Polak Polakowi człowiekiem
„za nasze pieniądze” – no, moje też, bo płacę podatki w Rzeczypospolitej – zarządza pan dyrektor placówki. Trzyma je w swoim biurze pod kluczem. Uznał, że toreb Polonusom nie da. Dała za to portierka znanej firmy ubezpieczeniowej, tyle że z Polakami niemającej nic wspólnego. Na galę Złotych Sów Polonii zaproszony był ambasador RP w Wiedniu Jerzy Margański; organizatorka osobiście zaniosła efektowny katalog – zaproszenie do sekretariatu. Szkoda, że polski urzędnik nie znalazł czasu na spotkanie z Polakami, którym wsparcie i czas jest winien z racji reprezentowania władz państwa. Nie znam obowiązków polskiego ambasadora pełnionych 24 marca, być może miał ważniejsze sprawy. Słyszałam w kuluarach, że profesor Władysław Bartoszewski, dawniej piastujący tu stanowisko ambasadora, nie omieszkałby przekazać kilku słów Polonusowi z Syberii, z Wilna czy z Londynu, jeśli tylko miałby wolną chwilę. Szczęśliwie konsul Tadeusz Oliwiński jest niezawodny i to on dziękował i towarzyszył Polonusom podczas wiedeńskiej uroczystości. Zabrakło też gospodarzy obiektu PAN. Część dyrekcji mieszka w budynku kilka pięter wyżej i była na miejscu. Ot, zawiłości polonijne…
Tegoroczne spotkanie z Polakami z różnych stron świata było o tyle ciekawe, że reprezentują oni różne rodzaje emigracji: z wyboru – sercową, ekonomiczną i tę bez prawa wyboru – jak dawniej w przypadku dziecka, Kasi Adamik. I Polaków urodzonych w polskich rodzinach, które pozostały po przesunięciu granic na Wschodzie, w rodzinach przymusowo rzuconych na Syberię prawie 150 lat temu. Ci pielęgnują tożsamość w całkiem innych warunkach, zrywają z wizerunkiem Polaka cierpiętnika. Oni chcą dawać, a nie brać! Podobnie na Słowacji, gdzie też jest Polonia i według różnych szacunków liczy od 2 do 10 tysięcy osób. Złota Sowa pojechała do Bratysławy z Małgorzatą Wojcieszyńską, tamtejszą działaczką. I do Grazu, razem z Anną Badorą, urodzoną w Częstochowie, Austriaczką roku 2011 nagrodzoną za zarządzanie kulturą. Dyrektorka jednego z najlepszych teatrów w Europie, Schauspielhaus w Grazu, najpierw „namieszała” w Max Reinhardt Seminar, ponieważ uparła się, że będzie studiować reżyserię – jako pierwsza kobieta. Wówczas, w latach 70., w Austrii było to niesłychane. Potem na scenach niemieckich, zwłaszcza w Düsseldorfie, razem z Andrzejem Stasiukiem wyśmiewali polskie i niemieckie uprzedzenia. Anna Badora otrzymała wiele międzynarodowych nagród artystycznych, ale Złota Sowa Polonii jest jej pierwszą nagrodą z polskiej strony. W myśl powiedzenia Jagi Hafner: Polak Polakowi człowiekiem…
Pójdźka z pieca
W kategorii Obywatel Austrii Złotą Sowę Polonii otrzymał Martin Pollack – pisarz, dziennikarz, tłumacz m.in. Kapuścińskiego. Po Sowę „wysłał” bratanka, dr. Thomasa Pankratza, sam był bowiem w Galicji na konferencji. Załączył piękny list: „Co za wspaniała nazwa dla nagrody. Jak mógłbym moje podziękowania ubrać w słowa? Długo nad tym myślałem. W końcu znalazłem wyjście – postanowiłem zamiast zwykłego podziękowania opowiedzieć państwu pewną historię o zwierzęciu, którego nazwę nosi ta nagroda”. I popłynęła magiczna historia o buszującym w dawnym chlebowym piecu wiejskiego domu nieznanym zwierzu, którego wystraszyła się żona pisarza, o przygotowaniach do złowienia go do poszewki. O śladach sadzy, bo zwierz musiał wpaść przez komin. Zwierz okazał się ptakiem. Pollack zobaczył, że to sówka. „Niestety, żadna złota sowa, zapewne zwykła pójdźka”. Dla pewności sięgnął po „Ptaki Polski” Andrzeja Kruszewicza, prezent od Zofii Reinbacher, właścicielki polskiej księgarni. Tu znalazł „ gościa”: „Pójdźka, łac.: Athene noctua”. Ptak patrzył zdziwiony, kiedy pisarz zaczął do niego mówić po polsku: „Chodź tu, no, chodź”. Przecież upewnił się co do gatunku w polskiej książce… W końcu zanurzył się po pas w przepastnym piekarniku, złapał sówkę do swojej poszewki, mówiąc do niej po polsku: „Nie bój się, chodź”. Uwolniona pójdźka majestatycznie odfrunęła w świetle księżyca, srebrnym, nie złotym. „Złota Sowa zajmie u nas szczególne miejsce. Przecież moja żona i ja kochamy ptaki, przede wszystkim Złote Sowy, ale też wszystkie inne, mniej szlachetne. Proszę przyjąć podziękowania. Martin Pollack”.
Złote Sowy Polonii wnoszą lepszy nastrój do polonijnych środowisk, a to bardzo dużo. Niektórym dodają skrzydeł. Po reakcjach laureatów widać, jak są im potrzebne, zaś po reakcjach polskich urzędników – jak niewiele o Polonii wiedzą.