Ja zapłaciłem!
Usługi, których nie ma
skrzywdzić! Zanikają podziały partyjne, wszyscy stają się nagle solidarni. Jak długo jeszcze będziemy świadkami tej szopki?
Zgadzam się z podstawowymi tezami listu p. prof. dr. hab. XY (ANGORA nr 11), ale dziwię się, że do przekazania swoich racji pan profesor posługuje się manipulacją, żeby nie powiedzieć... kłamstwem.
Chodzi mi o jedno zdanie: „Powszechnie wiadomo, że pewne grupy pracowników mundurowych zgodnie z prawem pracują tylko 15 lat (bo już się przepracowali)”. Panie profesorze, skąd ten sarkazm? Czyżby należał pan do tych, którzy za żadne skarby nie poszliby do wojska czy policji, ale stoją im w gardle „przywileje” emerytalne mundurowych? Pierwsza część tego zdania też nie jest prawdziwa.
Otóż pracownicy mundurowi nie „pracują 15 lat”, ale po 15 latach mają prawo do minimalnej (40%) emerytury (no, może z wyjątkiem gen. Głódzia, który po 13 (15?) latach służby uzyskał pełną (75%) emeryturę wojskową). Zwykle chcą pracować jak najdłużej, ale nie zawsze jest to możliwe, bowiem „wolna Polska” widziała już wiele czystek, a działania różnych „reformatorów” nie dawały im wyboru. Zresztą, do czego mieli się spieszyć? Do emeryturki 800 – 1500 zł i kariery ochroniarza za 5 zł/godz.? A pracować muszą, ponieważ tacy 15-letni emeryci zazwyczaj mają dzieci w wieku szkolnym.
W swoim cywilnym życiu nie mają lekko – z jednej strony wyrzuca się im, że zbyt wcześnie otrzymali „emerytury”, a z drugiej spotykają się z niechęcią właśnie z powodu swojej chęci pracy. Przeciwnicy „przywilejów” mundurowych przypominają przeciwników aborcji, którzy uważają, że kobieta o niczym innym nie marzy, jak tylko zajść w ciążę i natychmiast ją usunąć. Otóż, powtarzam, przeważająca większość mundurowych także chce pracować w swoim zawodzie, ale im się to często uniemożliwia.
Oczywiście można dyskutować na temat tych przywilejów, można i wydłużać czas przejścia na emeryturę, ale elementarna uczciwość nakazywałaby wprowadzać nowy system tylko dla podejmujących pracę. Bowiem ci, którzy przyszli do wojska, policji itp., przyszli na innych warunkach! Pacta sunt servanda! Tymczasem po 1989 roku trzykrotnie zmieniano warunki wypłacania świadczeń emerytalnych dla tych, którzy przed tym rokiem znaleźli się na emeryturze. Zawsze na mniej korzystne.
Moje życie w wojsku wyglądało następująco: po szkole oficerskiej 3 lata w Krośnie Odrzańskim, 4 lata w Warszawie, 1,5 roku w Kędzierzynie-koźlu, 2 lata w Nysie, 3 lata w Gliwicach, 2 lata w Żarach i3 lata w Żaganiu. A w ciągu pierwszych 10 lat małżeństwa z żoną mieszkałem trochę po- nad rok. Oczywiście, te przeniesienia były powodem także innych problemów życiowych. A do tego dochodziły ćwiczenia, alarmy i poligony.
Być może dzisiejsi żołnierze zawodowi (z wyłączeniem kontyngentu afgańskiego) mają lżej, bo uczestnictwo w mszach i pielgrzymkach nie jest tak uciążliwe jak ćwiczenia w polu w styczniu lub marcu. Nie żalę się. Wiedziałem, na co się decyduję i dzisiaj wcale tego nie żałuję. Ale zastanawiam się, czemu ma służyć cała ta kampania antymundurowa? A może odwróceniu uwagi od prawdziwych przywilejów władzy?
Wielu też chciałoby mieć spokojną i przewidywalną 8-godzinną pracę i prawo do 40% emerytury po 15 latach. Ale za wszystko trzeba płacić i ja właśnie zapłaciłem! my wszystko załatwią – będą bardziej skuteczne.
Zalecam wielką ostrożność w zawieraniu umów na odległość. W końcu maja ub. roku zadzwoniła do mnie przedstawicielka sieci Play, zachęcając do podpisania umowy w zamian za darmowy aparat telefoniczny. Skąd znała mój numer – nie wiem. Mieszkam w miejscowości, w której generalnie są kłopoty z zasięgiem. Jedynie sieć T-mobile, z której obecnie korzystam, ma jako taki zasięg.
Pomimo zapewnień (rozmowa była ponoć nagrywana) o bardzo dobrym zasięgu, po podpisaniu umowy i odebraniu telefonu okazało się, że zasięgu w moim domu nie było. Wciśnięto mi bezużyteczne pudełeczko, z którego skorzystać nie mogłem. Telefon jest mi potrzebny w miejscu zamieszkania, a nie w mieście położonym obok. Jestem bowiem schorowanym emerytem i prawie nie wychodzę z domu. Zmuszony więc byłem wycofać się z umowy.
Druczek o odstąpieniu od umowy i telefon odesłałem w ustawowym terminie (do 10 dni), a potem wielokrotnie przesyłałem kopię dokumentu na adres Playa, bo ciągle mieli wątpliwości...
Sprawa ciągnie się od czerwca ubiegłego roku. Play nie uznaje mojej reklamacji, używając różnych, sprzecznych ze sobą argumentów. Najbardziej o panującym tam bałaganie świadczy ostatnie pismo (7 lutego 2012 r.), w którym kolejna konsultantka informuje, że nie zarejestrowano mojego zgłoszenia o odstąpieniu od umowy. A przecież niewątpliwie wpłynęło o czasie, bo inna przedstawicielka Playa przepraszała „za nieodnotowanie tego faktu w piśmie z 19 września ub. roku”, czyli parę miesięcy temu...
Nękają mnie rachunkami za usługi, których nie są w stanie zrealizować. Grożą wpisaniem na listę dłużników. Odwołałem się do Rzecznika Konsumenta, UOKIK oraz Urzędu Komunikacji Elektronicznej. Mam nadzieję, że to pomoże...
Niemniej, chciałbym przestrzec chętnych przed podpisywaniem umowy z siecią Play, bo po co im zszargane nerwy i takie kłopoty, jakich ja dostąpiłem.
Z pozdrowieniami dla redakcji
Kolumny opracowała: BOGDA MADEJ-WŁODKOWSKA