Chodzi mi tylko o prawdę
Fragment wywiadu z ks. Tadeuszem Isakowiczem-zaleskim
– (...) Bardzo surowo ocenia Ksiądz prezydenta, którego część Księdza środowiska wynosi niemal na polityczne ołtarze.
– Dla mnie to postać tragiczna. Nie był mężem stanu, nie spełnił pokładanych w nim nadziei, nie wykorzystał siły swojej prezydentury. – Ale jakieś zasługi, Księdza zdaniem, ma? – Upamiętnił Powstanie Warszawskie. I z tego powodu Kresowianie głosowali na niego w 2005 roku. Oni wierzyli wówczas, że jeśli zrobił on tyle dla pamięci o powstaniu, to zaangażuje się też w upamiętnienie ofiary Kresów. Nie mniej istotne było też to, że uhonorował drugi i trzeci, a czasem pierwszy, ale dotąd pomijany, szereg działaczy opozycji. Byłem na wręczeniu Orderów Orła Białego Annie Walentynowicz, Andrzejowi Gwieździe czy biskupowi Ignacemu Tokarczukowi. Sam dostałem Krzyż Komandorski (wcześniej odmówiłem przyjęcia podobnego odznaczenia z rąk Aleksandra Kwaśniewskiego), inni moi przyjaciele Krzyże Kawalerskie. I nie ma co ukrywać, że to był jakiś akt sprawiedliwości. To trzeba mu pamiętać. Ale poza tym miał masę fatalnych posunięć. – Jakich? – Często nie radził sobie z kancelarią. Nie potrafił dobrać sobie współpracowników. Ilu ludzi się tam zmieniło w ciągu tych niespełna pięciu lat prezydentury? Nie radził sobie z mediami, nie był w stanie pozyskać ich sympatii, miał wobec nich wyraźne kompleksy. Nie jestem też w stanie zrozumieć tego, że bracia Kaczyńscy mieli pełnię władzy – jeden był prezydentem, a drugi premierem – i oni potrafili to, z własnej woli, oddać. Samorozwiązanie Sejmu w 2007 roku to zupełnie dramatyczna decyzja.
– Tę Księdza ocenę prezydentury Lecha Kaczyńskiego trudno pogodzić z tym, co myślą o nim ludzie z najbliższego Księdzu środowiska, „Gazety Polskiej”. Dla nich prezydent Kaczyński to ikona wolnej Polski...
– Dla mnie ikoną nie jest. Nie zamierzam prowadzić wojny z tym środowiskiem, ale swoje poglądy mam. I Tomek Sakiewicz, i inni wiedzą, że nie jestem fanem Kaczyńskiego i w jego kanonizacji uczestniczyć nie będę. Nie sądzę też, że prezydent powinien spoczywać na Wawelu. – Dlaczego? – Dlatego, że miejscem pochówku prezydentów II Rzeczypospolitej była Warszawa, a konkretnie Archikatedra św. Jana. Tam spoczywają Ignacy Mościcki i Gabriel Narutowicz. Lech Kaczyński był warszawianinem, prezydentem Warszawy, człowiekiem ściśle związanym z Powstaniem Warszawskim. I całkowicie naturalne byłoby pochowanie go w Warszawie. Niestety mam poczucie, że jeśli tego nie zrobiono, jeśli pochowano go na Wawelu, to dlatego, że już wtedy zaczęto budować jego mit. Uważano, że to przesłoni wszystkie jego błędy.
– Zgadzał się Ksiądz z krytykami tamtej decyzji?
– Nie, dlatego że protestowali oni w skandaliczny sposób, zachowywali się jak hołota. Nie zmienia to jednak faktu, że nie widzę powodu, by prezydent leżał na Wawelu. Jego miejscem po- chówku powinna być Warszawa, stolica Polski. Pytanie też, co z kolejnymi prezydentami, czy ich też będziemy chować na Wawelu? Czy podejmując taką, a nie inną decyzję, nie stworzono nowej tradycji? Czy ktoś w ogóle zadawał sobie takie pytania?
– Odpowiedź jest dość oczywista. Ten prezydent spoczął na Wawelu, bo zginął w trakcie pełnienia obowiązków głowy państwa, w symbolicznym czasie i miejscu. Z innymi, miejmy nadzieję, tak nie będzie.
– Ale Wawel nie jest dla tych, co zginęli. Narutowicz też został zastrzelony, ale nikt nie myślał, żeby pochować go na Wawelu. Tamten akt był głęboko nieprzemyślany i okazał się nietrafiony. – Co Ksiądz sądzi o idei IV RP? – Uważałem i nadal uważam, że III RP, czyli byt zbudowany na Okrągłym Stole, już się przeżył. Nie ma zresztą co ukrywać, że w ogóle jestem przeciwnikiem Okrągłego Stołu. Komunę trzeba było unicestwić raz na zawsze, powołać nowe struktury, a zamiast tego zaczęto tworzyć PRL bis, bez odpowiedzialności za tamte zbrodnie, bez rozliczenia. Esbecy nie tylko nie poszli do więzień, ale znakomicie odnaleźli się w nowej rzeczywistości, przeszli do służb specjalnych, zostali dyplomatami. Wszystko zostało rozmydlone. Nadal nie wiadomo, co jest dobre, a co złe. – Od dawna Ksiądz tak myśli? – Od kiedy po wspomnianej podróży pociągiem do Gdańska powróciłem do polityki.
– A kiedy trwał Okrągły Stół, co o nim Ksiądz myślał?
– Mój świętej pamięci ojciec powtarzał: po pierwsze – nie wierzyć bolszewikom, po drugie – nie wierzyć bolszewikom, po trzecie – nigdy nie wierzyć bolszewikom. Moim zdaniem, teraz mówię to na chłodno, gdyby Okrągły Stół stał się wstępem do unicestwienia władzy bolszewików, to wówczas miałby on sens. Ale on de facto