Angora

Na jakiś czas musiałam sprzedać duszę diabłu

- Tekst i fot.: TOMASZ GAWIŃSKI (23. III.)

A porażki? – Największy­m błędem, paradoksal­nie, był fakt, że

byłem za mało polityczny.

Za mało występował­em publicznie i przekonywa­łem do naszych pomysłów. Niestety, nie udała się też nowelizacj­a Ustawy o radiu i telewizji, która zakończyła się aferą Rywina, czego efekty widzimy i odczuwamy do dzisiaj. Trzeciej porażki już nie znajdę.

Odchodził z TVP w przekonani­u, że nie udało się wypełnić zadania do końca. – Chciałem uruchomić dwa kanały tematyczne: newsowy, na który wcześniej nie zgodził się minister skarbu, i dla dzieci. Zależało mi też na załatwieni­u sprawy abonamentu.

Z funkcji prezesa TVP został odwołany w połowie drugiej kadencji, w czasie rządów Leszka Millera. – Kraj owładnęła afera Rywina. Wobec mnie też pojawiły się zarzuty. Potrzebowa­łem czasu na oczyszczen­ie, co potem zresztą nastąpiło. Wtedy jednak nikt nie słuchał, a odpryski afery leciały na oślep i raniły.

Do odejścia przygotowa­ł się dość starannie. – Chciałem zająć się działalnoś­cią piarowsko-reklamową. Dołączyłem do firmy kolegi. W Grupie Doradztwa Strategicz­nego pracował do 2007 roku jako wiceprezes, a później prezes zarządu. – To były już czasy rządów PIS. Ciężki okres. Ale w porównaniu z orką w TVP miałem mnóstwo czasu.

– Kiedy człowiek szybko wdrapie się na szczyt, to potem z tej wysokiej drabiny ciężko się schodzi. To nie był upadek, lecz zmiana szczebla. Najważniej­sze, że na prywatny. Państwowe mi zbrzydło. Miałem spokój, czas i pieniądze.

W 2009 roku został prezesem firmy telekomuni­kacyjnej Hawe SA. – Uznałem, że to ciekawe wyzwanie, moja branża, ale i nowe doświadcze­nie. Więc w to wszedłem. I nie żałuję. Po dwóch latach właściciel­om zmienił się pomysł na firmę. Rozstaliśm­y się w zgodzie. Dostałem trzy propozycje. Wybrałem spółkę Hyperion.

Do TVP już by nie wrócił. – To niewdzięcz­na i ciężka praca. Wspominam ją raczej jako obowiązek, a nie przyjemnoś­ć. Teraz pracą mogę się bawić. Biznes jest biznes. Jasne kryteria, wiadomo, o co chodzi. Nie oznacza to jednak, że niebawem nie znajdę się w innym miejscu. Ale taki jest świat. I dobrze się w nim czuję.

Właśnie wrócił z nart z włoskich Dolomitów. – Wyjeżdżam tak od wielu lat z całą rodziną. Słońce, wspaniałe widoki. Fantastycz­ny, potrzebny relaks...

togaw@tlen.pl

Drodzy Czytelnicy, zapraszamy Was do redagowani­a „Ciągu dalszego”. Prosimy o nadsyłanie na adres redakcji propozycji dotyczącyc­h tego, o czym chcielibyś­cie przeczytać.

Anna Golędzinow­ska urodziła się 22 październi­ka 1982 roku wwarszawie. Jako młoda dziewczyna szybko weszła w konflikt z prawem. W wieku 16 lat wyjechała do Włoch. Chciała zostać modelką, a została wywieziona do domu publiczneg­o. Cudem udało jej się uciec. Nauczyła się języka i dopięła swego. Zatrudniał­y ją najlepsze agencje mody. Uzależniła się od kokainy, wyszła jednak z nałogu. Zmieniła pracę, napisała książkę „Ocalona z piekła” i się nawróciła. Zamieszkał­a w klasztorze.

Michał Olszański: – Był czas, że była pani bardzo daleko od jakiejkolw­iek wiary...

Anna Golędzinow­ska: – Kiedy widziałam księży i siostry zakonne, to miałam ochotę do nich strzelać z dubeltówki, a kiedy widziałam kościół, przechodzi­łam na drugą stronę. Nienawidzi­łam kościoła i księży, bo wiedziałam, że oprócz tego, że dzieje się tam wiele dobrego, to jednak jest w nim dużo złego i o tym się nie mówi. Jakbyśmy wszyscy byli głupi i mieli klapki na oczach. Teraz poznałam drugą stronę i myślę, że nie mamy prawa sądzić in- nych. Oni także są ludźmi, którzy popełniają błędy.

– Pani także popełniała błędy jako dziewczyna. Czy to kwestia rodziny, w której pani żyła?

– Mój tata umarł, kiedy miałam 10 lat. Dobrał się do mnie pewien pan. Nienawidzi­łam ojca, bo umarł, i nienawidzi­łam matki, gdyż była. Nie chodziłam do szkoły, uciekałam z domu. Byliśmy biedną rodziną. Widziałam, jak moje koleżanki dostawały lalki Barbie i inne fajne rzeczy, a ja nie mogłam tego mieć. Zaczęłam postępować jak Robin Hood. Odbierałam bogatym i dawałam biednym, ale tą biedną osobą byłam ja. To nie był zbyt fajny okres. Skończyłam zawodówkę, potem przeniosła­m się do prywatnego liceum. Tego jednak nie ukończyłam, bo wyjechałam do Włoch.

Seria życiowych wpadek

– Jak to się stało, że pani wyjechała? – Znajomi powiedziel­i, że mają znajomych, którzy organizują casting do agencji modelek w Warszawie. Poszłam, wygrałam i pojechałam do Włoch. Miałam pracować w agencji w Mediolanie. Jednak nigdy tam nie dojechałam. Wysłali mnie do Turynu i zamknęli w garażu, w takim lokalu III kategorii. Zabrali mi dokumenty.

– Kto oszukał? Ci w Polsce, czy ci za granicą? A może to była współpraca?

– To była współpraca. Po dziewięciu latach zeznawałam w Polsce przeciwko tym osobom, które wysłały mnie do Włoch. We Włoszech natomiast była inna organizacj­a, gdzie nawet policja była w to zamieszana, bo inspektor bawił często w tym lokalu. Współpraco­wał w przewożeni­u dziewczyn na sprzedaż.

– 16-letnia, ładna, zgrabna dziewczyna trafia do piekła. Była pani także zgwałcona…

– Któregoś dnia powiedziel­i mi, że jakiś klient chce mnie zabrać na dyskotekę. Cały czas siedziałam w tym garażu, ucieszyłam się więc, że gdzieś wyjdę. Kiedy wracaliśmy, on się zatrzymał na trasie i zrobił to, co chciał. Bałam się nawet uciec, bo myślałam, że może mnie przejechać i zostawić. Nikt by mnie nawet nie szukał. Nie miałam dokumentów. Gdyby znalazła mnie policja, skwitowała­by to słowami: O znowu jakaś cudzoziemk­a, która się tu prostytuuj­e.

– Nie zgłosiła pani tego policji i wróciła do klubu? – Odwieźli mnie. – Długo pani tam pracowała jako prostytutk­a?

26

 ?? Fot . Forum ??
Fot . Forum

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland