Brałem łapówki, ale na… kiełbaski
Zazwyczaj nie przeliczał, ile jest w środku. Brał kopertę, dziękował i chował do teczki. I w zasadzie to był koniec wizyty w jego gabinecie. A prezesi starachowickiego Zakładu Energetyki Cieplnej nie skąpili grosza. Raz było to dziesięć tysięcy złotych, i
Bombowy zamach
Bandyci, aby dostać się do bankomatu w podszczecińskich Warzymicach, wysadzili go w powietrze. Niestety, znaleźli tylko 300 zł, ponieważ reszta pieniędzy znajdowała się w kasetce, która zablokowała się wtedy, gdy wpuścili gaz do tego urządzenia. Złodziei nie złapano, ale wybuch skutecznie opóźnił otwarcie nowego centrum handlowego Czerwona Torebka przy osiedlu Kresy. („Kurier Szczeciński” nr 55)
Coś na przebudzenie
Tylko na dwadzieścia minut udało się wstrzymać ruch tramwajowy w Poznaniu ekshibicjoniście, który o szóstej nad ranem rozbierał się i onanizował w tramwaju linii nr 4. Tych perwersyjnych czynów dokonywał na oczach zdumionych pasażerów. Jedynie dzięki przytomności jednego z nich, który zadzwonił do dyżurnego ruchu MPK, przerwano te sprośne występy. („Polska Głos Wielkopolski” nr 63)
W gumiakach po laptopa
Troje mieszkańców Strzegomia wzięło do samochodu przypadkowo napotkanego mężczyznę w gumowcach i ubraniu roboczym. Obiecali mu 100 zł za pomoc w uzyskaniu kredytu na zakup skutera, laptopa i opiekacza. Wystawili mu w samochodzie fikcyjne zaświadczenie o zarobkach i zatrudnieniu podbite pieczątką. Człowiek w gumofilcach i kufajce kupujący laptopa zaintrygował sprzedawcę, który powiadomił policję. Ta przyjechała szybciej, niż panowie zdążyli wyjść ze sklepu w Świebodzicach i zatrzymała oszustów. („Wiadomości Świdnickie” nr 12)
Odlotowa staruszka
Brakiem wyobraźni wykazała się 83-letnia mieszkanka Grabin koło Dębicy. Wybrała się na działkę, by wypalić zarośla. Wiatr, który się zerwał, spowodował, że kobieta nie miała żadnej możliwości ucieczki. Na szczęście przybiegli jej z pomocą sąsiedzi, którzy w ostatniej chwili wyciągnęli ją z ognia. 83-latka ma nadpalone nogi i pośladki, ale żyje! („Obserwator Lokalny” nr 12)
Złomiarz z Ojrzenia
Nawet na wsi nie można być spokojnym o swoją własność. Przekonał się o tym mieszkaniec Grabówca, któremu złodziej ukradł ciężkie brony przygotowane do prac polowych. Złodziejem okazał się 57-letni mężczyzna z sąsiedniej miejscowości, który w ciągu paru godzin sprzedał je w punkcie złomu. Tak jak szybko ukradł, tak szybko został zatrzymany przez policję. („Czas Ciechanowa” nr 11)
SZPERACZ
Prezesi chcieli bowiem utrzymać swoje stanowiska, a także otrzymywać wysokie nagrody roczne. Dlatego dawali prezydentowi łapówki. W sumie uzbierało się prawie 66 tysięcy złotych. I jeszcze 30 tysięcy, które prezydent Starachowic miał dostać od Mariana S., prywatnego przedsiębiorcy, który również zasiada na ławie oskarżonych. Oskarżony: Wojciech B. (38 l.), Marian S. (70 l.), Justyna Z. (28 l.) O: m.in. o korupcję Sąd: Barbara Nowak-łon, Sąd Rejonowy w Starachowicach Oskarżenie: Anna Jaskuła, Prokuratura Apelacyjna w Krakowie Obrona: Kazimierz Jesionek, Piotr Mazur (adwokaci Wojciecha B.), Michał Przybycień (Mariana S.), Elżbieta Fidzińska, Jerzy Siwonia (Justyny Z.)
Młody, idealny kandydat…
Wojciech B. początkowo brał pieniądze na festyny dla mieszkańców, ale później także na swoją kampanię wyborczą, która – jak sam przyznał – zaczęła się już wtedy, kiedy po raz drugi został wybrany na prezydenta miasta. Pośredniczyć w przyjmowaniu i przekazywaniu pieniędzy na kampanię miała Justyna Z. – urzędniczka z wydziału finansowego Urzędu Miasta Starachowic. Również i ona odpowiada przed sądem.
Główny oskarżony pochodzi z szanowanej lekarskiej rodziny. W 2006 roku był młodym, przystojnym i spoza układów, czyli idealnym kandydatem na prezydenta popieranym przez PIS. Wygrał w drugiej turze z kandydatem SLD, bo ludzie pamiętali dobrze „aferę starachowicką” z udziałem lewicy. Ale już w następnych wyborach samorządowych startował jako kandydat niezależny. w pierwszej turze.
Podczas jednego z przesłuchań potwierdził, że to od niego osobiście zależała obsada stanowisk prezesów w komunalnych spółkach i że to on osobiście przyznawał nagrody na wniosek rad nadzorczych.
– A czy ktoś sugerował panu te nominacje? – dociekali śledczy.
– Na początku pierwszej kadencji – jako że byłem członkiem Pis-u – tego typu sprawy konsultowałem z moją partią. W przypadku jednej nominacji naraziłem się i przysporzyło mi to wrogów wśród partyjnych kolegów.
W drugiej kadencji Wojciech B. był już niezależny od partyjnych układów. Zanim zatrzymali go funkcjonariusze Centralnego Biura Antykorupcyjnego, zdążył także wypisać się z PIS.
I
zwyciężył
Na początek potrzebował
„dychy”
Z pierwszą łapówką miało być tak: W kwietniu 2008 roku spotkał się w restauracji pod Wąchockiem z Szymonem Sz., ówczesnym prezesem Zakładu Energetyki Cieplnej, gminnej spółki. Na bankiecie, po walnym zgromadzeniu wspólników, panowie wypili „po kieliszku” i dość szybko przeszli „na ty”. To zapewne bardziej ośmieliło prezydenta, żeby następnym razem – również podczas imprezy integracyjnej – poprosić prezesa Zakładu Energetyki Cieplnej „na stronę”.
– Słuchaj, Szymek, potrzebna jest mi „dycha” – miał zagaić prezydent.
Prezes ZEC był trochę zaskoczony, ale dość szybko „podjął temat” i obiecał, że „postara się coś zorganizować”. Ukontentowany Wojciech B. pewnie poklepał prezesa po plecach i rzekł: – No to trzeba było tak od razu…
Szymon Sz. na wszelki wypadek jeszcze zapytał: – Wojtek, a ile to jest ta „dycha”?
– No, dziesięć – usłyszał.
tysięcy
złotych