15 minutach i powiedział dziewczynie, że teraz ojciec chce z nią pogadać. I zachowywał się jakoś tak dziwnie... – To znaczy? – pytali śledczy. – Był bardzo zdenerwowany i jakoś tak szybko mówił… I kiedy poszedł z tą Olą, to znów wyszedł z domku gdzieś po 15 minutach.
Prokuratura nie ma wątpliwości. To właśnie wtedy oskarżony dokonał podwójnego zabójstwa. A później kazał swojemu kuzynowi odjechać z działki i wrócić za parę godzin, żeby gruntownie posprzątać. I nie mówić nikomu o tym zdarzeniu.
Trzy lata później Mariusz B. miał przyznać się policjantom do tych zabójstw i naszkicować miejsce ukrycia zwłok. Wyjaśniał, że planował uprowadzić i zabić Zbigniewa D. Przyznał także, że nie zamie-
ale
miej oczy rzał wcześniej zabić jego córki. Zrobił to, żeby „usunąć niepotrzebnego świadka”.
Niespełna rok później 8 marca 2007 roku na posterunku policji zjawia się Lidia S. i zawiadamia o zaginięciu męża Henryka. Dzień wcześniej wyszedł z domu około godz. 18.30 i pojechał na zajęcia taneczne do klubu „Złota Milonga” w Warszawie. Zwykle wracał stamtąd około 23.
O piątej rano żona sprawdziła, czy stoi samochód męża. Stał. Pracownik parkingu zeznał później, że Henryk S. zaparkował auto około godziny 23 i poszedł w stronę swojego bloku…
Dość szybko ustalono, że w klubie tanecznym od dwóch lat jego partnerką na zajęciach była Małgorzata D., żona zaginionego Zbigniewa, związana z Mariuszem B. Spotykali się na tańcach dwa razy w tygodniu. Tego dnia jej partner z parkietu odprowadził ją, jak zwykle, do samochodu i odjechał do swojego domu.
Ustalono także, że zaginiony Henryk S. miał przy sobie dwie karty bankomatowe oraz to, że 8 marca o godz. 1.24 z bankomatu PKO BP w Wyszkowie ktoś pobrał z jego karty 3000 zł. Przez kilka kolejnych dni zarejestrowano kolejne wypłaty: w Górze Kalwarii, w Konstancinie, w Jeziornej, w Warszawie. Ktoś brał 4000 zł, 2000 zł, 1000 zł, 500 zł, 300 zł. Zawsze w nocy. Jednej z wypłat dokonano z bankomatu nieopodal domu oskarżonego Mariusza B.
Monitorujące kamery zarejestrowały mężczyznę, który – choć skutecznie się maskował – przypominał z wyglądu jego kuzyna Krzysztofa Rz. Jedna z kamer zarejestrowała też podjeżdżający pod bankomat szary samochód Renault Kangoo, którego używał oskarżony jako auto służbowe.
Zaginiony Henryk S., idąc do klubu tanecznego, pozostawił w domu swój telefon. To właśnie pod ten numer miał przyjść SMS adresowany do córki: „Iwonko, ze mną wszystko dobrze. Muszę załatwić pewne sprawy i nie będzie mnie przez około 2 tygodni. Nie martwcie się i nie gniewajcie, że odzywam się dopiero teraz. Całuję. Tata”.
Problem w tym, że Henryk S. nigdy nie zwracał się do córki „Iwonko”...
Były też inne wiadomości: „Muszę oddać dług i potrzebuję, żeby jutro wpłacić na moje konto w Citibanku 5000 zł. Wytrzymaj proszę i pomóż mi. Całuję”.
Przypadkiem konto w tym banku miał także oskarżony Mariusz B.
Ostatni SMS przyszedł 13 marca: „Jutro mam ostateczny termin oddania pieniędzy. Jeśli ich nie będzie na koncie w Citibanku, to już nie będę mógł więcej się odzywać.
Córki zaginionego, pod nadzorem policjantów, wysyłały pod ten numer telefonu pytania kontrolne, żeby ustalić, czy ojciec żyje. Odpowiedzi mógł znać tylko on. Dlatego ich nie otrzymały. Henryk S. miał już nie żyć od kilku dni.
Do tego zabójstwa Mariusz B. przyznał się w pierwszej fazie śledztwa.
Według jego wyjaśnień miał zaczaić się pod blokiem swojej ofiary i pod pretekstem załatwienia jakiejś sprawy z jego partnerką od tańca, zwabił go do samochodu i zawiózł w okolice Mławy. Tam, pod pretekstem awarii koła, wywabił go z auta i zaczął dusić. Zanim zakopał zwłoki, wydobył od Henryka S. numery PIN do jego kart.
I tym razem przyznał, że z zamiarem zabójstwa nosił się przynajmniej od miesiąca. Wskazał również miejsce ukrycia ciała, którego tam nie znaleziono…
Za tydzień: Według prokuratury ofiarą Mariusza B. był też ksiądz z parafii w Wilanowie. Tym razem motywem mogła być zemsta.