Po prostu gotuję
Rozmowa z MARTĄ GRYCAN, bizneswoman z branży cukierniczej, nową gwiazdą medialną
– Powiedziała pani w jednym z wywiadów: „Sprawdzam siłę moich marzeń”. Na jakim etapie jest pani obecnie?
– Zawsze mam niedosyt i nowe pomysły. Śmieję się, że marzeń mam na tysiąc lat, a realizuję je tak, jakbym miała umrzeć jutro.
– Zawsze chciała pani stworzyć dom, w którym wszystko jest takie jak sto lat temu. Jaki był pani dom rodzinny i dom dziadków, bo zapewne stamtąd pragnie pani czerpać wzory?
– Cudowny, ciepły, rodzinny i z tradycjami...
– Nazwisko Grycan kojarzy się głównie z lodami, z Zieloną Budką. Co pani ma wspólnego z lodami? – Zupełnie nic. – Jak to? W takim razie jakim biznesem się pani zajmuje?
– Prowadzę cukiernię z tradycyjnymi wypiekami i niedługo otwieram moje pierwsze bistro.
– Pochodzi pani z rodziny lekarskiej. To dlatego pierwszym pomysłem na życie była medycyna, a nie cukiernictwo?
– Medycyna mnie w dalszym ciągu fascynuje, chyba muszę mieć jeszcze jedno życie, żeby spróbować swoich sił w chirurgii...
– Ponoć wszystko się zmieniło, gdy poznała pani męża. Czy to dla niego porzuciła pani medycynę, i prawo. Podobno udało się pani skończyć marketing i zarządzanie?
– Wszystko, co robię, to przede wszystkim dla siebie, i jeśli podej- muję jakieś decyzje, to nigdy nie rozpatruję ich w kategoriach poświęceń. A marketing bardzo mi się dzisiaj przydaje.
– Powiedziała pani, że dużo podróżowaliście. Co dały wam te podróże po świecie?
– Jak mówi mądre przysłowie – „podróże kształcą”. Uwielbiamy zwiedzać świat, poznawać nowych ludzi, odkrywać nowe smaki. To właśnie te wyjazdy, w czasie których odwiedzamy małe lokalne restauracyjki, miały duży wpływ na moją kuchnię.
– Miała pani zaledwie 19 lat, gdy wyszła za mąż. Co na to rodzice?
– Nie byli zachwyceni. Ukochana jedynaczka, która nagle zmienia wszystko... Szczerze mówiąc, dzisiaj jako matka trzech córek rozumiem, co musieli czuć moi rodzice, ale z miłości do mnie pogodzili się z moją decyzją, która jak widać była słuszna. Po prawie 20 latach małżeństwa wciąż jesteśmy szczęśliwi i się kochamy.
– Czyli nie żałuje pani tamtej młodzieńczej decyzji?
– A czy można żałować, że znalazło się szczęście?
– Jest pani mamą trzech dorastających córek, z którymi lubi spędzać wakacje. Młode dziewczyny wolą samodzielność i wolność. Czy rzeczywiście chcą jeździć z rodzicami?
– Spędzamy ze sobą nie tylko wakacje, ale każdą wolną chwilę. Myślę, że moim największym sukcesem jest moja rodzina i fakt, że udało mi się zaprzyjaźnić z córkami.
– Zdradzają pani, co zamierzają robić w przyszłości? – Mówimy sobie wszystko. – Czy odziedziczą pasję do branży cukierniczej? I czy każdej z córek otworzycie cukiernię i restaurację?
– Nigdy nie będę narzucać moim dzieciom, co mają robić. Uszanuję każdy ich wybór i decyzję. Jeśli więc będą chciały kontynuować moją pracę, będę im pomagać i je wspierać.
– Ale przecież nie tylko gotowanie panią interesuje, jest też pasja związana z modą...
– Każda kobieta kocha ubrania, ja największą miłością obdarzyłam buty. Chyba nigdy nie będę miała ich za dużo.
– Dlaczego zwolniła pani stylistkę?
– O tym, że rozstałam się z Marthą, przeczytałam w którejś z gazet na lotnisku, gdy wracałyśmy z wakacji. Obie byłyśmy tym bardzo zdziwione. Kiedyś wydawało mi się, że w każdej plotce musi być chociaż ziarenko prawdy, dzisiaj już wiem, że niekoniecznie. Tym razem kogoś poniosła wyobraźnia.
– A co z wiadomością, że pani córka Weronika zamierza pójść do Steinhardt, szkoły taneczno-