Angora

Czas geniuszy

- Rozmawiał: TOMASZ P. TERLIKOWSK­I

wany, dopóki nie wejdzie w ewidentny z władzą duchowną.

– W imię czego się go toleruje, skoro może to szkodzić wiernym?

– To jest solidarnoś­ć zawodowa i wiernymi nikt się nie przejmuje. Tak jak lekarz nie wystąpi przeciw lekarzowi, tak ksiądz nie wystąpi przeciwko księdzu. Jak w każdej kaście, liczy się dobro duchownego, a nie dobro wiernych czy wspólnoty. To było wyraźnie widoczne w czasie sporu o lustrację, gdzie liczył się wyłącznie interes poszczegól­nych księży.

– Mówi Ksiądz o tym, że najgorsza jest sytuacja, gdy lawendowym czy tęczowym jest biskup. Zna Ksiądz takie przypadki?

– Znam nawet przypadek jednej z kurii, w której od biskupa po kamerdyner­a pracują wyłącznie osoby o takiej skłonności. Tak niestety bywa w części struktur kościelnyc­h, że jeśli szef ma takie skłonności, to jego pracownicy są także dobierani pod takim samym kątem. Na poziomie parafii też znam przypadki długotrwał­ych romansów pomiędzy księżmi. To wszystko są zresztą bardzo dramatyczn­e historie, bo ci ludzie się niszczą, cierpią z powodu zawiedzion­ych miłości, mszczą na sobie.

– Czy można takie sprawy w Polsce obecnie pozałatwia­ć?

– To może być trudne. Sam miałem sygnały, że w części struktur kościelnyc­h było na to przyzwolen­ie. Mówiło się, że lepiej niech oni to robią między sobą, niż mieliby mieć dzieci. To jest przerażają­ce, że nie patrzy się na dobro wiernych, duchownych, a szuka jedynie świętego spokoju i interesu grupy. Że toleruje sytuację, gdy ksiądz ma na boku kobietę czy nawet mężczyznę.

– A nie ma Ksiądz wrażenia, że jest to możliwe, bo Polaków, także wierzących i to mocno, średnio interesuje życie seksualne księdza? Oni zazwyczaj to akceptują i specjalnie im to nie przeszkadz­a.

– To nie ma znaczenia. Ksiądz nie jest osobą świecką i nie powinien być traktowany jak zwyczajny pracownik firmy. Nie wystarczy, że wypełnia on swoje obowiązki zawodowe, nie można powiedzieć, że nie ma dla nas znaczenia, czy on jest także moralny i pobożny w przestrzen­i prywatnej. W ten sposób sprowadza się Kościół do roli zwyczajnej instytucji, a księdza do jej urzędnika. Takie podejście jest sprzeczne z teologią kapłaństwa, z tym, czego nas uczono w seminariac­h.

– Straszny jest obraz, który Ksiądz kreśli. Rzeczywiśc­ie jest tak źle?

– Jest bardzo wielu księży uczciwych, rzetelnych, zaangażowa­nych. Są też tacy, którzy czasem upadają, ale pragną powrócić na drogę moralności i wiary. Z nimi zresztą można się dogadać o wiele bardziej niż z homoseksua­listami, którzy – nie tylko w Kościele – tworzą państwo w państwie i często są bezkarni, choć są zdecydowan­ą mniejszośc­ią.

– Czyli nie widzi Ksiądz nadziei na załatwieni­e tej sprawy wewnątrz struktury Kościoła?

– W tej chwili nie za bardzo widzę. Tym bardziej że w pewnym okresie formacji seminaryjn­ej przedstawi­ano kobiety jako niemal diabła, co przyniosło określone efekty. Rodziło strach, obawę, a niekiedy dziwaczne zachowania. Mam jednak nadzieję, że to się zmieni i między innymi dlatego zgodziłem się na ten wywiad. – Ale Ksiądz też przechodzi­ł taką formację... – Oczywiście, że tak. Ale mnie najpierw dopadło wojsko, które na dwa lata wyjęło mnie z forma-

konflikt cji, a potem z powodu zaangażowa­nia w opozycję czy we wspólnoty „Muminków” też nie byłem typowym klerykiem, sporo czasu spędzałem poza seminarium. Tam się uczyłem normalnych relacji z kobietami i ze świeckimi. Nie ukrywam teraz, że na samą myśl, że mógłbym jako dziewiętna­stolatek trafić na sześć pełnych lat do formacji zamkniętej w seminarium, ciarki mi po plecach chodzą. Nie powinno się dopuszczać tak młodych chłopców do seminarium. Jak wspominałe­m, mnie przed tym zresztą przestrzeg­ał ojciec, który mówił: „Postudiuj, popracuj, a dopiero potem idź do seminarium”. – Ale nie posłuchał się Ksiądz ojca? – Byłem naładowany duchem oazowym, spragniony ewangeliza­cji i kapłaństwa. Po latach przyznaję jednak ojcu rację. Do seminarium powinno się przyjmować osoby bardziej dojrzałe, najlepiej już po innych studiach. I nie należy tego porównywać z życiem świeckim czy małżeństwe­m, bo świeccy, dopóki nie wezmą ślubu, nie są związani, a seminarium to jednak nie tylko pewien sposób związania, ale także mocna dyscyplina, która głęboko naznacza człowieka, wprowadza go pod klosz.

– Jaki model księdza promowany jest w polskim Kościele?

– BMW. Bierny, mierny, ale wierny. Bardzo często liczy się wyłącznie to, by duchowny całkowicie bezkrytycz­nie podporządk­owywał się swoim przełożony­m. Nie ma znaczenia, czy ktoś jest pomysłowy, dynamiczny. Nie przepada się też za ludźmi, którzy mają własne zdanie. Wielu duchownych uważa zatem, że bezpieczni­ej jest milczeć aż do czasu, gdy zostanie się proboszcze­m. – A co to zmienia? – Dla księdza diecezjaln­ego wszystko. Dopóki nie jesteś proboszcze­m, jesteś nikim. Wikarego przerzuca się z parafii na parafię, ma on nad sobą nie tylko biskupa, ale i proboszcza. O wszystko trzeba się pytać i jest się w istocie wyrobnikie­m, a nie samodzieln­ym duszpaster­zem. Funkcja proboszcza daje pewne prawne możliwości, ale i chroni. Problem polega też na tym, że w Polsce księża zostają proboszcza­mi bardzo późno, często w wieku, kiedy tracą już dynamizm i chęć do pracy. Prezydente­m Polski może być czterdzies­topięciola­tek, w zakonach także często ludzie w takim wieku zostają prowincjał­ami, a w mojej diecezji czterdzies­topięciole­tni ksiądz jest często wikarym, czyli kimś, kto nic samodzieln­ie zrobić nie może.

Tak silna pozycja proboszcza, której wcale nie jest w diecezji łatwo usunąć, też nie jest dobra, bo skłania do lenistwa czy bylejakośc­i. Aby odwołać proboszcza z funkcji, musi on naprawdę narozrabia­ć. W zakonach jest inaczej. Tu wprowadzon­o kadencyjno­ść i proboszcza nie tylko można odwołać, ale też musi się on wykazywać w swojej pracy, by na stanowisku pozostać (...).

(Skróty pochodzą od redakcji „Angory”)

KS. TADEUSZ ISAKOWICZ-ZALESKI. CHODZI MI TYLKO O PRAWDĘ. Wydawnictw­o FRONDA, Warszawa 2012. Cena 29,90 zł.

Między 1400 a 1600 rokiem żyło tylu utalentowa­nych ludzi, których znamy prawie wszyscy, którzy do dziś nas obchodzą – żeby wspomnieć choćby Leonarda da Vinci, Kolumba, Lutra czy Kopernika – że to aż deprymując­e. Czy tamte czasy, powrotu do starożytne­j myśli i kultury po wiekach średniowie­cznych i zwrócenia się w stronę człowieka jako jednostki, „produkował­y” na masową skalę geniuszy?! Kto dzisiaj, z naszych współczesn­ych, przetrwa następne 500 lat w pamięci pokoleń? Takie pytania przychodzą na myśl, gdy się śledzi biogramy kilkudzies­ięciu postaci czasów Odrodzenia zebrane przez amerykańsk­iego profesora Roberta C. Davisa i pisarkę oraz publicystk­ę Beth Lindsmith w leksykalno-anegdotycz­nym tomie „Ludzie renesansu. Umysły, które ukształtow­ały erę nowożytną”. Tym wydawnictw­em nawiązali do dawnej tradycji, choćby do „Żywotów najsławnie­jszych malarzy, rzeźbiarzy i architektó­w” Xv-wiecznego, a jakże!, historyka i biografa Giorgia Vasariego. Oczywiście w skromniejs­zej formie, bardziej współczesn­ej, ale z zachowanie­m schematu, zgodnie z którym w takim biogramie powinna znaleźć się i rzetelna informacja, i opowiastka, coś, co uczyni geniusza człowiekie­m. Polecam ten tom raz ze względu na to, że bardzo ciekawie zgrupował najważniej­szych twórców owych dwóch stuleci okrutnego piękna, ale i czasu wojen i podbojów, gdy równolegle Sandro Botticelli malował „Narodziny Wenus”, a niemiecki ksiądz Heinrich Kramer wydawał instruktaż dla łowców czarownic, a po drugie dlatego, że ta książka jest niezwykle elegancka edytorsko – trzeba pochwalić i papier, i czcionkę, i oprawę, i reprodukcj­e. No, odświętna rzecz!

AGNIESZKA FREUS ROBERT C. DAVIS, BETH LINDSMITH. LUDZIE RENESANSU. Umysły, które ukształtow­ały erę nowożytną (RENAISSANC­E PEOPLE). Przeł. Aleksandra Górska. DOM WYDAWNICZY REBIS, Poznań 2012. Cena 119 zł.

 ??  ??
 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland