Właściwa droga
wałam w telewizji, moją uwagę zwrócił mężczyzna, który cały czas wysyłał SMS-Y i pozdrawiał Anię. To był jakiś Paolo. Kiedy skontaktowaliśmy się na Facebooku i zaczęliśmy się spotykać, wówczas przypomniał mi o tych dwóch historiach.
– Ale wiedziała pani od początku, że to siostrzeniec samego premiera?
– Dopiero po kilku miesiącach. Byłam z nim na kilku kolacjach i on zawsze szedł z ochroniarzami. Myślałam, że to pewnie jakiś głupek. Widział mnie w telewizji i chce zaszpanować. Poprosił pewnie kolegów, by grali rolę ochroniarzy, a to naprawdę były osoby, które miały go strzec.
– To mężczyzna z wysokiej półki. Czuła się pani doceniona, mając takiego narzeczonego?
– On więcej skorzystał na tej znajomości ze mną niż ja. Właśnie umarła jego matka, siostra premiera. Paolo był w bardzo złej formie, a ja byłam jedną z niewielu osób, które przy nim były. Dałam mu wsparcie.
– A sam Berlusconi. Dużo czasu z nim pani była?
– Często go widywałam. Chodziliśmy razem do teatru. Bywałam u niego w domu.
– Wciągnął panią w aferę bunga-bunga?
– Jako dziewczyna siostrzeńca propozycji oczywiście nie miałam. Niestety, niemiły epizod z samą sprawą też mnie nie ominął. Jej główna bohaterka Ruby jeszcze przed skandalem pisała do mnie, że bardzo mi zazdrości, że nie ma znajomych i inne tego typu rzeczy.
Kiedy wybuchł skandal, zadzwoniłam do niej i radziłam, by trzymała się z daleka od pewnych osób, bo jest tylko pionkiem w grze dorosłych ludzi. Te moje rozmowy i SMS-Y zostały opublikowane we wszystkich włoskich gazetach. Poczułam się taka trochę zgwałcona przez system. Nie miałam z tą sprawą nic wspólnego, a oni podsłuchiwali moje rozmowy i opublikowali je.
– Kiedy napisałam książkę „Ocalona z piekła”, spotkałam się z włoskim wydawcą. Było to dwa lata temu. Po dwóch godzinach rozmowy zdecydował się ją wydać. Byłam zaskoczona, bo to się nigdy nie zdarza. Czeka się na takie decyzje miesiącami, a on mówi od razu „tak”. Postawił mi jednak warunek, że muszę pojechać z nim do Medjugorie. Pomyślałam: facet wydaje moją książkę, zrobię mu łaskę i pojadę. Nigdy wcześniej tam nie byłam. Podobno od 30 lat tam Matka Boska się ukazuje, ale mnie to nic nie obchodziło.
On twierdził, że po wizycie w miejscu wielu pielgrzymek będę chciała coś zmienić w swej książce. I okazało się, że miał rację.
Wchodząc na górę, usłyszałam głos, który do mnie mówił: Jak nie wejdziesz na szczyt, nie dowiesz się, po co tu przyjechałaś. Popatrzyłam dookoła siebie na te wbiegające z różańcami po kamieniach starsze panie i pomyślałam, że też dam radę. Na górze usłyszałam znów ten sam głos, który mówił, iż muszę wybaczyć wszystkim, którzy mnie skrzywdzili. Same otworzyły mi się nagle usta i powiedziałam tylko dwa słowa: „Wybaczam wam”. A wtedy poczułam, jak moje serce zrobione z kamienia rozleciało się na tysiące kawałków i poczułam ogromną ulgę.
Kiedy wróciłam do Włoch, zadzwoniłam do wydawcy i powiedziałam, że teraz mogę swoją książkę wyrzucić do śmieci, bo w Medjugorie udało mi się narodzić na nowo.
Napisałam książkę prawie na nowo. Nie było już w niej nienawiści, a przebaczenie i miłość. – Co dalej z pani życiem? – Wróciłam do Mediolanu i popadłam w depresję. Siedziałam cztery dni w łóżku i nawet się nie myłam. Zadałam jednak pytanie: Jezusie, słuchaj, ja nie wiem, czy w ciebie wierzyć, czy nie. Nie wiem, czy istniejesz. Powiedz, czy mam w ciebie uwierzyć? Wtedy usłyszałam głos, który mówił, bym poszła do kościoła. Po raz pierwszy nikt mnie nie zmuszał, a ja poszłam sama. Kiedy wchodziłam do kościoła, uzyskałam odpowiedzi na wszystkie pytanie. Kiedy wierzysz, nie zadajesz pytań. Po prostu wierzysz.
Pewnego dnia znów zadzwoniłam do wydawcy i powiedziałam mu, że albo wyjadę, albo rzucę się przez okno. Pomógł mi i znalazł miejsce w oazie, pokoju u sióstr zakonnych i jestem tam już od dziewięciu miesięcy. Zostawiłam wszystko. Sprzedałam samochód, mieszkanie. – A Paolo? – Od dziewięciu miesięcy czeka, aż wrócę. Trzy razy był już u mnie. Nie nawrócił się, ale za to nawrócił się jego ochroniarz. Może z czasem i on uwierzy? Jak nie, to trudno.
– Rozważa pani taką ewentualność, żeby resztę życia spędzić w klasztorze?
– Może i tak będzie. Jeśli Pan Bóg będzie chciał, bym tak zrobiła, to jestem otwarta na wszystko.
– Ale także może pani wrócić do życia?
– Tak. Parę osób mnie pytało, czy zostawiłam otwartą furtkę, by móc wrócić. Zostawiłam ją otwartą, ale nie dla siebie, tylko dla tych osób, które zostawiłam w tym dawnym życiu, by mogły one przyjść do mnie.