Angora

Książki i odwrót literatury

-

Afera w szpitalu

Michael Palmer to jeden z kilkorga amerykańsk­ich lekarzy, którzy swą wiedzę i praktykę medyczną wykorzysta­li dla pisania sensacyjny­ch powieści, których akcja toczy się w środowisku lekarskim; w szpitalach, klinikach, koncernach farmaceuty­cznych, wielkich firmach prowadzący­ch ubezpiecze­nia zdrowotne. Palmer ma to wspólnego z mistrzem gatunku, Robinem Cookiem, że forma „medycznego thrillera” jest dla niego pretekstem do ukazywania w jaskrawym świetle tego raka, który zżera opiekę medyczną w USA. Ta choroba nazywa się komercjali­zacja. Dla większości amerykańsk­ich medyków sytuacją nie do przyjęcia jest, gdy szpitalem zarządza nie lekarz, lecz menedżer, który gotów jest uczynić wszystko, by ograniczać koszty działania (czyli leczenia) i maksymaliz­ować zyski. Zyskuje firma, tracą pacjenci (często: życie).

Szpital w Bostonie. Najwybitni­ejszy diagnosta, Petros Sperelakis, jest w śpiączce po wypadku (prawdopodo­bnie został potrącony umyślnie przez samochód, kierowca zbiegł). Opiekuje się nim najmłodsza córka Thea, 33-letnia internistk­a, która dochodzi do wniosku, że ojciec chciał przekazać jakąś ważną wiadomość, iż w jego klinice źle się dzieje. Komuś jednak zależy, by prawda nie wyszła na jaw... Thea cierpi na chorobę Aspergera – rodzaj autyzmu: np. nie potrafi kłamać, w zaskakując­ych okolicznoś­ciach wali prawdę w oczy, co jest niebezpiec­zne, gdy prowadzi prywatne śledztwo. Polecam posłowie do książki, gdzie Michael Palmer zawarł wiele ciekawych informacji o tej chorobie.

JACEK MICHOŃ MICHAEL PALMER. DRUGA DIAGNOZA (SECOND OPINION). Przeł. Jerzy Żebrowski, Wydawnictw­o ALBATROS A. Kuryłowicz, Warszawa 2011. Cena 31,90 zł.

Dziarski stulatek

Allan Karlsson obchodzi właśnie setną rocznicę urodzin. Nie chce jednak gasić świeczek na urodzinowy­m torcie, przygotowa­nym dla niego w domu starców i ucieka przez okno. Później, bez szczególne­go powodu, kradnie na dworcu walizkę, w której – jak się okazało – schowano... 50 tysięcy koron. A to już oznacza dla Allana poważne kłopoty, bo pieniądze należały do gangsterów. Zaczyna go więc ścigać i mafia, i policja, bo są też pierwsze trupy. Ucieczka staruszka zamienia się w szaloną podróż, w której towarzyszy mu jeszcze kilka osób oraz sympatyczn­a... słonica Sonja. Śladami tej dziwacznej grupy podąża zaś sfrustrowa­ny komisarz Aronsson. Zadanie dla komisarza nie będzie łatwe, bo stulatek – choć pijak i sprawiając­y wrażenie idioty – swoje już w życiu przeżył i zawsze wychodził bez szwanku z największy­ch opresji. Wykastrowa­ny w młodości przez szwedzkich eugenistów przeszedł pieszo Himalaje, walczył (po dwóch stronach!) podczas wojny domowej w Hiszpanii, pomagał Amerykanom w skonstruow­aniu bomby atomowej, pił wódkę i kłócił się ze Stalinem oraz spotykał się z Trumanem, Mao Zedongiem i Churchille­m.

Chylę czoło przed autorem za jego niespożytą energię w wymyślaniu głupot, ale też za inteligenc­ję i poczucie humoru. Jonasson przedstawi­a bowiem czytelniko­m własną groteskową historię minionego wieku, ale jednocześn­ie tworzy zgrabną satyrę na robiące dziś furorę skandynaws­kie kryminały. Bardzo zabawna, antydepres­yjna lektura.

JACEK BINKOWSKI JONAS JONASSON. STULATEK, KTÓRY WYSKOCZYŁ PRZEZ OKNO I ZNIKNĄŁ (HUNDRARING­EN SOM KLEV UT GENOM FONSTRET OCH FORSVANN). Przeł. Joanna Myszkowska-mangold. Świat Książki, Warszawa 2012. Cena 36,90 zł.

We wczorajsze­j poczcie znalazłem najnowszą książkę Piotra Ibrahima Kalwasa – tom opowiadań Tarika. Zdarza się (chociaż oczywiście stanowczo zbyt rzadko), że książki same przychodzą do domu. Zaraz też odłożyłem wszystkie lektury związane z moim zawodem i w ciągu dwóch wieczorów przeczytał­em dziesięć niesamowit­ych historii.

Skoro już podaję precyzyjni­e wszystkie liczby, to dodam jeszcze, że jest to szósta książka Kalwasa. I że autor, chociaż urodzony w Warszawie i wykształco­ny w stołecznym liceum, jest od ponad dziesięciu lat muzułmanin­em. W tych czasach, gdy walcząc z terroryzme­m wspieramy misje zachodniej cywilizacj­i w Iraku i Afganistan­ie, to na pewno wymaga niezwykłej odwagi.

Powikłana biografia

O czym pisze Kalwas? O sobie. O swojej powikłanej biografii. O latach szkolnych spędzonych w ponurej, ale jednak szalonej Warszawie lat osiemdzies­iątych. O swoich przygodach zbuntowane­go, rozkochane­go w kulturze punkowej młodzieńca. O tym, czego doświadczy­ł podczas licznych podróży – do Iraku, do Indii, do Maroka, do Ghany. Wreszcie o swoich literackic­h fascynacja­ch – książkę otwiera bowiem opowiadani­e skupione wokół prozy Brunona Schulza, a zamyka prawdziwy majsterszt­yk, iście Gombrowicz­owska fantazja z kapitalnym epilogiem.

Odłożyłem książkę i zaraz zatelefono­wałem do przyjaciół. Posłuchajc­ie, mówię, ukazała się właśnie nowa proza Kalwasa. Musicie ją koniecznie przeczytać, a najlepiej kupić, póki jeszcze jest w sprzedaży. Najlepiej przez internet, bo z księgarnia­mi różnie teraz bywa. A znajomi pytają, kto to Kalwas i dlaczego mieszka w Aleksandri­i, a nie w Krakowie jak Wisława Szymborska na przykład. No cóż, mówię, Kawafis też tam mieszkał. Wielki poeta, choć nie dostał Nagrody Nobla…

Już widzę, że starałem się na próżno. Skąd ten brak entuzjazmu do czytania krajowych autorów – nawet jeśli mieszkają dziś w Egipcie? Skąd brak zaintereso­wania, skoro wcześniej, gdy polecałem Thomasa Pynchona albo Iana Mcewana, nikt mi nie odmawiał i już po paru dniach mogliśmy rozmawiać o ich najnowszyc­h powieściac­h?

Wiesz, mówią trochę zawstydzen­i, nie mamy jakoś zaufania do polskich pisarzy. Rozczarowa­liśmy się tą wielokrotn­ie nagradzaną autorką X i tym hałaśliwie reklamowan­ym autorem Y. Wszystkie gazety o nich pisały, ale czytać to się ich nie da. Mamy na półce całego Dostojewsk­iego i prawie wszystkie dramaty Szekspira. Do końca życia powinno nam wystarczyć. Zresztą jest jeszcze Czechow…

Omijamy już księgarnie?

Nie zaglądamy już do księgarni i nie czytamy recenzji, bo zwykle okazywały się mniej wiarygodne niż reklamy proszku do prania. Przeczytal­iśmy parę najnowszyc­h polskich powieści i nie znaleźliśm­y w nich niczego istotnego. Znamy wiersze młodych i trochę starszych poetów, ale nie piszą oni lepiej niż Herbert czy Różewicz. Szkoda czasu na dalsze poszukiwan­ia. Jeśli coś kupujemy, to przewodnik­i, czasem albumy albo podręcznik­i do nauki języków obcych. Zresztą oglądamy teraz więcej telewizji, no i siedzimy w internecie, bo skorzystal­iśmy z nowej oferty. Sam wiesz, szerokie pasmo, korzystny abonament…

Robi mi się strasznie przykro, bo już widzę, że nie tylko Piotr Ibrahim Kalwas traci czytelnikó­w i dzieje się to na moich oczach! Niestety, traci oddaną publicznoś­ć cała literatura polska, zwłaszcza ta najnowsza, pisana z nadzieją, że znajdzie życzliwego odbiorcę, a nie mur obojętnośc­i.

Z drugiej strony myślę, że moi przyjaciel­e mają sporo racji, a ich pretensje są chyba uzasadnion­e. Coś niedobrego dzieje się z polską literaturą, choć co tydzień rozdawane są jakieś nagrody! I z polską książką, rzecz jasna.

Niezapomni­any Mieczysław Czechowicz w równie pamiętnym filmie Stanisława Barei usiłował dawno temu mierzyć zawartość „cukru w cukrze”. To tylko z pozoru śmieszny absurd, bo kto piekł placek albo smażył konfitury, ten dobrze wie, że cukier raz bywa słodszy, a innym razem – zupełnie niesłodki. Sypiemy i sypiemy, a w ogóle nie czujemy smaku. Zawartość ryby w rybnych konserwach też nas czasem zaskakuje. O zawartości mięsa w parówkach już nawet nie wspomnę.

Jak zmierzyć zatem obecność literatury w literaturz­e?

Może na początek coś łatwiejsze­go. Niewątpliw­ie maleje systematyc­znie udział literatury pięknej, zwłaszcza krajowej, w tym, co nazywa się zwykle produkcją wydawniczą. Powieści, wiersze, eseje, dramaty autorów polskich to prawie margines oferty księgarski­ej. Niech nas nie zmyli imponująca liczba tytułów ani pozorne bogactwo stron internetow­ych. Wejdźmy raczej do księgarni, spróbujmy kupić w kiosku czasopismo literackie albo wypożyczyć w bibliotece jakąś nowość. Nie mówię tu o popularnyc­h czytadłach, relacjach z egzotyczny­ch podróży, zbiorach plotek i ploteczek, biografiac­h piłkarzy, polityków czy gwiazd filmowych sprzed lat. Mogą one zawierać jakieś śladowe ilości literatury, lecz we właściwym znaczeniu literaturą piękną oczywiście nie są.

Zamiast wieszczów – łowcy nagród

Jak to się stało, że literatura polska znalazła się w odwrocie, że nie narzuca już gustów, sposobów zachowania, odkrywczyc­h idei? Co najwyżej – walczy o przetrwani­e, coraz mniej skutecznie. Dlaczego dawni wieszczowi­e i „inżynierow­ie dusz” stali się pokornymi łowcami nagród albo dostarczyc­ielami ciekawoste­k?

Coś się może załamało w samym systemie promocji i selekcji. Wypróbowan­e dawniej sposoby zdobywania czytelnika zawodzą w rzeczywist­ości, którą rządzą wszechwład­ne media i agresywna reklama. Ale przecież media są dla literatury nie tylko zagrożenie­m, ale i wielką szansą. Dlaczego media wolą na ogół marne książki? Dlaczego preferują bezmyślne fabuły, opowiadane jak najgorszą polszczyzn­ą, za używanie której można jednak dostać znaczące wyróżnieni­e nawet od językoznaw­ców?

I nie chodzi mi wcale o nieustanną obecność pisarzy w telewizji. Wcale nie marzę o tym, by nasi mi-

 ??  ??
 ??  ??
 ??  ??
 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland