Jezus żyje!
W lutym 2011 r. w bibliotece publicznej na warszawskim Mokotowie wpadł mi w łapska „Słownik imion współcześnie w Polsce używanych” autorstwa prof. Kazimierza Rymuta. Dzieło to służyło za podkładkę pod paproć, całkiem słusznie zresztą, gdyż rzadko da się spotkać wolumin w tak gustownie zielonej, a jednocześnie nieprzemakalnej okładce.
Gdy już dowiedziałem się, ilu jest w Polsce Michałów, Zygmuntów, Krystyn i Klementyn, i zacząłem kręcić kulki z gili, w oczy rzucił mi się:
– Jezus Maria! – zawołałem. Największy hit marketingowy w histo- wałem skontaktować się z autorem, jednak okazało się, że zmarł w 2006 r. Pracownicy Zakładu Onomastyki Polskiej w Instytucie Języka Polskiego PAN, którego profesor był kierownikiem, bezradnie rozkładali ręce.
Zwyczajowo, gdy chce się odnaleźć miejsce pobytu kogoś, kto wisi nam np. dużą kasę, udać można się w trzy miejsca. Pierwsze to Wydział Spraw Obywatelskich miasta, w którym jegomość powinien być zameldowany. Tam trzeba stoczyć batalię z urzędnikami zasłaniającymi się Ustawą o ochronie danych osobowych. Jako że dawne województwo legnickie liczyło 11 miast, od razu dałem sobie spokój.
Kolejnym krokiem jest udanie się do MSW, które udziela informacji adresowych ze zbioru PESEL. Do wniosku i 31 zł opłaty skarbowej dołączyć należy rzeczowe uzasadnienie potrzeby uzyskania danych. Skoro nie toczyłem z panem Jezusem żadnych sądowych batalii (...), mogłem pocałować ministra w członek.
Gdy zawiodą wszystkie inne środki, z półlitrową butelką wódki udać się należy do znajomego policjanta (...).
(...) Nie zdradzę oczywiście, z jakiej magicznej sztuczki skorzystał, niemniej po kilku dniach zawyrokował: Jedziesz do Wałcza. Do Jezusa Józefa Zająca (...).
Dwupiętrowy dom koło jeziora Raduń rzucał się w oczy jaskrawo- zielonym kolorem. Na bramie widniał szyld: „Józef i Tomasz Zając – mechanika samochodowa”. Podjazd zastawiony był samochodami i fiatem cinquecento – bo autem tego nazwać przecież nie można.
– Dzień dobry – zagadnąłem ufajdanego smarem jegomościa. – Szukam Józefa Zająca. Pan zapewne jest synem.
– Nie, pracownikiem. A o co chodzi?
– To dość specyficzna sprawa. Przyjechałem z Warszawy, jestem dziennikarzem.
– A czego dziennikarz może chcieć od pana Józefa?! – Wybałuszył oczy.
– Chodzi o imię ojca. To znaczy o imię pana Józefa. O Jezusa.
Dzieje Apostolskie
Pół godziny spędzone na werandzie z kieliszkiem w ręku wystarczyło, by pan Jezus dał się przekonać do rozmowy z gazetą. Nie za darmo, oczywiście, lecz w zamian za podanie wytłuszczoną czcionką wiadomej wszystkim wałczanom prawdy, że zakład należący do Zająców jest najlepszy w mieście, ceny są niskie, a robota solidna i terminowa.
Jezus Józef Zając urodził się 25 sierpnia 1925 r. w Ścinawie w rodzinie urzędnika kolejowego i nauczycielki. Oboje byli czystymi jak łza Polakami, co przecież powinno być naturalne dla wszystkich Jezusów – a nie, że tu nagle jakiś Żyd.
Historię swojego imienia pan Jezus opowiadał już tyle razy, że robi to z niechętnym grymasem. Ciąża jego matki Kamili przez prawie 7 miesięcy była zagrożona. Nie