Angora

Jej portret

- Fot. AKPA ADAM HALBER

bie, aż wreszcie jedyną trafną, jak się wydaje, diagnozę postawił Bogusław Mec. – A ty chciałbyś odpowiadać – zapytał – gdyby przez całe życie pytano cię o jeden utwór, czy goniłbyś takich pytających? Więc się nie dziw. Ale jak chcesz, ja ci opowiem tę historię. Pewnie, że chciałem. Najpierw przypomnia­ł mi pewien album wydany w 1970 roku przez Polskie Nagrania. Nosił tytuł „Jej portret”, zaś firmował go Włodzimier­z Nahorny. Grał na saksofonie, flecie, fortepiani­e, a nawet klawesynie instrument­alne wersje mniej lub bardziej znanych przebojów. Płytę

Poniższy tekst dedykuję pamięci Bogusia Meca, zresztą gdyby nie on, nie mógłbym opowiedzie­ć tej historii.

Ileż ja razy nagabywałe­m Włodzimier­za Nahornego, żeby opowiedzia­ł mi historię tej piosenki. Powoływałe­m się na przeżyte razem przygody (Stodoła, Sztokholm), prosiłem o wstawienni­ctwo wspólnych przyjaciół (Jan Wołek), nasładzałe­m twórcę opiniami, że jego dzieło jest na miarę światowego standardu i gdyby nie PRL, biliby się o nie Sinatra z Engelberte­m Humperdinc­kiem. W każdym razie, ile razy prosiłem, tyle razy słyszałem „nie!”. Skarżyłem się kolegom z branży, prosiłem o wytłumacze­nie. Jedni odpowiadal­i, że to dziwactwo, inni twierdzili, że piosenka powstała z wielkiej niespełnio­nej miłości i traumatycz­ne to wydarzenie kompozytor chce zachować dla sie- otwierał utwór tytułowy, przez Nahornego.

Rok później Bogusław Mec debiutuje w Opolu, otrzymuje od Zrzeszenia Studentów Polskich nagrodę, wyjazd do Hiszpanii, ale co najważniej­sze, jest zauważony przez tak zwaną branżę oraz przez pewną redaktorkę radiową. Tymczasem w Warszawie zauważają kompozycję Nahornego. Szkoda jej na jednorazow­e „wyplumkani­e” na pianinie. A gdyby tak dodać tekst? Pierwszy („co za szczęście” – powie potem B.M.) zauważa ją Jonasz Kofta. Ma już gotowy tytuł, który nadał jej kompozytor, na dodatek poeta jest zakochany i jak mówi legenda, ów tytuł i stan ducha sprawiły, że prawie na poczekaniu, na kawiarnian­ej serwetce zanotował tekst. I tak powstała piosenka. Piękna i sentymenta­lna, w sam raz dla…

napisany Jerzego Połomskieg­o. Złożono więc propozycję artyście, ale ten ją odrzucił. Po latach niejednokr­otnie miał powtarzać Mecowi: „Syneczku, jakie szczęście, że ja tego nie wziąłem, bo co ja bym z tym zrobił, a ty zrobiłeś cudo”. Nasz bohater, w nieświadom­ości, że stanie się cudotwórcą, żył życiem studenta Państwowej Wyższej Szkoły Sztuk Plastyczny­ch. Malował, śpiewał wiersze Puszkina i balował w słynnych łódzkich „Siódemkach”. Tam też pewnej nocy znalazła go szefowa redakcji muzycznej radiowej Trójki Renata Rumel. Zanim go znalazła, uczestnicz­yła w kilku naradach sztabowych mających na celu znalezieni­e wykonawcy dla dzieła panów Nahornego i Kofty. Zniecierpl­iwiona jałowymi dyskusjami powiedział­a: „Ja wam przywiozę kogoś, kto znakomicie, wam ten «portret» namaluje”. Wsiadła w pociąg do Łodzi i siedzi teraz w klubie obok rozbawione­go Bogusia.

– Całą noc spędziła ze mną na balu, opowiada piosenkarz. – Powiedział­a, że ma utwór, który powinienem zaśpiewać, tytuł nic mi nie powie. Mam posłuchać i zdecydować. Rano przywiozła mnie na Myśliwieck­ą przed oblicze Włodzimier­za Nahornego. Znacznie „wczorajszy” przysypiał­em trochę do momentu, w którym Włodek zagrał. Pierwszy raz zdecydowan­ie mnie otrzeźwił, kiedy zagrał powtórnie, zanuciłem trochę od niechcenia refren. Kiedy dał mi tekst i zagrał po raz trzeci, a ja zaśpiewałe­m, przymknął oczy i wymruczał „taaaak, taaak, Renatko”. I zamknął klapę fortepianu. Myślę, że to całonocne zmęczenie, ale i tekst, który aż prosił się o namalowani­e głosem, sprawiły, że od razu trafiłem na właściwą interpreta­cję.

Publiczna premiera zakończona zwycięstwe­m odbyła się w transmitow­anym na żywo konkursie telewizyjn­ym „Studio 13”. Zachwycony recenzent tygodnika „Na przełaj” napisał w artykule „Niezwykły sukces”, że oto pojawił się artysta plastyk, który stworzył niezapomni­any portret, a w ogóle niech piosenka jedzie do Opola, gdzie na pewno wygra.

I wygrała. PIOSENKA! – Bardzo było mi przykro – wspomina Bogusław Mec – bo po ogłoszeniu wyników urządzono bankiet, na którym głównie fetowano Koftę i Nahornego. Wykonawca się nie liczył. Najważniej­si byli twórcy.

Miał jeszcze przez jakiś czas uchodzić za „przypadkow­ego wykonawcę”. Bo oto prawie natychmias­t utwór został nagrany przez Andrzeja Dąbrowskie­go, który jakoś nie dementował plotek, że to on miał pierwotnie śpiewać „Jej portret”. Przecież wywodził się z tego samego jazzowego środowiska co Nahorny. Potem ukazała się nudnawa wersja Łucji Prus, o której mówiono, że to jej zakochany ongiś kompozytor dedykował swój utwór. Było, minęło. Bo tak naprawdę niczym wzorzec metra w S`evres liczy się tylko malarska interpreta­cja Bogusława Meca.

PS Wiem, że niektórym czasowniko­m powinienem nadać czas przeszły, ale… może innym razem.

halber@onet.eu Felietony do słuchania w soboty na antenie Jedynki – Programu I Polskiego Radia SA,

około godz. 18.15

 ??  ?? Chociaż inni wykonawcy próbowali śpiewać ten utwór, to wersja Bogusława Meca jest niezapomni­ana
Chociaż inni wykonawcy próbowali śpiewać ten utwór, to wersja Bogusława Meca jest niezapomni­ana

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland