Naćpany pętak, czyli tłusty kocur
Niewiele dobrego zostanie z politycznego dorobku ostatnich miesięcy. Chociaż rząd wziął się do roboty i zaczął rządzić, w świadomości milionów nieszczęśników, którzy nie mogą się oderwać od telewizorów, pozostanie w pamięci jedynie kilka barwnych bon motów, godnych magla parowego.
Kiedy Leszek Moczulski zwyzywał Millera jak psa, że zrodziła go Polska Zjednoczona Partia Robotnicza, co odczytał jako Płatni Zdrajcy, Pachołki Rosji, a kilka lat później Leszek Miller wyzwał Zbigniewa Ziobrę od zer, byliśmy zażenowani brutalnością tych epitetów. Czegoś takiego w życiu publicznym dotąd nie było, a zaprezentowany styl był nie do zaakceptowania. Dziś stał się czymś normalnym.
Wspominam przeszłość nie dlatego, by potępić zapomnianego Moczulskiego czy Ziobrę wycenić wyżej, niż wycenił go Miller, ale w dobrym towarzystwie nie ma powodu być dosłownym. W dobrym towarzystwie ludzie rozumieją się bez słów. To naturalny efekt kultury osobistej i politycznej edukacji. Jawi się za to pytanie, czy polscy parlamentarzyści to dobre towarzystwo? Wszak widzimy, że z każdą kolejną kadencją jest to towarzystwo coraz bardziej szemrane. I nie ma problemu z kulturą osobistą parlamentarzystów, bo tej już się nie stwierdza. Problem tkwi w powszechnej pogardzie, która kulturę w Parlamencie całkowicie wyparła. Brak szacunku posłów wobec siebie jest normą i nikt nie myśli, że brak szacunku w Parlamencie oznacza brak szacunku dla nas, wyborców.
Przekonał nas o tym ponownie Leszek Miller, który gnębiony rozwijającą się demencją wyzwał posłów Ruchu Palikota od naćpanej hołoty. Nie ma żadnego uzasadnienia dla chamstwa czy agresywnego języka godnego meliny. Bo gdy na tym tle wspomnieć niewinne swary posłanki Grodzkiej Anny czy Biedronia Roberta z ich sejmowymi antagonistami, to cios sztachetą, jaki z trybuny Sejmu Rzeczypospolitej wymierzył lider lewicy, były premier, który wprowadzał Polskę do Unii Europejskiej, jest jego, Millera, nieodwołalną kompromitacją. Upadek umysłowy Millera ilustruje tym samym upadek całej jego lewicowej formacji. Czy dziwić się trzeba premierowi Tuskowi, który odnosząc szefa „Solidarno- ści” Piotra Dudę do „byle pętaka”, że ambitnie utrzymał ten sam poziom co reszta sejmowej ferajny?
Ubóstwo umysłowe polityków idzie w parze z ubóstwem ich języka. Język z kolei kształtuje współczesny wizerunek Polski i Polaków. Inaczej widzą nas cudzoziemcy, inaczej widzimy samych siebie. Deputacja Prawa i Sprawiedliwości w Brukseli, wnosząc do społeczności międzynarodowej apele o pomoc w ustaleniu, kto dokonał zamachu na polski samolot w Smoleńsku, kreśli wizerunek zakompleksionego narodu, który mając przekonanie o swym boskim wywyższeniu, utracił zdolność racjonalnego myślenia. Rwetes podniesiony przez opozycję w kraju, a dotyczący „dark site”, tajnego więzienia amerykańskiego w Starych Kiejkutach, gdzie ponoć torturowano podejrzanych o terroryzm, dowodzi dokładnie tego samego. Polscy politycy utracili właściwości rozumowe.
Polska jest jedynym krajem europejskim, w którym nie ma opozycji. Owszem, są partie prące do władzy jak buldożery, ale nie mają nic wspólnego z cywilizowaną opozycją. PIS przeczy rządowi, bojkotuje prezydenta, nie uznaje prawa, nienawidzi ludzi bogatych, mentalnie reprezentuje myśl polityczną czasów insurekcji kościuszkowskiej. Platforma może w ten sposób rządzić długie lata, stając się gwarantem dla „tłustych kotów”, jak pieszczotliwie określiła ich posłanka Beata Kempa. „Tłustym kotem” jest w Pis-owskim myśleniu każdy Polak, zarabiający tyle co poseł, czyli ponad 10 tysięcy złotych miesięcznie. A przecież to posłowie mogliby dać dobry przykład, by bogacili się wszyscy.
Jak zwykle, kiedy nadchodzą święta kościelne, w sejmowym entourage’u pojawią się duchowni, a posłowie z senatorami wykonają rytualny taniec paradny, słaniając się ku sobie z wielkanocnymi życzeniami. Na chwilę znikną z kuluarów sejmowych tłuste kocury, Anna Grodzka i Marzena Wróbel zgodnie wrąbią poświęconą białą kiełbasę, Miller naćpa się z Palikotem do syta jajkami na twardo, a poszukiwani za urządzenie amerykańskich więzień na Mazurach sami wychłoszczą się rózeczkami.