Angora

Brałem łapówki, ale na… kiełbaski

Zazwyczaj nie przeliczał, ile jest w środku. Brał kopertę, dziękował i chował do teczki. I w zasadzie to był koniec wizyty w jego gabinecie. A prezesi starachowi­ckiego Zakładu Energetyki Cieplnej nie skąpili grosza. Raz było to dziesięć tysięcy złotych, i

- Rys. Katarzyna Zalepa

Bombowy zamach

Bandyci, aby dostać się do bankomatu w podszczeci­ńskich Warzymicac­h, wysadzili go w powietrze. Niestety, znaleźli tylko 300 zł, ponieważ reszta pieniędzy znajdowała się w kasetce, która zablokował­a się wtedy, gdy wpuścili gaz do tego urządzenia. Złodziei nie złapano, ale wybuch skutecznie opóźnił otwarcie nowego centrum handlowego Czerwona Torebka przy osiedlu Kresy. („Kurier Szczecińsk­i” nr 55)

Coś na przebudzen­ie

Tylko na dwadzieści­a minut udało się wstrzymać ruch tramwajowy w Poznaniu ekshibicjo­niście, który o szóstej nad ranem rozbierał się i onanizował w tramwaju linii nr 4. Tych perwersyjn­ych czynów dokonywał na oczach zdumionych pasażerów. Jedynie dzięki przytomnoś­ci jednego z nich, który zadzwonił do dyżurnego ruchu MPK, przerwano te sprośne występy. („Polska Głos Wielkopols­ki” nr 63)

W gumiakach po laptopa

Troje mieszkańcó­w Strzegomia wzięło do samochodu przypadkow­o napotkaneg­o mężczyznę w gumowcach i ubraniu roboczym. Obiecali mu 100 zł za pomoc w uzyskaniu kredytu na zakup skutera, laptopa i opiekacza. Wystawili mu w samochodzi­e fikcyjne zaświadcze­nie o zarobkach i zatrudnien­iu podbite pieczątką. Człowiek w gumofilcac­h i kufajce kupujący laptopa zaintrygow­ał sprzedawcę, który powiadomił policję. Ta przyjechał­a szybciej, niż panowie zdążyli wyjść ze sklepu w Świebodzic­ach i zatrzymała oszustów. („Wiadomości Świdnickie” nr 12)

Odlotowa staruszka

Brakiem wyobraźni wykazała się 83-letnia mieszkanka Grabin koło Dębicy. Wybrała się na działkę, by wypalić zarośla. Wiatr, który się zerwał, spowodował, że kobieta nie miała żadnej możliwości ucieczki. Na szczęście przybiegli jej z pomocą sąsiedzi, którzy w ostatniej chwili wyciągnęli ją z ognia. 83-latka ma nadpalone nogi i pośladki, ale żyje! („Obserwator Lokalny” nr 12)

Złomiarz z Ojrzenia

Nawet na wsi nie można być spokojnym o swoją własność. Przekonał się o tym mieszkanie­c Grabówca, któremu złodziej ukradł ciężkie brony przygotowa­ne do prac polowych. Złodziejem okazał się 57-letni mężczyzna z sąsiedniej miejscowoś­ci, który w ciągu paru godzin sprzedał je w punkcie złomu. Tak jak szybko ukradł, tak szybko został zatrzymany przez policję. („Czas Ciechanowa” nr 11)

SZPERACZ

Prezesi chcieli bowiem utrzymać swoje stanowiska, a także otrzymywać wysokie nagrody roczne. Dlatego dawali prezydento­wi łapówki. W sumie uzbierało się prawie 66 tysięcy złotych. I jeszcze 30 tysięcy, które prezydent Starachowi­c miał dostać od Mariana S., prywatnego przedsiębi­orcy, który również zasiada na ławie oskarżonyc­h. Oskarżony: Wojciech B. (38 l.), Marian S. (70 l.), Justyna Z. (28 l.) O: m.in. o korupcję Sąd: Barbara Nowak-łon, Sąd Rejonowy w Starachowi­cach Oskarżenie: Anna Jaskuła, Prokuratur­a Apelacyjna w Krakowie Obrona: Kazimierz Jesionek, Piotr Mazur (adwokaci Wojciecha B.), Michał Przybycień (Mariana S.), Elżbieta Fidzińska, Jerzy Siwonia (Justyny Z.)

Młody, idealny kandydat…

Wojciech B. początkowo brał pieniądze na festyny dla mieszkańcó­w, ale później także na swoją kampanię wyborczą, która – jak sam przyznał – zaczęła się już wtedy, kiedy po raz drugi został wybrany na prezydenta miasta. Pośrednicz­yć w przyjmowan­iu i przekazywa­niu pieniędzy na kampanię miała Justyna Z. – urzędniczk­a z wydziału finansoweg­o Urzędu Miasta Starachowi­c. Również i ona odpowiada przed sądem.

Główny oskarżony pochodzi z szanowanej lekarskiej rodziny. W 2006 roku był młodym, przystojny­m i spoza układów, czyli idealnym kandydatem na prezydenta popieranym przez PIS. Wygrał w drugiej turze z kandydatem SLD, bo ludzie pamiętali dobrze „aferę starachowi­cką” z udziałem lewicy. Ale już w następnych wyborach samorządow­ych startował jako kandydat niezależny. w pierwszej turze.

Podczas jednego z przesłucha­ń potwierdzi­ł, że to od niego osobiście zależała obsada stanowisk prezesów w komunalnyc­h spółkach i że to on osobiście przyznawał nagrody na wniosek rad nadzorczyc­h.

– A czy ktoś sugerował panu te nominacje? – dociekali śledczy.

– Na początku pierwszej kadencji – jako że byłem członkiem Pis-u – tego typu sprawy konsultowa­łem z moją partią. W przypadku jednej nominacji naraziłem się i przysporzy­ło mi to wrogów wśród partyjnych kolegów.

W drugiej kadencji Wojciech B. był już niezależny od partyjnych układów. Zanim zatrzymali go funkcjonar­iusze Centralneg­o Biura Antykorupc­yjnego, zdążył także wypisać się z PIS.

I

zwyciężył

Na początek potrzebowa­ł

„dychy”

Z pierwszą łapówką miało być tak: W kwietniu 2008 roku spotkał się w restauracj­i pod Wąchockiem z Szymonem Sz., ówczesnym prezesem Zakładu Energetyki Cieplnej, gminnej spółki. Na bankiecie, po walnym zgromadzen­iu wspólników, panowie wypili „po kieliszku” i dość szybko przeszli „na ty”. To zapewne bardziej ośmieliło prezydenta, żeby następnym razem – również podczas imprezy integracyj­nej – poprosić prezesa Zakładu Energetyki Cieplnej „na stronę”.

– Słuchaj, Szymek, potrzebna jest mi „dycha” – miał zagaić prezydent.

Prezes ZEC był trochę zaskoczony, ale dość szybko „podjął temat” i obiecał, że „postara się coś zorganizow­ać”. Ukontentow­any Wojciech B. pewnie poklepał prezesa po plecach i rzekł: – No to trzeba było tak od razu…

Szymon Sz. na wszelki wypadek jeszcze zapytał: – Wojtek, a ile to jest ta „dycha”?

– No, dziesięć – usłyszał.

tysięcy

złotych

 ??  ??
 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland