Precz z wiekiem emerytalnym
Rozmowa z ROBINEM HANSONEM, profesorem ekonomii na George Mason University w Wirginii
– Często rze? – O tak! – Nie za wcześnie? Jest pan przecież dopiero po pięćdziesiątce.
– Źle mnie pan zrozumiał. O własnej emeryturze nie myślę wcale. Podobnie jak wielu moich kolegów akademików zamierzam pracować do końca życia. Myślę o emeryturze jako o koncepcie społecznym, bo widzę coraz wyraźniej, że to jedna z największych i najbardziej fascynujących ekonomicznych zagadek, jakie można sobie wyobrazić. A ja uwielbiam takie łamigłówki.
– Co w niej takiego fascynującego?
– Choćby to, że w ramach nowoczesnych rozwiniętych gospodarek może istnieć tak nieracjonalny z ekonomicznego punktu widzenia mechanizm jak emerytura. W obecnym kształcie jest ona pomysłem absolutnie bezsensownym zarówno dla poszczególnych jednostek, jak i ogółu społeczeństwa.
– Ale przecież emerytura wydaje się najbardziej naturalnym fundamentem współczesnych zachodnich społeczeństw. Najpierw pracujemy, a potem, gdy z powodów biologicznych nie starcza nam już sił, przechodzimy na zasłużony odpoczynek. Wtedy finansujemy się po
myśli pan o
emerytu- części z pieniędzy odłożonych podczas aktywnego zawodowego życia, a częściowo z opłat ściąganych od obecnie pracujących pokoleń.
– Jeśli emerytura była kiedykolwiek fundamentem społeczeństw, to muszą one jak najszybciej poszukać sobie innych podstaw. Wydatki na systemy emerytalne już dziś należą do głównych strukturalnych przyczyn pułapki zadłużeniowej, w jakiej znalazły się zachodnie gospodarki. Najpóźniej w czasie obecnego kryzysu większość krajów rozwiniętych doszła do granic dalszego zadłużania się, a równoważenie budżetów stało się dla całego Zachodu kwestią ekonomicznego przetrwania. Taki stan rzeczy mamy już dziś, a przecież wszyscy wiemy, że sytuacja jeszcze się pogorszy. Wiadomo, że w ciągu następnych dekad liczba osób w wieku produkcyjnym będzie systematycznie spadała. Jednocześnie zastępy tych, którzy przekroczą wiek emerytalny i zaczną z tego tytułu czerpać ze wspólnej kasy, będą stale rosły. W jeszcze dłuższym okresie nie można też wykluczyć dalszych postępów medycyny i techniki, które jeszcze bardziej przesuną średnią długość życia, upodabniając człowieka do domu czy samochodu, a więc dóbr, które mogą trwać i trwać, jeżeli ktoś jest gotowy inwestować w części zamienne. W związku z tymi zjawiskami trwanie na obecnym kursie wydaje się nieuchronną drogą w kierunku niewypłacalności.
– Dlatego debata o podwyższeniu wieku emerytalnego już się rozpoczęła. Również w Polsce.
– Tylko że wszystkie dyskusje są obciążone jedną zasadniczą skazą: są tylko i wyłącznie majstrowaniem przy ciągle tym samym nieracjonalnym z ekonomicznego punktu widzenia koncepcie. – To co robić? – A może by tak w ogóle zlikwidować emerytury w obecnym kształcie?
– I co w zamian? Praca do grobowej deski?
– To nie takie proste, ale alternatywa istnieje. Jest tylko dosyć złożona. Trzeba by jednak zupełnie inaczej ułożyć model pracy na przestrzeni całego życia.
– To intrygujące. śnić.
– Zacznijmy od końca. Trudno się nie zgodzić, że jest taki okres pod koniec życia, kiedy człowiek rzeczywiście w ogóle nie jest już w stanie pracować. Statystyki pokazują, że to jednak nie więcej niż dwa, maksimum pięć lat poprzedzających śmierć. Rozsądne społeczeństwo powinno więc zatroszczyć się o ludzi na tym etapie życia. Ale taka emerytura musi być jednak ściśle powiązana ze stanem zdrowia i zdolnością do pracy każdego z nas, a nie tylko tym, że ktoś skończył 60, 65 czy 70 lat. Mechanizm powinien działać tak samo jak ubezpieczenie na wypadek choroby. Trudno przecież domagać się wypłaty polisy, gdy czujemy się dobrze. Jestem sobie w stanie wyobrazić nowoczesne społeczeństwo bez powszechnego systemu emerytalnego, za to z czymś w rodzaju renty na wypadek niezdolności do pracy. Jeżeli z kolei założyć, że taki system działa sprawnie i sprawiedliwie – nieważne, czy w formie ubezpieczeń prywatnych, czy publicznych – istniejąca równolegle do niego klasyczna emerytura staje się nagle kłującym w oczy nonsensem. Niczym więcej jak wmawianiem ludziom, że po osiągnięciu pewnego wieku mają prawo do niepracowania, nawet gdy są do tego zdolni.
– Załóżmy, że wiek emerytalny zostaje zniesiony i każdy pracuje tak długo, jak pozwala mu zdrowie. Czy siedemdziesięciolatkowie nie wpadną wtedy w zawodową czarną dziurę? Z jednej strony nie będą mieli prawa do emerytury, z drugiej nie będą w stanie konkurować na rynku pracy i skończą jako bezro-
Proszę
wyja- botni. Proszę sobie wyobrazić, że o to samo stanowisko konkurują czterdziesto- i siedemdziesięciolatek. Kogo pana zdaniem wybierze pracodawca?
– To nieprawda, że siedemdziesięciolatek nie może konkurować na rynku pracy. Może zwiększyć swoje szanse, na przykład godząc się pracować taniej niż czterdziestoletni konkurent.
– To może być dla niego trudne do zaakceptowania.
– Zdaję sobie sprawę, że to wielki psychologiczny problem dotykający nawet nie tyle kwestii finansowych, ile problemu statusu społecznego. Niskie wynagrodzenie zazwyczaj nie przeszkadza nam, gdy jesteśmy młodzi. Młody pracownik zazwyczaj daje z siebie dużo więcej, niż się od niego wymaga. Wie pan dlaczego?
– Bo jako młodzi ludzie zakładamy, że nasz status będzie rósł w miarę rozwoju kariery.
– No właśnie. To przekonanie ma jednak poważne negatywne konsekwencje. Po osiągnięciu pewnego progu zarobków niechętnie przystajemy na obniżki poborów lub przeniesienie na mniej odpowiedzialną posadę. Konieczność powrotu na szeregowe stanowisko po tym, jak raz było się już szefem, jest postrzegane jako trudna do zaakceptowania degradacja. To z powodu tych psychologicznych blokad osoby starsze, których wydajność zaczyna się obniżać, są często zwalniane lub wypychane na emeryturę. Nie chodzi o to, że nie ma dla nich miejsca albo brakuje zapotrzebowania na ich kompetencje. Rzecz w tym, że pracodawca nie lubi kłopotów. Nie chce niezadowolonego pracownika. Pozbywa się go, bo chce uniknąć nieprzyjemności związanych z obniżeniem jego statusu. Tak samo jest zresztą w czasie recesji. Wysokie bezrobocie nie oznacza zazwyczaj, że w gospodarce jest wówczas faktycznie aż tak znacząco mniej pracy. Pracodawcy wolą jednak zwolnić, zamiast negocjować obniżanie pensji i ryzykować bunt na pokładzie.
– Jak wyjść z tej statusowej pułapki?
– Wystarczy przekonać dzisiejszych trzydziesto-, czterdziestolatków, by zaakceptowali nowe podejście do kariery zawodowej. Jeśli pogodzą się z tym, że ich status zawodowy nie będzie rósł przez całe życie, nowy model emerytalny ma szansę zadziałać.