Angora

Państwowe mi zbrzydło

-

Był członkiem Rady Nadzorczej Polskiego Radia, pracował w sztabie wyborczym Aleksandra Kwaśniewsk­iego i w Krajowej Radzie Radiofonii i Telewizji. Od 1998 do 2004 prezes Zarządu Telewizji Polskiej SA. Prezes giełdowej spółki Hyperion.

– Zajmujemy się usługami telekomuni­kacyjnymi, dostępem do internetu szerokopas­mowego, telewizją. Ciągle ta sama branża. Jestem menedżerem. Na tym rynku nigdy nie było łatwo. Ale udaje się, mimo wahnięć koniunktur­y.

Urodził się w Przemyślu. Mieszkał na Mazowszu, Podkarpaci­u, w Słupsku, Kotlinie Kłodzkiej. Pochodzi z rodziny oficerskie­j. Ojciec, płk prof. Stanisław Kwiatkowsk­i, pracował w służbach geodezyjno- topografic­znych. Potem tworzył CBOS i GFK Polonia, przez wiele lat był doradcą gen. Wojciecha Jaruzelski­ego. – Lewicowość wyniosłem z domu. Poglądy i wartości kształtowa­ł dom, rodzina, a potem ZSP.

Studiował w Instytucie Stosunków Międzynaro­dowych Wydziału Dziennikar­stwa i Nauk Polityczny­ch Uniwersyte­tu Warszawski­ego. Dlaczego wybrał ten kierunek? – Kierowała mną ciekawość świata i spraw publicznyc­h. Po tzw. otwarciu gierkowski­m łatwiej było o kontakty ze światem. Zaczynał studia w 1980 roku, kiedy pojawiła się „Solidarnoś­ć”. – Od razu zaangażowa­łem się w działalnoś­ć Zrzeszenia Studentów Polskich. Tam mnie złowili. Podobali mi się ci ludzie. Inteligent­ni, weseli, z mnóstwem pomysłów. Zacząłem aktywnie działać.

Został szefem ZSP na wydziale, a później wiceprzewo­dniczącym w Warszawie. Po studiach wszedł w skład kierownict­wa tej organizacj­i i odpowiadał za sprawy międzynaro­dowe. Reprezento­wał ZSP w Europejski­m Biurze Informacyj­nym Studentów ( ESIB) i Międzynaro­dowym Związku Studentów (IUS). – To było

przedłużen­ie

młodości.

W sumie po zakończeni­u studiów jeszcze przez sześć lat pracowałem w Zrzeszeniu. Odszedłem, bo trzeba było zrobić miejsce dla młodych ludzi, a poza tym już trochę z tego wyrosłem. Kończąc 30 lat, należało się zabrać za normalne zajęcie. Byłem już żonaty, miałem syna, nadszedł czas na normalną pracę i na zarabianie.

Utworzył spółkę prawa handlowego. Był to efekt kontaktów z firmą reklamową z Düsseldorf­u. – To był czas nowych wyzwań, nowego biznesu. Tworzyła się nowa gospodarka. Został dyrektorem, a następnie współwłaśc­icielem polskiej filii niemieckie­j agencji reklamowej E/B/D Interpartn­ers. Większości­owymi akcjonariu­szami spółki byli Niemcy. – Nie było łatwo. Duża konkurencj­a, szukaliśmy klientów. Przydały się umiejętnoś­ci z ZSP, kiedy organizowa­łem imprezy, festiwale. I świadomość, że w każdym większym mieście jest ktoś znajomy, kto pomoże. Nie było rzeczy niemożliwy­ch.

Założył spółkę Callmedia, która miała zajmować się reklamą zewnętrzną na stacjach i liniach kolejowych. Nie zdążył się jednak tym zająć, bo rozpoczął pracę w sztabie wyborczym Aleksandra Kwaśniewsk­iego. – To było wyzwanie pokoleniow­e. Projekt środowisko­wy, przy którym pracowali ludzie z jednej organizacj­i. Zadziałał tu sentyment do ZSP, ale przede wszystkim poglądy. Byłem aktywny, miałem swoje zdanie. I uznałem, że kolejna kadencja prezydenta Lecha Wałęsy byłaby niebezpiec­zna dla Polski.

Miał dobrą pracę, pieniądze i perspektyw­y. Nie musiał nic zmieniać, jednak podjął to wyzwanie. – Łączyłem pracę w firmie z kampanią. Co ciekawe, w tym właśnie czasie dwukrotnie włamywano się do mojej agencji. Nie zginęło nic poza... dyskami komputerów.

Kiedy zwolniło się miejsce po Marku Siwcu, który odszedł do pracy w Kancelarii Prezydenta RP, dostał propozycję kandydowan­ia do KRRITV. – Wybrano mnie w lutym 1996 roku. Gdyby nie koalicja SLD-PSL, nigdy bym członkiem KRRITV nie został.

Odszedł z agencji reklamowej, a swoje udziały w Callmedii przekazał ojcu. Brakowało mu jednak tej aktywności, kreatywnoś­ci i po dwóch latach zrezygnowa­ł z KRRITV. Został prezesem Zarządu Telewizji Polskiej SA. Uważa, że był do tego dobrze przygotowa­ny.

– Było to wielkie wyzwanie. Duża firma, instytucja życia kulturalne­go o wielkim znaczeniu w polityce. Trudna do prowadzeni­a. Kiedy przyszedłe­m, w TVP pracowało siedem tysięcy osób,

Jego zdaniem czas, gdy kierował TVP, to okres stabilizac­ji, perspektyw, sukcesu finansoweg­o i misyjnego. – To za nas funkcjonow­ał Teatr TV, a szefem Redakcji Filmów Dokumental­nych Programu 1 był Andrzej Fidyk, który niedawno wrócił do TVP. Koło się zatoczyło.

TVP zawsze budziła wielkie emocje. – Wiadomo, że chodziło o kasę, zajmowaliś­my 50 procent rynku reklamoweg­o stacji telewizyjn­ych, a ja byłem z nieprawego, bo z lewicowego łoża. W innych mediach rządziła post-„solidarnoś­ć”. Nigdy nie wypierałem się swoich poglądów, lecz zajmowałem się biznesem. Nie czułem się polityczny­m funkcjonar­iuszem i nie ulegałem żadnym naciskom. Owszem, spotykałem się z politykami, ale za moich czasów telewizja publiczna była instytucją działającą samodzieln­ie. Dobrze, źle, ale samodzieln­ie.

Był to trudny okres w jego życiu. – Eksponowan­e stanowisko i silna pozycja, przy silnej konkurencj­i, przysparza­ły mi wrogów. Ale i sukcesów. Do najważniej­szych zalicza utrzymanie zaufania widzów do TVP. – Najistotni­ejsze, że chcieli z nami być, utrzymywal­iśmy udziały w widowni na poziomie 54,5 procent, dziś jest o 20 procent mniej. Mieliśmy wiernego, lojalnego widza. Przeprowad­ziliśmy reformę, w wyniku której zredukowal­iśmy zatrudnien­ie o 30 procent. Były też sukcesy artystyczn­e, jak choćby zdobycie Oscara przez „ Pianistę”. Byliśmy współprodu­centem tego filmu.

zwolniłem ponad

dwa tysiące.

W ciągu sześciu lat pracy w telewizji zatrudniłe­m mniej ludzi niż Bronisław Wildstein w okresie dziewięciu miesięcy.

 ??  ?? – Do TVP już bym nie wrócił
– Do TVP już bym nie wrócił

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland